Gdy w domu powiedziałem, że chcę spróbować zatańczyć na rurze, wybuchła bomba. – Kryzys wieku średniego. Co też nasze dzieci powiedzą! – skomentowała żona. Otuchy dodała mi córka. – Ha, ha. Fajny temat. Pamiętaj, masz się nie garbić i uśmiechać do zdjęć – poleciła. Zmotywowany i bez obaw, że zostanę wyrzucony z domu, ruszyłem na ul. Chłodną 29 do Samego Centrum Wszechświata.
Stanąłem pod drzwiami studia Patryk Rybarski – Pole on the Pole. Zajęcia kończyła grupa początkująca. Wśród wychodzących dziewczyn, było trzech facetów. Z ciekawości dopadam ich w szatni. – Jestem tancerzem i przygotowuję się do zawodów pole dance – tłumaczy na oko najmłodszych z nich. A pozostali ku mojemu zdziwieniu zapewniają, że przyszli tu zamiast siłki. Co sprawia najwięcej problemów w tańcu na rurze? – Depilacja – śmieje się młody chłopak i rozciera uda.
Ruszam na salę. Ściany w kolorze czerni, rząd luster, no i kilka rur. Trudno oprzeć się pokusie, aby jednej z nich nie chwycić. Zaskakujące, że rura jest szersza, niż mi się początkowo wydawało. Na każdej wisi przewiązany pomarańczowy ręcznik. To znak, że została przetarta po poprzednich zajęciach. Pod ścianą naczynie z woreczkami, w których jest magnezja. Pomaga osuszyć spocone ręce. Przypadek sprawił, że trafiłem akurat do Patryka Rybarskiego. Ciekaw byłem spotkania. Mocny uścisk dłoni instruktora nie pozostawia złudzeń. – Tutaj ciężko się pracuje – stwierdzam w duchu.
– Zaczynamy – okrzyk Patryka przebija się przez głośną muzykę. Usiłuję nie tylko nadążyć z ćwiczeniami, ale próbuję je wykonać w miarę estetycznie i do tego w rytm muzyki. Daleko mi do ruchów scenicznych Patryka. Rozgrzewka jest mordercza. – Plecy proste – Patryk krzyczy na widok mojego garba. Przy szpagacie na klockach do jogi wymiękam. Po rozgrzewce Patryk objaśnia dziewczynom ćwiczenia.
Najpierw instruktaż, a potem pokaz. Jedno machnięcie sprawia, że jego nogi są już nad głową. Oplata nimi rurę, a stopą blokuje ciało, aby nie zjechać. Wisi głową w dół ponad metr nad podłogą. Dziewczyny próbują swoich sił. – A ty robisz strażaka – mówi do mnie. To podobno najprostsze ćwiczenie.
– Dłonią łapiesz rurę powyżej głowy. Idziesz. Raz, dwa, trzy. Zginasz zewnętrzną nogę i udem dociskasz do rury. Dołączasz drugą i tak, kręcąc się, opuszczasz powoli w dół – tłumaczy. Wydaje się łatwe. Prostuję nogę w kolanie, palce w dół i ruszam baletowym krokiem. Raz, dwa i już się gubię. Rezygnuję z gracji na rzecz próby wykonania obrotu. Tym razem udaje się mi zablokować udo na rurze, drugim dociskam, kręcę się i... – Wyprostuj rękę! – słyszę okrzyk Patryka. Prostuję rękę trzymającą rurę.
– Druga za siebie! – słyszę jeszcze. Po drugiej próbie udaje się połączyć wszystkie elementy w całość. Za trzecim razem odpoczynek. W głowie szaleją “piloty”. Kręci się jak na karuzeli. Za kolejnym obrotem zeskakuję z rury jak oparzony.
