To prawda, że pasy uratowały Panu życie już na pierwszym rajdzie w karierze?
Macie dobre informacje, bo faktycznie tak było (uśmiech). Odkąd pamiętam byłem „motoryzacyjnym” dzieckiem, a rajdami zaraził mnie tata, który zabrał mnie kiedyś na Rajd Wisły. Od tamtej pory zapragnąłem zostać kierowcą rajdowym i w końcu – po wielu latach zbierania pieniędzy – kupiłem sobie malucha, z którego zrobiłem rajdówkę. Miał klatkę bezpieczeństwa, kubełkowe fotele i właśnie profesjonalne pasy. Byłem tak podekscytowany swoim pierwszym prawdziwym startem w małym rajdzie w okolicach domu, tak bardzo chciałem wtedy pokazać, że jestem najszybszy, że… przesadziłem i wylądowałem na dachu. I gdybym faktycznie nie miał wtedy zapiętych pasów, które ściśle trzymały mnie w fotelu, to podczas dachowania latałbym bezwładnie po kabinie. Jak się pewnie domyślacie, takie latanie nie skończyłoby się dobrze. Wtedy oczywiście byłem załamany tym, że rozbiłem moją rajdówkę, ale dzisiaj wiem, iż było jak w powiedzeniu „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, ale najlepiej uczcie się na cudzych błędach.
Z pewnością przywiązuje Pan za kierownicą uwagę do każdego detalu, nie tylko w ustawieniach auta rajdowego, ale i prywatnego. Czy należy Pan do tych kierowców, którym podczas podróżowania “cywilnego” pasy bezpieczeństwa przeszkadzają w wygodnej jeździe? Traktuje Pan je jako zło konieczne?
Chyba nie wyobrażam sobie wygodnej jazdy bez pasów. Dla mnie wygodna podróż zależy nie tylko od komfortu, ale także od poczucia bezpieczeństwa. Bez pasów czuję się nieswojo, jakby brakowało mi czegoś ważnego. Pasy nie są złem koniecznym – to fantastyczny wynalazek, który uratował już niejedno ludzkie życie. Co więcej, podczas pokonywania zakrętu to pasy mają trzymać nas w fotelu, a nie my mamy się trzymać kierownicy, bo wtedy zmniejsza się nasze pole manewru i możliwości odpowiednich ruchów kołem.
Skoro mówimy o detalach… Dlaczego to tak ważne, by pasy bezpieczeństwa były zapięte nie byle jak, a właściwie?
Gdy chodzi o bezpieczeństwo, to każdy, nawet najmniejszy drobiazg nabiera znaczenia. Nie na wszystko mamy wpływ na drodze, więc tym bardziej – dla własnego życia i zdrowia – warto się skupić na tych czynnościach i zachowaniach, które mamy pod kontrolą i które podnoszą nasze bezpieczeństwo lub mogą złagodzić skutki ewentualnego wypadku. Dla przykładu, samochody rajdowe mają wiele rozwiązań chroniących załogę. Jednym z nich są szelkowe pasy bezpieczeństwa, które muszą być mocno dociągnięte, by ściśle przylegały do ciała zawodnika. Zawsze to sprawdzam przed startem do odcinka specjalnego, bo od tego zależy moje bezpieczeństwo.
Nie inaczej jest w zwykłym samochodzie, także tu szczegóły mają ogromne znaczenie dla naszego zdrowia i życia. Tymczasem łatwo jest wpaść w pułapkę myślenia, że „zapinanie pasów jest banalnie proste, jak można się pomylić w tak z pozoru prostej czynności”. Też tak myślicie? To przerwijcie na chwilkę czytanie tego wywiadu i skoczcie do swojego samochodu. Usiądźcie w fotelu, zapnijcie pas i sprawdźcie, czy przebiega dokładnie przez środek waszego barku? Tak? No to bardzo się cieszę, bo macie dobrze ustawiony górny punkt mocowania pasa do słupka. Gdy ten punkt jest za wysoko, grozi to obrażeniami szyi, a jeśli za nisko, pas może się ześlizgnąć i nie przytrzyma odpowiednio naszego ciała. Poza tym ważne jest, by pas nie był skręcony, a jego dolna część była poprowadzona pod brzuchem i ściśle przylegała do kości biodrowych. Właśnie z tego powodu zimą nie powinniśmy zapinać pasa na grube kurtki czy płaszcze. W razie wypadku te wszystkie „drobiazgi” decydują o tym, jak skutecznie pas nas ochroni. Pamiętajcie proszę o tym zawsze, gdy wsiadacie do auta.
