naTemat extra

Nie wierzyłem, że to zrobię. Capoeira w miesiąc. Rio w Wawie

Gdy w redakcji koleżanka powiedziała, że rusza projekt „Naucz się w miesiąc”, w którym pokażemy, co można w 30 dni dokonać z „entuzjazmem” opowiedziałem: – Eeeeee...

Nie musisz mieć pieniędzy, aby zacząć

Mój „entuzjazm” był niewzruszony, aż do następnego ranka. Wtedy przeczytałem o księciu Janie Żylińskim, słynnym ostatnio Polaku z Londynu. Powaliła mnie informacja, że w wieku 50-lat zaczął ćwiczyć balet! Jedyne co mnie łączy z księciem, to wiek. Prawie.
– Jeśli on może, to ja też mogę. Przynajmniej zwichnąć sobie kręgosłup w rytm muzyki – stwierdziłem.
Książę z pewnością sporo wydaje na naukę baletu w City. Jeśli też masz marzenie, ale brakuje funduszy na ich urzeczywistnienie możesz skorzystać z skilltrade.org. Tutaj spotkasz ludzi, z którymi wymienisz się umiejętnościami.
Sprawdziliśmy, jak działają. Dzięki nim dotarliśmy do sekcji capoeiry, która mieści się w Klubie RICKARD Fitness & Fight Club w Ośrodku Sportu i Rekreacji Wola przy ul. Obozowej. Normalnie za miesiąc treningów capoeiry zapłacisz 120 złotych. Ale... Pierwsze zajęcia są nieodpłatne. Każdy może spróbować.
No i, poszedłem do tego klubu. Byłem ciekaw spotkania z trenerem, czyli mojego mówiąc z brazylijska (odmiana portugalskiego) – professora.

Strach w oczach trenera

Po chwili zjawia się – młody, barczysty. Bardziej wydaje się stworzony do zapasów lub ciężarów, a nie tanecznej capoeiry.
– Ciekawe, jak się porusza? – przemknęło mi przez myśl.
Z uśmiechem wita się z wszystkimi. Podchodzę i mówię: – Jestem z naTemat. To ja chcę przez miesiąc nauczyć się capoeiry.
Uśmiech na ustach trenera nie gaśnie, ale w jego oczach przez sekundę przemknęło, jakby niedowierzanie.
– Fajnie – odpowiada, jak się okazuje, Marek Uzdowski, który od ponad 16 lat trenuje capoeirę. Doszedł do stopnia – estagiário.

Pierwszy trening. A jednak sztuka walki!

– Zaczniemy od ginga – tłumaczy mój trener, a ja zmarszczyłem czoło i czekam na dalsze objaśnienia.
Po chwili Marek dodaje: – Chodzenia.
– A jednak! Capoeira to sztuka walki. Kroki to w nich podstawa – przeszło przez myśl.Z głośnika rozbrzmiewa muzyka. Po 10 minutach.– Włodek! Chodzimy, tak jak rytm. Nie przyspieszaj! – krzyczy.
Ginga w moim wykonaniu przypomina taniec techno i to człowieka w gipsie. Nogi, jakoś dawały radę, ale ręce, masakra. Po treningu stwierdziłem, że kondycyjnie dam radę. Nie będzie mnie nic boleć. Tymczasem następnego dnia nie mogłem usiąść.
– Za miesiąc będę miał stalowe pośladki – marudziłem wklepując sobie maść w rzeczoną część ciała.
Przed kolejnym treningiem obejrzałem kilka filmików z dokonaniami zawodników capoeiry. Widziałem, jak stali na rękach i wykonywali dziwne ruchy.
– Jak to ma być skuteczne w bójce na ulicy? – zastanawiałem się.
Markowi powiedziałem tylko, że chce się nauczyć stania na rękach. Nie odbiegało to od jego planów treningowych, ale...
– Najpierw jednak armada, queixada, czyli kopnięcia – odparł.
Następny trening polegał na nauce uników. Po dwusetnym zejściu ze stania do parteru raz z nogą w bok, kolejny do tyłu, ból ciągnie się od pośladków, a kończy gdzieś na czole. W duchu już wołam: – Litości!
No i w końcu krótka przerwa. Po chwili ćwiczenie, które sprawiło mi dużo radości. Au – to jest coś w rodzaju, tzw. gwiazdy, którą uwielbiają robić dzieci. Tylko w capoeirze wykonując gwiazdę cały czas patrzymy na przeciwnika.
– Ale frajda! – stwierdzam i nagle znosi mnie w bok. Płasko uderzam plecami w matę.
– Nic ci się nie słało? – pyta Ola i podaje rękę.

Czubki trzymają się razem

Jeśli chcesz poznać ciekawych ludzi, to zacznij trenować capoeirę. Otwartość, to chyba najlepsze określenie cech wszystkich jej miłośników.
– Trenowałem w Szczecinie. Miałem przerwę, dużo siedziałem przed komputerem i teraz chce znów wrócić – tłumaczył Marek, który zaczął też studia w Warszawie.
Paweł – po narzekaniu można by sądzić, że emeryt. Tymczasem zaskoczył płynnością ruchu. Słynie z jazdy na rolkach, na których łamie ograniczenia prędkości.
No i, Ola. Stanie na rękach i wykonywanie ewolucji to dla niej pestka. A na treningi przyjeżdża różowym rowerem, z czego często żartuje. Nie oszczędza też trenera...
W odpowiedzi prowadzący zajęcia Marek Uzdowski tylko się uśmiecha. Nie znika mu z twarzy nawet po wyczerpującym treningu, gdy każdy już może wyżymać koszulkę z potu. Capoeirę ćwiczy od ponad 16 lat. Zafascynował się nią jeszcze w czasie szkoły średniej. Od września 2011 posiada stopień instruktorski – estagiário w najstarszej warszawskiej grupie i w sumie w Polsce – Beribazu.
Drugą pasją stał się CrossFit. Rzeczywiście już po pierwszym treningu przekonałem się, jak mocno zbudowany mężczyzna może szybko i zwinnie poruszać się. Wśród miłośników capoeiry popularne są brazylijskie pseudonimy.
– Moje Bujão narodziło się, gdy zaczynałem przygodę z capoeirą. Byłem wówczas niższy i bardziej pękaty. Mój pseudonim oznacza mały, ale sprytny. Może właściwsze określenie zwinny – śmieje się.
Po miesięcznej nauce kopnięć, uników i chodzenia, czas na najważniejszy element capoeiry, czyli rode.

