Sam w relacji z naszej wyprawy odpowiedziałem na to pytanie twierdząco, teraz zadam je wam. Czy bushcraft jest dla każdego?
Przemysław Płoskonka: Tak, bo las jest dla każdego.
Sergiusz Borecki: Zdecydowanie dla każdego. Nie ma przecież żadnych ograniczeń, czy to finansowych, czy społecznych. Nie potrafię wskazać żadnej grupy – wiekowej, zawodowej czy jeszcze jakiejś innej – dla której las byłby nieodpowiedni.
Obecnie wiele osób ma jednak opory przed wejściem do lasu.
Płoskonka: To często jest po prostu kwestią tego, że takie osoby nigdy nie trafiły na kogoś, kto w ciekawy sposób przedstawiłby im las. Są też bariery zupełnie innej natury. Z moich badań wynika, że najczęstszą barierą nie są finanse czy lęk, ale brak czasu.
Załóżmy jednak, że ktoś ma ten czas i z jakichś powodów zainteresował się bushcraftem, ale nadal waha się przed pójściem do lasu. Co powiedzielibyście takiej osobie?
Borecki: Obawy wynikają najczęściej z lęku albo braku doświadczenia. Rozwiązaniem może być więc znalezienie kogoś, kto to doświadczenie ma. Nie musi być to profesjonalny instruktor, tylko po prostu ktoś, kto już to robił. Taka osoba stwarza ci poczucie komfortu, z nią szybciej nabierzesz wprawy. A w sytuacji zagrożenia, pozwoli w bezpieczny sposób wycofać się z takiej aktywności.
Płoskonka: Ja zadałbym takiemu niezdecydowanemu jedno pytanie – po co chcesz iść do lasu? Idziesz tam odpocząć czy chcesz coś sobie udowodnić? Kiedy odpowiesz sobie na pytanie o cel, łatwiej będzie znaleźć człowieka, który pomoże ci go zrealizować.
Płoskonka: Przeczytałem kiedyś sentencję, którą z wiekiem coraz łatwiej dopasować mi do samego siebie: wyprawa w głąb lasu to wyprawa w głąb samego siebie.
Borecki: Ale też po prostu nacieszyć oczy, uszy, zrelaksować się. Ktoś przyzwyczajony do życia w mieście, wśród wielu różnych bodźców, może tego nie doceniać, ale ja karmię się obrazami i dźwiękami, które oferuje mi las.
Wracając do początkujących bushcrafterów – jest już decyzja o pójściu do lasu. Co dalej?
Borecki: Trzeba do tego lasu rzeczywiście iść. Spotykałem ludzi, którzy kilka razy zapisywali się na wyjścia, a nawet na kursy bushcraftowe, ale w ostatniej chwili zawsze rezygnowali. Wymówki mieli różne – a to zepsuł się samochód, a to bolała głowa. Ważne jest, by nie skończyć na decyzji, tylko przejść od planu do działania. Nawet jeśli ostatecznie miałoby się nie udać.
Borecki: Mniej więcej rok temu, jeszcze przed pandemią, byłem tu, gdzie teraz jesteśmy, czyli w Mazowieckim Parku Krajobrazowym. W naszej grupie był Rosjanin wychowany w Kanadzie, i to w tej leśnej części kraju. Ten facet nigdy nie był na noc w lesie, postanowił, że teraz spróbuje. I co? Przed czwartą odwoziłem go na pociąg. Ewidentnie chciał zaliczyć tę noc, ale po prostu nie był w stanie.
Czyli wracamy do tego, o czym już mówiliście – na pierwszą wyprawę nie powinniśmy wyruszać w pojedynkę.
Płoskonka: Przede wszystkim nie trzeba od razu porywać się na nocleg w środku lasu. Lepiej będzie spędzić tam po prostu trochę czasu, choćby i w ciągu dnia. Czas na spanie w lesie przyjdzie, gdy poczujesz się w nim pewniej i nabierzesz ogłady.
Borecki: Lepiej mieć niedosyt, niż pójść do lasu z jakimś celem i później przeżyć rozczarowanie.
Płoskonka: Przebywanie w lesie ma sprawiać ci przyjemność. Jeśli dobrze czujesz się w nim tylko przez godzinę, to na początku niech będzie to ta godzina. Zastanów się, czy spania w lesie nie będziesz traktować jako przykrego obowiązku. To mijałoby się z celem.
W którym momencie najlepiej zrezygnować? Co będzie sygnałem, że nie ma sensu tego ciągnąć?
Borecki: Kwestia indywidualna, doświadczony przewodnik jest w stanie zauważyć, że uczestnik wyprawy ma już dość. A jeśli chodzi o samego siebie, sprawa jest jeszcze prostsza. Gdy męczysz się w lesie, a strach jest większy niż przyjemność, to warto się wycofać.
Płoskonka: W lesie powinniśmy przebywać wtedy, gdy dobrze się tam czujemy. Wycofanie się to nie żadne okazanie słabości, tylko przejaw zdrowego rozsądku. Na pewno nie należy zgrywać twardziela i upierać się przy zostaniu w lesie, gdy przewodnik widzi, że tak naprawdę nie mamy na to najmniejszej ochoty.