Jak ocenia Pan zaangażowanie Grupy LOTOS w krzewienie wiedzy na temat bezpieczeństwa za kierownicą? Był Pan na organizowanych w ramach projektu „Mistrzowie w pasach” pit stopach na stacjach paliw LOTOS. Jak duże zainteresowanie taką wiedzą wykazują polscy kierowcy?
“Mistrzowie w pasach” to tylko jeden z wielu projektów CSR-owych, jakie Grupa LOTOS realizuje, ale statystyki pokazują jak bardzo jest ważny. Czy wiecie, że podczas niektórych “pit stopów” nawet w ponad 80 proc. sprawdzonych samochodów dzieci były źle przewożone, a zaledwie niecałe 20 proc. pasażerów miało prawidłowo zapięte pasy i dobrze ustawione zagłówki? Dlatego bardzo się cieszę, że ten problem, o którym wielu kierowców nie wie, został zauważony w Grupie LOTOS i był impulsem do uruchomienia tego programu. Warto podkreślić, że coraz więcej firm w naszym kraju angażuje się w działania odpowiedzialne społecznie. I nie mam tu na myśli tylko dużych korporacji, ale także wiele małych przedsiębiorstw, które działają lokalnie.
Nie czarujmy się, na naszych drogach wszyscy mamy jeszcze sporo ciężkiej pracy nad poprawą bezpieczeństwa. Dlatego każde działanie, ogólnopolskie czy lokalne, prowadzące do zwiększenia wiedzy i świadomości użytkowników dróg jest cenne, bo bezcenne jest nasze życie i zdrowie. Moje doświadczenie z “pit stopów” pokazuje, że są kierowcy, którzy specjalnie przyjeżdżają na te wydarzenia, bo chcą się dowiedzieć,czy są bezpieczni w pasach, a ich dzieci w fotelikach. To budujące, duże brawa dla nich!
Kierowcy nie reagują opornie na instruowanie ich w tak teoretycznie prostej, intuicyjnej sprawie, jak zapinanie pasów?
To wszystko zależy od sytuacji. W czasie “pit stopów” na stacjach mamy różnych gości. Niektórzy z nich się śpieszą, czasami ktoś ma zły dzień, albo wręcz przeciwnie – wtedy trafiamy na bardziej „podatny grunt”. Najważniejsze to serdecznie, z uśmiechem przełamać „pierwsze lody” i po prostu pokazać, że zależy nam na ich bezpieczeństwie. Nie zawsze jest łatwo, nie zawsze udaje się do kogoś dotrzeć z wiedzą, bo niestety nadal spotykamy się z mocno zakorzenionymi opiniami, że w razie wypadku większe szanse mają ci, którzy nie zapinają pasów. To bzdura.
Jesteśmy przekonani, że posiadanie prawa jazdy to dowód, iż wiemy wszystko o właściwym korzystaniu z auta, a statystyki pierwszej edycji „Mistrzów w pasach” pokazały, że tylko niewielki odsetek kierowców właściwie zapinało pasy. Pokora ratuje życie i zdrowie?
Świetnie Pan to ujął. Za kierownicą nie zmieniamy się w Supermana, lecz nadal jesteśmy tylko ludźmi. Podatnymi na emocje i błędy, które zdarzają się każdemu – także i mnie. Pokora oznacza także motywację do nauki i ciągłego doskonalenia swoich umiejętności. Czy najlepsi kierowcy – mistrzowie świata w rajdach, czy Formule 1 – po zdobyciu tytułów mistrzowskich przestali pracować nad sobą? Jestem przekonany, że zabrali się do jeszcze cięższej pracy, mimo że wywalczyli już miano najlepszych na świecie. Nawet jeśli jeździmy dobrze, to wcale nie oznacza, iż nie możemy być jeszcze lepszymi, bardziej świadomymi i finalnie bezpieczniejszymi kierowcami. Ja też staram się mieć otwarty umysł i ciągle się uczyć.
Czy tej wiedzy nie powinno wynosić się z ośrodków szkolenia kierowców? Uważa Pan, że uczą ona naprawdę bezpiecznej jazdy, czy tylko zdawania egzaminów? A może znajomość podstawowych systemów bezpieczeństwa powinna być ważniejszą częścią egzaminu na prawo jazdy?