Roda – endorfiny, muzyka, gra. To trzeba przeżyć!

Zawodnicy stają w kręgu, w którym zmagają się, tzw. gracze. O co chodzi z tym kołem?
– O energię. Tworzymy wspólną energię i nie wypuszczamy jej z kręgu – wyjaśnia.
Marek na rodę w swojej sekcji zaprosił członków “Projekt Capoeira w Tęczy”. Na sali zrobiło się ciasno, a po długiej rozgrzewce klimat, niczym z brazylijskich  tropików. Przygotowanie instrumentów trwało kilka sekund. Krótkie pobrzękiwanie, aby je nastroić, czy właściwie wyczuć.
– Zaczynamy! – krzyczy Bartek Kiełbowicz z żoliborskiej Tęczy. Paweł Sałas uderza pałeczką w strunę berimbau. Po chwili dołączają pozostałe instrumenty, klaskanie i w końcu śpiew: - „Chico Paraue raue. Chico paraue rauá. Chico Paraue raue. Raue raue rauá”.
I jakiż niesamowity dźwięk wydają, te wyśmiewane przeze mnie przyrządy! Uderzenie w strunę berimbau przyprawia o ciarki na skórze. Tym bardziej, że dźwięk zmieniany jest przeciągnięciem płaskiego kamienia po strunie. Dźwięk jęczy i schodzi w dół.
– Para paraba – nucę coś, co naśladuje śpiew pozostałych członków grupy.
W końcu i ja decyduje się wejść do koła. Mój gracz robi szybkie ruchy. Staram się ripostować i zmieniać kopnięcie. Idzie dobrze, póki nie tracę poczucia rytmu.
Coś z tą energią w kole musi być! Zamiast zmęczenia czuję podładowanie i dziecięcą radość. Udało mi się wykonać dwa, trzy płynne ruchy. Do tego transowa muzyka, która połączona ze śmiechem śpiewających działa zastrzykiem endorfin. Po miesiącu trenowania biodra stały się jakby bardziej elastyczne. To niemal niewyobrażalne dla osoby, która dotychczas, co najwyżej wykonywała pogo. Wreszcie poruszałem ciałem do rytmu.
Nogi wykonywały taneczne kroki. Dopiero teraz można uzmysłowić sobie, że mogą być zabójczo skuteczne. Ruchy capoeiry nie są tak sformalizowane, jak we wschodnich walkach. Brazylijska sztuka łączy improwizację z techniką, ciekawe połączenie. Do płynności jeszcze mi daleko. Ramiona dalej są, jak kołki i gubię, je gdzieś za plecami, ale przynajmniej mam tego świadomość.
Nogi wykonywały taneczne kroki. Dopiero teraz można uświadomić sobie, że mogą być zabójczo skuteczne. Ruchy capoeiry nie są tak sformalizowane, jak we wschodnich walkach. W brazylijskiej sztuce mamy improwizację połączoną z techniką. Do płynności ruchu jeszcze mi daleko. Ramiona dalej są kołki i gubię, je gdzieś za plecami, ale przynajmniej mam tego świadomość. Nagle stajemy w ciasnym kręgu. Praktycznie wisimy pochyleni nad grającymi w kole.
Rytm cichnie. Wszyscy łączą ręce i wydają okrzyk: – Capoeira! Co niektórzy klaszczą, poklepują się po plecach. Przybijają „piątki”. Z boku mogłoby się to wydawać dziwne.

Podsumowanie. Będę trenował przygodę

Po tym ostatnim dniu już wiem, co będę trenował. Z pewnością zajrzę do sekcji przy Obozowej. W mojej ocenie przez miesiąc treningów osiągnąłem cel, bowiem stałem się bardziej elastyczny, potrafiłem rytmiczniej i zwinnie się poruszać. Poprawił się także refleks i "podśrubowałem" swoją kondycję. Przeżyłem do tego przygodę z brazylijską kulturą. Baa... Poczułem się, jak londyński książę.
Mimo swego wieku żadne ze ścięgien mi nie pękło. Spokojnie, Marek męczy rozgrzewką, a na koniec często rozciąganiem. Warto samemu przekonać się, czy ta taneczna walka jest odpowiednia do charakteru. Pierwsze zajęcia są nieodpłatne. Chociaż w moim przypadku dopiero po miesiącu zacząłem “kumać”, o co chodzi w capoeirze.
Po rodzie potrzebowałem jeszcze obiektywnej oceny swoich postępów. Po treningu z lekkim podekscytowany pytam trenera, Bujão: – Jak oceniasz moje miesięczne zmagania z capoeirą?
– Bardzo dobrze. Widać wyraźny postęp. Wykonujesz coraz bardziej skoordynowane ruchy. Z treningu na trening jest progres. Chciałeś też nauczyć się stać na rękach i jesteś tego bardzo bliski – komentuje trener Marek Uzdowski.

Włodzimierz Szczepański
Maciej Stanik





Autorzy artykułu:

Włodzimierz Szczepański