– Spłoszony koń wyrwał fiakrowi (woźnicy – red.) lejce. Fiakier uderzył głową w postument latarni. Poniósł śmierć na miejscu. Sprawa ma jednak dalszy epilog. Osoba, którą prokuratura oskarżyła o spłoszenie konia,
popełniła samobójstwo. Osierociła dzieci – opowiada Beata Czerska. Trudno w Zakopanem znaleźć osobę, która jak ona mają odwagę przeciwstawić się góralskiej tradycji i fiakrom. Od lat mówi o warunkach pracy koni na Krupówkach, a także na popularnym szlaku na Morskie Oko.
– Niedawno mieliśmy zgłoszenie. Zadzwoniła do nas osoba, która na uniwersytecie przyrodniczym ukończyła wydział użytkowania konia i powozi dorożkami. Przyjechała do Zakopanego i była zszokowana, że tak duży wysiłek wykonują te konie – opowiada Czerska, która szefuje Tatrzańskiemu Towarzystwu Opieki nad Zwierzętami. Podkreśla, że koń jest zwierzęciem płochliwym.
Trudno zaprzeczyć. Pod koniec stycznia spłoszony koń ruszył w szaleńczy bieg, który zakończył na barierkach. – Krupówki to nie miejsce dla koni. Ludzie mają nieograniczony dostęp do zwierząt. Trudno wymagać, aby w tej ogromnej ciżbie ludzie byli odpowiedzialni. Jedni są pijani, czasem odurzeni, ktoś wystrzeli petardę. Wystarczy szelest folii czy dźwięk telefonu. Są różne dzwonki, jak chociażby odgłosy wyjącego wilka – dodaje.
Idź pan stąd!
Chociaż jest wczesny poranek, na Krupówkach pojawiają się pierwsi turyści. A może to niedobitki wczorajszej nocy. Przyjechali też pierwsi fiakrzy. – Kiedy to było? – powożący zapewnia, że nie słyszał o ostatnim wypadku na Krupówkach, chociaż komentowało go większość mediów w Polsce. – A gdzie pochowano fiakra, który zginął rok temu? – pytam kolejnego. – Nie wiem. Idź pan nie mam przyjemności rozmawiać – odpowiada. Trzeci już z daleka krzyczy: – Żadnych wywiadów nie będzie!
Dopiero najstarszy w tym gronie fiakier, na którego mówią baca Jędrek, ze spokojem opowiada. Na Krupówkach pracuje od kilkudziesięciu lat. Co dziesięć lat zmienia konia. Obecny ma na imię Murzynek. – Od konia nie można odchodzić. Trzeba pilnować, bo ludzie różnie się zachowują – tłumaczy.
Nagonka na moje konie
Koń bacy Jędrka zajada się marchewką, którą podaje mu kobieta. – Ja znam wszystkie konie na Krupówkach. Pracuje, o tu – Izabela Kruk pokazuje na pobliski budynek. Jej zdaniem postój zwierząt w tym miejscu dalej powinien funkcjonować. – Cały czas patrzę na te konie. Niech pan spojrzy jaki słodki. Nie wyobrażam sobie Zakopanego bez zaprzęgów konnych. To winna turystów, że konie się płoszą. Rzucają po nie hałaśliwe „diabełki”, czy też petardy. Taka nagonka na moje konie – dodaje i głaszcze jednego z bohaterów tekstu.
– Zaprzęgi konne to góralska tradycja. Wiele znamienitych osób przyjeżdża do Zakopanego, aby przejechać się zaprzęgiem – Robert Chowaniec z Urzędu Miasta w Zakopanem odpowiada na pytanie, czy był postulat likwidacji postoju koni na Krupówkach. Jego zdaniem zaprzęgi konne powinny być w centrach miast. Powołuje się na przykład Krakowa, gdzie jeżdżą po uliczkach Starego Miasta i nikogo nie dziwią.