W ciągu kilkudziesięciu godzin zajęć teoretycznych i praktycznych trudno jest przekazać całą wiedzę dotyczącą jazdy samochodem. Pamiętajmy, że każdy z nas ma różne predyspozycje. Niektórzy już od razu po kursie i egzaminie całkiem nieźle sobie radzą na drogach, a są też kierowcy potrzebujący więcej czasu i kilometrów na zdobycie wprawy. To naturalne. Fakt, coraz więcej samochodów w Polsce jest wyposażonych w system ABS czy ESP, więc dobrze jest wiedzieć do czego służą i jak działają.
A co z fotelikami dla dzieci? Wiedzy na temat ich właściwego montażu większość kierowców też nie zdobywa na kursie przed egzaminem na prawo jazdy. Sądzi Pan, że dzieci podróżujące po polskich drogach są w pełni bezpieczne? Czy może rodzice-kierowcy powinni szukać jak najwięcej takich okazji do zdobywania wiedzy – także na temat bezpieczeństwa najmłodszych – jak wydarzenia projektu „Mistrzowie w pasach”?
Kurs na prawo jazdy jest swego rodzaju elementarzem. Daje nam podstawy, które pozwalają poznać zasady rządzące ruchem ulicznym i jazdą samochodem, ale to nie koniec wiedzy. Trzeba się cały czas rozwijać i edukować, nauka nie kończy się po zdaniu egzaminu. Z pasami już jest u nas nieźle. Ostatnie badania Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego pokazują, że już 94 proc. Polaków zapina pasy w samochodach osobowych. Od 2004 r. ten odsetek wzrósł o 23 proc. Cieszy fakt, że pamiętamy o zapinaniu pasów, więc teraz pozostaje się skupić na tym, by robić to prawidłowo. Z kolei statystyki prowadzone podczas tegorocznej odsłony akcji “LOTOS -Mistrzowie w pasach” uświadamiają nam, że w kwestii prawidłowego, czyli bezpiecznego przewożenia dzieci w fotelikach, nadal mamy dużo do zrobienia. Podczas “pit stopów” okazuje się, że wiele błędów popełnianych w tej materii, podczas wypadku może skutkować śmiertelnymi obrażeniami u dzieci. Zamontowanie fotelika wcale nie jest takie łatwe, jak mogłoby się nam wydawać, nawet jeśli nasze auto jest wyposażone w ułatwiający montaż system ISOFIX.
Dlatego nierzadko rodzice nie są świadomi, że coś zrobili źle i dowiadują się tego właśnie podczas “pit stopów”. Jestem jednak przekonany, że dla wszystkich rodziców bezpieczeństwo ich ukochanych dzieci jest dobrem najwyższym i każda wiedza w tym zakresie jest dla nich cenna. Dlatego zapraszam Was serdecznie na spotkania organizowane w ramach programu “LOTOS – Mistrzowie w pasach”. Nawet najlepszy i najdroższy fotelik na nic się zda, jeśli będzie źle zamontowany a dziecko niewłaściwie zapięte. Swoją ochronną funkcję fotelik spełni tylko w przypadku spełnienia trzech kluczowych warunków. Musi być odpowiednio dobrany do wzrostu i wagi dziecka, poprawnie zamontowany w samochodzie, a dziecko mocno i ściśle zapięte. Jeśli przypinacie fotelik pasem bezpieczeństwa, to trzeba to zrobić dokładnie tak, jak mówi instrukcja fotelika i dopilnować, by sam pas nie był luźny. Gdy korzystacie z systemu ISOFIX to pamiętajcie proszę o zapięciu fotelika także w górnym mocowaniu, czyli top-tether, który najczęściej znajduje się z tyłu oparcia kanapy i oznaczony jest symbolem kotwicy. Wasze pociechy w fotelikach powinny być zapięte, jak załoga w rajdówce. Pasy muszą być dociągnięte i ściśle przylegać do ciała. Im mocniej przypięte jest dziecko, tym jego bezpieczeństwo jest większe.
Działania Grupy LOTOS są nastawione w dużej mierze na naukę najmłodszego pokolenia. To inwestycja w przyszłość bezpieczeństwa na polskich drogach, czy może sposób na wpłynięcie na rodziców poprzez odpowiednie wyedukowanie dzieci?