– Kur... – wyrywa się z ust. Rozcieram zaognioną skórę nóg. Po chwili za moimi plecami słyszę przeciągłe tarcie skóry o rurę. Jedna z dziewczyn piszczy z bólu. Okrzyk bólu przechodzi w śmiech. Jak się okazuje, moja towarzyszka ma na imię Kaja. – Nigdy nie lubiłam się zbytnio ruszać. Moim sportem było wino, kanapa i telewizor. Koleżanka mnie namówiła, aby przyjść i mi się spodobało – przyznaje. Obchodzi kilka razy rurę i znów próbuje.
Malina, kolejna trenująca, podziałała na mnie szczególnie motywująco. – Słabo mi idzie, bo miałam długą przerwę – mówi, a dopiero po chwili przyznaje, że tą przerwą była – ciąża. Urodziła zaledwie trzy miesiące temu. – Lekarz nie miał przeciwwskazań, abym wróciła do treningów – uśmiecha się. Po jej wyjaśnieniach trudno narzekać, że coś boli. Zwłaszcza że po kolejnym ćwiczeniu bolało, chociaż nie od razu.
– Łapiesz rurę oburącz nad głową, zapierasz się plecami i biodrem o nią, a potem przerzucasz nogi – Patryk pokazuje to z gracją. Ja wykonuję je z dużo mniejszą. – Najpierw przerzucasz jedną nogę, a potem drugą – poprawia. Ćwiczenie jest na tyle proste, że zapominam się i wykonuję je zawzięcie, co odkupiłem później.
Patryk zmienia muzykę. Zajęcia dobiegają końca, ale przed finałem znów ćwiczenia rozciągające. Przed wyjście z sali Patryk zaskakuje, wołając do dziewczyn: – Brawa dla tego pana. Pierwszy raz na rurze!
Poranek następnego dnia po treningu obudził respekt do pole dance. – Gorzej niż po siłce – stwierdzam, usiłując wstać z łóżka bez angażowania mięśni brzucha. Bolą mięśnie, nawet tych partii ciała, które wydawało się, że nie powinny boleć, bo przecież intensywnie trenuję. Tymczasem czuje zakwasy od łopatek po uda, a najgorzej... brzuch. Mimo to dzwonię do Patryka, aby umówić się na kolejną lekcję.
– I co, są zakwasy? – pyta. – Tak mocno, że nie mogę nawet śmiać się i kichać. Mięśnie brzucha mam w strzępach – odpowiadam grobowym tonem, aby nie wybuchnąć śmiechem z powodu swojego inwalidztwa. W telefonie słyszę śmiech Patryka: – Wykonywałeś inny zakres ruchu. Stąd pewnie ból – wyjaśnia.
Na szczęście do kolejnych zajęć zakwasy były już mniejsze. Tym razem okazuje się, że rury dodatkowo się obracają. – Na pierwszych zajęciach, póki początkujący nie zapozna się z podstawowymi technikami, wolę unieruchamiać rury – wyjaśnia Patryk. Zaczynamy od powtórki strażaka. Tylko mała modyfikacja, nogi mają być wyprostowane.
– Zaciskasz uda na rurze, tylko osadzasz niezbyt głęboko, bo... Bo wiadomo co – dodaje Patryk. Udaje mi się wykonać obrót. – Biodra do góry – poprawia mnie instruktor. Kolejne ćwiczenie, które dziewczyny wykonują wysoko nad podłogą, ja robię, opierając stopy o podstawę rury. Niby prościzna tylko skrzyżowane nóg. Stopami robi się “flexa”, czyli coś w rodzaju X, w ten sposób blokują się na rurze, podobnie jak kolana. Jestem szczęśliwy, że udało mi się to wykonać.
Chwilę potem ramiona mam przenosić to z jednej, to z drugiej strony rury. Każda próba kończy się rozcieraniem nóg po przymusowej depilacji.