Dodaje, że fiakrzy muszą przestrzegać regulaminu. Nie tylko określone są w nim wymogi wobec powożących, ale też dbanie o zaprzęg. – Konie muszą co roku przechodzić badania weterynaryjne. Chylę tutaj czoła przed Związkiem Podhalan, który bardzo pilnuje, aby o te zwierzęta dbano – tłumaczy Chowaniec
O to nie można pytać?
Fiakier, aby dostać zgodę na powożenie, musi należeć do związku. – Pytanie, czy wyeliminować transport konny z Krupówek nie powinno nigdy paść. To jest element naszej tradycji i historii naszego bycia na Podhalu. W naszej ojczyźnie mamy wiele regionów słynących z wielu przepięknych tradycji i trudno byłoby sobie wyobrazić, żebyśmy usuwali z nich jakiekolwiek elementy. Kiedyś u nas w górach na halach wypasano owce tętniło życie pasterskie. Zabroniono nam tego. Bacowie ze łzami w oczach wspominają te czasy, kiedy musieli przenieść się z wypadem owiec na Bieszczady. A fiakrzy gdzie mieliby się przenieść? Nie ma o czym mówić. Fiakrzy tych, co znam dbają o konie lepiej niż nawet o samego siebie. Usługi, które fiakrzy świadczą w Zakopanem, uważam, że wykonują z godnością dla klientów i poszanowaniem dla koni – komentuje Andrzej Skupień, prezes tatrzańskiego oddziału Związku Podhalan.
Chcą zlikwidować szlak
Jak wygląda przestrzeganie przepisów przez niektórych górali, widzieliśmy na szlaku na Morskie Oko. – Żal mi tych koni. Za dużo tych osób jest na saniach. Nigdy nie pojadę nimi – komentuje pani Iwona z Wrocławia, którą spotkaliśmy na szlaku. Momentami dźwięk sań zdradzał, że szorują o asfalt. – I co, ludzie zsiadali z sań? – pyta Beata Czerska. Zaprzeczam.
– Według ekspertyzy, jeśli na niektórych fragmentach nie ma śniegu, to nie powinny być używane sanie. Natomiast maksymalne obciążenie powinno wynosić 600 kilogramów. Turyści razem z saniami czy wozem – wyjaśnia. Od lat Czerska współpracuje z Fundacją Viva. Organizacja zabiega o likwidację konnego transportu do Morskiego Oka.
– Ustawa o ochronie zwierząt mówi wyraźnie, że zwierzęta nie mogą być przeciążane. Z ekspertyz i badań, które posiadamy wynika, że tam konie pracują ponad siły. Z tego co widzimy, jedyną szansą na przerwanie pasma cierpień jest likwidacja tego transportu na Morskie oko – przekonuje Anna Plaszczyk z Fundacji Viva. Górale pracujący na szlaku nie chcieli rozmawiać. Udało się ze Stanisławem Chowańcem, prezesem Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka z Gminy Bukowina Tatrzańska.
– Pracuję na szlaku 30 lat i w tym czasie było tylko jedno, śmiertelne padnięcie konia. Jedno! Ostatnio co zrobiono taki szum, to przewrócił się Jawor, ale został wypięty z zaprzęgu i po chwili mógł iść dalej. Znam parę koni, które pracują już 10 lat. Inne osiem, sześć. Pracujemy cały czas nad ich odciążeniem. Kiedyś konie woziły 20 ludzi, potem 14, a teraz 12 – zapewnia Chowaniec.
Jeśli jest to atrakcja
Wracamy na Krupówki. Już zmierzcha się. Z powodu mrozu turyści zapełnili lokale. Fiakrzy pojechali już do domów. Pojawią się znów jutro od rana.
– Jeśli założyć, że jazda zaprzęgiem jest atrakcją turystyczną, to ludzie będą chcieli z niej skorzystać. Tak więc, czy zaprzęgi będą kawałek dalej, czy na Krupówkach, to nie ma wielkiej różnicy. Na Krupówkach ilość potencjalnych bodźców, które mogą spłoszyć konie, jest tak duża, że jestem zdania, że to nieodpowiednie dla nich miejsce – podkreśla Beata Czerska, szefowa Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.