I jedno i drugie, bo autorzy programu wiedzą, że trzeba działać kompleksowo, by osiągnąć zakładane rezultaty. Nie można wpływać tylko na najmłodszych, bo to rodzice, swoim codziennych zachowaniem, dają przykład dzieciom. Co z tego, że dziecko będzie wiedzieć, jak dbać o bezpieczeństwo jeżeli zobaczy, że rodzice je lekceważą, bo na przykład nie zapinają pasów? Warto rozmawiać także z doświadczonymi, starszymi kierowcami, którym często wydaje się, że robią coś absolutnie prawidłowo, bo „postępują tak od wielu, wielu lat”. Natomiast edukacja najmłodszych faktycznie jest inwestycją w przyszłość. Znacznie łatwiej – na przykład przez zabawę, nauczyć dzieci zasad bezpieczeństwa na drodze, niż potem eliminować złe nawyki u dorosłych.
Pańska współpraca z Grupą LOTOS to nie tylko „Mistrzowie w pasach”, ale przede wszystkim LOTOS Rally Team. W ten weekend toczy Pan walkę o kolejne cenne punkty. Tym razem w Rajdzie Barum, w Czechach. Uda się obronić prowadzenie pozycję liderów mistrzostw Europy?
Stajemy przed bardzo przyjemnym, ale i fascynująco trudnym zadaniem obrony pozycji liderów mistrzostw podczas rajdu, w którym nawet kilkunastu kierowców stać na walkę o zwycięstwo. Fenomen tej imprezy polega nie tylko na tym, jaka jest trudna, ale także na jej popularności. Wystarczy tylko powiedzieć, że do rywalizacji zgłosiły się aż 143 załogi z 26 krajów. Z większością naszych rywali w Rajdzie Barum nie możemy mierzyć się pod względem doświadczenia, szczególnie z czeskimi asami mającymi na koncie już kilkanaście startów w Barumce. Oni, na swoich domowych odcinkach, doskonale wiedzą gdzie trzymać prawą nogę wyprostowaną, a gdzie uważać na zaskakujące pułapki. „Czas na prawdziwą rywalizację” – to hasło jakie przyświeca Mistrzostwom Europy, a nas ta rywalizacja nakręca i cieszy. Rajdy są piękną dyscypliną między innymi ze względu na swoją nieprzewidywalność i liczne zwroty akcji, dlatego nie możemy obiecać wyniku, ale możecie być pewni, że będziemy bić się twardo i tanio skóry nie sprzedamy (śmiech).
Zwycięstwo w klasyfikacji generalnej ERC jest realnym celem na ten sezon?
Mocno wierzę w to, że ten cel jest jak najbardziej realny, ale w całym zespole mamy świadomość, jak wielkie jest to wyzwanie i jak długa droga jeszcze przed nami. Do końca sezonu zostały jeszcze cztery bardzo trudne imprezy. Począwszy od wspomnianego Rajdu Barum, przez legendarny Rajd Akropolu w Grecji, który przez lata był jedną z najtrudniejszych i najbardziej morderczych dla samochodów rund Mistrzostw Świata. Następnie w kalendarzu jest rywalizacja na krętych, kamienistych szutrach gorącego Cypru. Długi i wyczerpujący sezon zwieńczą zmagania na malowniczych drogach Szwajcarskiego regionu Valais – u podnóża gór, co oznacza, że w tych zawodach zawodników może spotkać zarówno idealnie przyczepna, sucha droga, jak i zaśnieżona czy oblodzona.
Od początku sezonu zakładaliśmy, że wystartujemy w 8 z 10 rund, bo na tyle pozwalają nam nasze możliwości. Za nami już pięć, teraz jedziemy w Czechach, więc będziemy musieli wybrać, w których z ostatnich trzech rajdów będziemy się ścigać. Mam wspaniały zespół, doskonały samochód, wspierających nas partnerów i kibiców. Bardzo to doceniam i czuję, że zdobycie tytułu najlepszego kierowcy w Europie byłoby najpiękniejszym wyrazem mojej wdzięczności.
Jeśli wszystko pójdzie po myśli, jaki cel postawicie sobie na przyszły sezon? Utrzymanie dominacji w Europie, czy walka o miejsce w WRC?
Mamy jeszcze sporo do zrobienia w obecnym sezonie, co nie oznacza, że nie myślę o przyszłości. Jedno jest pewne, niezależnie od tego w jakich rozgrywkach będę walczył, to cały czas chcę się rozwijać. W sporcie nie ma innej drogi. Przekonałem się o tym (uśmiech).
Projekt zrealizowany przy współpracy naTemat.pl i Grupy LOTOS.