Tymczasem Patryk pokazuje dziewczynom kolejne ćwiczenie. Zdejmuje podkoszulkę, aby zyskać punkt oparcia o bok ciała i biodro. Teraz widać, jak wyrzeźbione ma ciało. Rozbudowane mięśnie naramienne z widocznymi żyłami, doskonale widoczny brzuch. – Ile masz procent tłuszczu? – Patrykowi zadaję pytanie, które często słyszę na siłowni. W odpowiedzi słyszę śmiech. – Z pewnością mało – odpiera. Korzystając z chwili przerwy, wypytuje, które partie ciała taniec na rurze najmocniej wyrabia.
– Wpływa na całe ciało. Chociaż u dziewczyn i facetów inaczej. Mężczyźni z reguły mnie mają problemów z ćwiczeniami wymagającymi użycia siły ramion. Wbrew pozorom jest dużo siłowych ćwiczeń – wyjaśnia. Patryk swojego przygotowania do treningów polo dance nie kończy tylko na rurze. Uzupełniająco chodzi na siłownię. Taniec na rurze trenuje od sześciu lat, a wcześniej przez lata szkolił się w wielu technikach tanecznych, jak jazz czy modern. Po zajęciach przekopałem internet.
Okazuje się, że Patryk to wicemistrz Pole Dance IPC w Hong Kongu, finalista, m.in. Pole Art w Sztokholmie. Lista produkcji filmowych i muzycznych, w których uczestniczy, imponuje. A mnie zaskakuje, że w dzieciństwie chodził na zapasy. Dociekam, w czym zapasy pomagają w tańcu na rurze? – Raczej przydają się w życiu codziennym – odpiera żartem.
Widok starszego faceta, czyli mnie, trenującego na rurze nie dziwił dziewczyn. Nie miałyby nic przeciwko, aby mężczyźni przychodzili. Jeśli ktoś nie jest przekonany, czy pole dance jest dla facetów, to może przekona go towarzystwo, w którym ćwiczyłem, same kobiety... Zaczepiam Kamilę, jedną z bardziej zaawansowanych podopiecznych Patryka. Pytam, czy wyobraża sobie swojego ojca tańczącego na rurze? – Wyobraźnie mam bujną, więc czemu nie – śmieje się. Natomiast Ola dodaje: – Pewnie, że przyprowadziłabym tutaj swojego chłopaka. To też sport dla mężczyzn.
Patryk znów zaskakuje. – Mój ojciec z ciekawości próbował tańczyć na rurze, chociaż młody nie jest. No, aż tak stary też nie – poprawia się. Instruktorowi pole dance przyznaję się, że na jego zajęcia szedłem z szeregiem stereotypowych przekonań, że rura jest seksistowska i dla facetów o określonej orientacji. – Jeśli komuś się tak kojarzy, to dalej będzie. To już sprawa trenującego, czy będzie później ćwiczył sobie w domu, a może dla żartów zatańczy w klubie – i pyta: – A tobie dalej się “kojarzy”?
– Nie. Stanąłem przy rurze i zapomniałem o swoich wyobrażeniach. Po prostu chciałem się zmierzyć z rurą. Jestem bardzo zadowolony – odparłem. Dla mnie to wzbogacenie dotychczasowych ćwiczeń siłowych, rozciągających. A ból mięśni po treningu wzbudził mój respekt. Gracji ruchu trochę przyda się na co dzień. Oczywiście nie wytrzymałem, aby nie spytać Patryka, jak ocenia moje zmagania z rurą.
– Myślałem, że już na rozgrzewce odpadniesz. Jednak podołałeś, a potem też nie rezygnowałeś z ćwiczeń. Także nieźle – przyznaje. Zmotywowany przed opuszczeniem sali chwytam się rury i robię “embriona”. Jedna ręka u góry, druga na dole. A rura oparta o brzuch dociśnięta kolanami. I kręcenie się wokół osi. Wytrzymuję kilka sekund. I zastanawiam się, jakie mięśnie będą mnie bolały rano.
Podziękowania dla Patryka Rybarskiego prowadzącego studio PATRYK RYBARSKI – POLE ON THE POLE w warszawskim klubie – Samo Centrum Wszechświata, przy ul. Chłodnej 29.