Gdzie znaleźć osoby, które wprowadzą nas w świat bushcraftu?
Borecki: Choćby w internecie. Można zgłosić się do naszego stowarzyszenia, można też napisać do osoby, która się tym zajmuje – prowadzi bloga albo kanał na YouTubie. Dobrym pomysłem będzie też podpytanie o takie osoby w nadleśnictwie, na teren którego się wybieramy. Zwykle nadleśniczy jest w stanie wskazać kilka adresów. Opcji jest wiele, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał pomóc.
Płoskonka: Z internetem trzeba być jednak ostrożnym. Nie mówię tylko o poszukiwaniu tam towarzysza wyprawy, ale również o zdobywaniu informacji. To, co znajdujemy w internecie, trzeba bardzo uważnie filtrować. Jest tam wiele wartościowych i pomocnych treści, ale również wiele bzdur. Pamiętajmy, że w sieci wpis dodać może absolutnie każdy.
Borecki: Warto też poszukać informacji na temat ekipy, z którą idziemy. Prawdopodobnie nie będzie to żadna firma, tylko kilku pasjonatów. Są jednak np. facebookowe grupy, gdzie można znaleźć coś na ich temat.
Przewodnik to jedno, ale niezbędny jest też odpowiedni sprzęt. W co warto się zaopatrzyć przed wyjściem do lasu?
Płoskonka: To zależy, ile czasu chcemy tam spędzić. Jeśli idziemy na kilka godzin albo jedną noc, nie ma sensu wydawać majątku na specjalny sprzęt.
Borecki: Widzieliśmy już ludzi, którzy przed rozpoczęciem przygody z bushcraftem kupowali masę drogiego sprzętu. Tymczasem po jednym wyjściu okazywało się, że to nie jest ich bajka.
Płoskonka: Przez długi czas bushcrafterzy i survivalowcy zaopatrywali się w sprzęt militarny, który jest bardziej trwały niż ciuchy ze sklepów sportowych, a do tego względnie tani. Teraz środowisko wykonało zwrot w stronę specjalistycznego sprzętu, często produkcji marek, które zaopatrują tylko tę branżę. Rozpoczęło się coś, co można nazwać "wyścigiem zbrojeń”. Nie ma jednak sensu, by dołączali do niego początkujący. Im polecam właśnie sklepy militarne, gdzie w niezłej cenie dostaną solidny sprzęt.
Mówicie, żeby nie przesadzać z ilością sprzętu, jednak są rzeczy, które po prostu trzeba mieć ze sobą.
Płoskonka: Na stronie np. Lasów Państwowych dostępna jest checklista, na której wypisano wszystko, co należy wziąć ze sobą. Tam początkujący – i nie tylko – znajdą wszystkie niezbędne informacje.
Przechodząc do konkretów – trzeba mieć ze sobą mapę, najlepiej zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej. Tu trzeba pochwalić Lasy Państwowe za aplikację MBDL, czyli aplikację monitorującą przemieszczanie się i posiadającą zaktualizowane informacje o lasach. Na wypadek niespodziewanych awarii telefonu warto włożyć do plecaka tradycyjny kompas. Przydaje się również gwizdek, którym możesz choćby sygnalizować swoją obecność.
Przed wyjściem do lasu koniecznie trzeba też poinformować kogoś z rodziny albo znajomego, gdzie dokładnie idziemy.
To wszystko na pewno sprawi, że będziemy zabezpieczeni, ale nie jest przecież tak, że zagrożeń w lesie w ogóle nie ma.
Borecki: Zagrożenia są wszędzie. W domu jest niebezpiecznie, bo masz butlę z gazem, w samochodzie jest niebezpiecznie, bo ktoś może w ciebie wjechać, a w lesie jest niebezpiecznie, bo drzewo może się na ciebie zawalić. Nie ma miejsca pozbawionego zagrożeń.
Płoskonka: Z drugiej strony, nie można tworzyć wrażenia, że w lesie jest całkowicie bezpiecznie. Już sam fakt zmienności pogody stwarza jakieś zagrożenie. Ale nie należy też rozpowiadać, że wyprawa do lasu to pewne niebezpieczeństwo.
Jednak wielu ludzi odczuwa strach przed spędzeniem nocy w lesie. W dużej mierze przez obawę przed atakiem zamieszkujących go zwierząt.
Borecki: To często kwestia niewiedzy albo braku doświadczenia. Zrozumienie tego, jak funkcjonuje las, sprawia, że przestajesz obawiać się zagrożenia. Nadal masz je z tyłu głowy, ale już cię nie przerażają. Jeśli nie posiadasz doświadczenia, największym niebezpieczeństwem będziesz ty sam. Albo inny człowiek, np. myśliwy.
A w drugą stronę – o czym pamiętać, żeby nie stać się zagrożeniem dla lasu?
Borecki: Ostatnio coraz częściej można przeczytać, że człowiek jest wrogiem przyrody. To nie tak. Wszystko zależy od postawy człowieka. Jeśli jest ona roszczeniowa, egoistyczna, to rzeczywiście las może ucierpieć. Jednak człowiek nie zawsze jest destruktorem, choć faktycznie często nim bywa.
Zdarza się pewnie, że błędy wynikają nie ze złych chęci, tylko braku wiedzy.
Płoskonka: Często popełnianym ogólnym błędem jest chodzenie do lasu z nastawieniem, że idę tam po prostu "ja”. To przekłada się na brak pokory, a z tego wynikają już przyziemne zachowania, jak śmiecenie czy niszczenie przyrody. Musimy pamiętać, że jesteśmy jej częścią, więc szkodząc lasowi, szkodzimy samym sobie.
Gdy myślę o błędach, od razu przychodzi mi do głowy zły dobór miejsca na rozbicie biwaku. Jakie są zasady w tej kwestii?
Borecki: Nie rozstawia się namiotu w pobliżu leśnych parkingów. W każdej chwili może przyjechać tam np. grupka osób pijących alkohol, dla których staniesz się obiektem zainteresowania. Trzeba wejść w las na tyle głęboko, żeby znaleźć się poza wzrokiem ludzi z zewnątrz. Z drugiej strony, zapuszczanie się w środek puszczy też nie jest najlepszym pomysłem.
Ciężko wskazać konkretne miejsce czy dystans, ale początkującym polecam wejście kilkaset metrów wgłąb lasu. Nie ma sensu spacerować kilometrami w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Po pierwsze – ze względów bezpieczeństwa, po drugie – gwarantuję, że takie same doświadczenie wizualne i akustyczne jak w środku lasu, znajdziesz na jego skraju.
Na początku rozmowy, jeszcze przed wywiadem, wspomnieliście o wizerunku nowoczesnego bushcraftera – brodacza wygrzewającego się na hamaku z piwkiem w ręku. Jak to jest z tym piwkiem? Dajecie zielone światło czy jednak lepiej się wstrzymać?
Borecki: Z alkoholem w lesie na pewno trzeba uważać. Zależy też, z kim jesteśmy – samemu, z grupką początkujących czy wśród doświadczonych bushcrafterów. Nawet jeśli kilka osób otworzy sobie po piwku, w grupie powinien być ktoś, kto nie pije i w razie potrzeby może poprowadzić samochód. Zdaję sobie sprawę, że piwo czy grzaniec przy ognisku to przyjemna rzecz, ale lepiej odpuścić sobie, niż potem żałować.
Płoskonka: Kluczowa jest ta kwestia odpowiedzialności. To nie dotyczy tylko lasu. Nie mogę zrozumieć sytuacji, w której ojciec siedzi z dziećmi na plaży, a po trzecim piwku zabiera je do wody. A takie sytuacje zdarzają się niestety często, zapewne również w lesie.
Abstrahując od samego alkoholu – jak zapatrujecie się na biwakowanie z mnóstwem marketowego jedzenia i picia? Nie kłóci się to z pierwotną ideą bushcraftu?
Płoskonka: Wątpię, żeby twórcy bushcraftu zastanawiali się nad tym, co będą jeść amatorzy tej dyscypliny. Jeśli ktoś stawia sobie za cel żywić się tylko tym, co oferuje natura, to jego wybór. Jeśli ktoś chce zabrać ze sobą przekąski z supermarketu, też jest to w porządku.
Borecki: We współczesnym rozumieniu bushcraftu dobre jedzenie jest jego istotnym elementem. Czy to będzie surowe mięso, czy paczka paluszków, to nie ma żadnego znaczenia. Nie zamierzamy narzucać ludziom jakiejś specjalnej leśnej diety, najlepiej składającej się tylko z mięsa, które zdobędą na miejscu. No nie, to tak nie działa. Jeśli ktoś dobrze będzie czuł się na biwaku z pizzą, niech weźmie pizzę. Ważne jest tylko to, aby po sobie posprzątać.
Na co należy zwrócić uwagę, wychodząc z lasu? Śmieci – to wiadomo. Ale może coś jeszcze?
Borecki: Trzeba pamiętać, że śmieci to nie tylko to, co wyrzucamy celowo, ale również sprzęt, o którym zapominamy. Bardzo często w lesie zostają linki od namiotu czy wbite w ziemię śledzie. Takie elementy nie tylko zaburzają obraz lasu, ale także tworzą zagrożenie dla zwierząt.
Wyznajemy filozofię "leave no trace”, czyli "nie pozostawiaj śladu”. Nie chodzi o to, żeby ślady zatrzeć, tylko żeby faktycznie minimalizować ich powstawanie. Nie da się biwakować tak, by w żaden sposób nie wpłynąć na przyrodę, bo zawsze wydepczemy kawałek trawy i odgarniemy trochę ściółki. Cały czas trzeba mieć jednak świadomość, że im mniejszy wpływ na las wywrzemy, tym przyjemniej będzie się do niego wracać.