Do szpitala w areszcie śledczym w Bydgoszczy są przewożeni więźniowie z całej Polski. Po restrukturyzacji służby zdrowia to jedyne takie miejsce w kraju. W dniu mojej wizyty było 22 pacjentów. Zdecydowana większość to skazani z “normalnymi” chorobami, ale trzech trafiło na oddział z samouszkodzeniami. – To pacjenci po zabiegach operacyjnych usunięcia ciał obcych z przewodu pokarmowego – mówi ordynator chirurgii aresztu śledczego w Bydgoszczy, dr Arkadiusz Jundziłł.
Najczęściej połykane są przedmioty ogólnodostępne dla więźniów – Druty, spinacze, zapalniczki, szczoteczki do zębów, obcinaczki, żyletki. Przekrój jest szeroki i ograniczony pomysłowością osadzonych – wylicza doktor. Czasem zdarzają się elementy ram okien oraz klamki.

Wszystkie przedmioty pochodzą z ciała jednego pacjenta. Fot. dr Arkadiusz Jundziłł
Dlaczego osadzeni się krzywdzą? – Mechanizmy dokonywania autoagresji są bardzo różne w przypadku skazanych. Najczęściej instrumentalne: oni doskonale znają cel, sposób działania, wiedzą dlaczego to robią. Osadzeni chcą zaprotestować przeciwko decyzji sądu. Mają poczucie niesprawiedliwości i działają pod wpływem silnych emocji – tłumaczy kpt. Agnieszka Busk-Kaczmarek, starszy psycholog ośrodka diagnostycznego aresztu śledczego w Bydgoszczy.
“Muszą sobie coś zrobić, żeby odreagować stres”
Dla niektórych staje się to nawykiem i sposobem na pozbycie się napięcia, które towarzyszy przebywaniu za kratkami. – Muszą sobie coś zrobić, żeby odreagować stres – wyjaśnia psycholog. Ma to też związek z depresją.

Z badań wynika, że w więzieniach przebywają głównie osoby z zaburzeniami. – Około 80 proc. osadzonych ma dyssocjalne zaburzenia osobowości. Tymczasem na wolności takie osoby stanowią tylko 1-3 proc. całej populacji. Dla takiego typu osobowości typowa jest właśnie autoagresja, szantażowanie i próby samobójcze. Nie powinniśmy się dziwić, że samookaleczenia zdarzają i będą się zdarzać – mówi Agnieszka Busk-Kaczmarek.
“Były nawet przypadki, że jeden więzień połykał przedmiot, bo uciekał, a drugi, bo go gonił”
– Samouszkodzenia mają też związek z “interesami” osadzonych w swoim środowisku. Nierzadko z jednego więzienia do drugiego ucieka się przed długami lub konsekwencjami porachunków z innymi skazanymi – mówi dyrektor aresztu śledczego w Bydgoszczy Jacek Dulęba. Były nawet przypadki, że jeden więzień połykał przedmiot, bo uciekał, a drugi, bo go gonił.
Niektórzy pacjenci to stali bywalcy
Wielkie ucieczki znane z filmów więziennych są rzadkością. Osadzeni w ogóle nie połykają przedmiotów, by “ulotnić się” w czasie transportu. – Takie sytuacje zdarzały się w latach 90. Samouszkodzenie skutkowało wyjazdem do publicznego szpitala, z którego łatwiej jest uciec. Warunki w więzieniach na tyle się poprawiły, że obecnie nie obserwujemy takich zachowań, są marginalne – zapewnia dyrektor aresztu śledczego w Bydgoszczy Jacek Dulęba.

– Zmienił się też ciężar samouszkodzeń: są mniej szkodliwe dla zdrowia – dodaje rzecznik prasowy aresztu śledczego w Bydgoszczy, kpt. Rafał Grabski.
Większość skazanych robi to w pełni świadomie, bo wie, że praktycznie każda operacja kończy się powodzeniem. Wielokrotnie mieli otwieraną jamę brzuszną. – Mamy pacjentów-weteranów operowanych po 25, a nawet 28 razy – mówi więzienny chirurg.
“Mamy pacjentów-weteranów operowanych po 25, a nawet 28 razy”
Połknięcie niebezpiecznego przedmiotu to bezpośrednie zagrożenie dla życia, ale nie wszyscy pozwalają się operować. – Nieraz występujemy do sądu o zgodę na zabieg i wykonujemy go wbrew woli osadzonego. Również dlatego obserwujemy tendencję spadkową tego typu zachowań – zapewnia dr Jundziłł.
Poniżej przedstawiamy zdjęcia przedmiotów wykonane przez chirurga z aresztu śledczego. Każde dokumentuje rzeczy wyjęte z ciała jednego pacjenta szpitala. Ostrzegamy, że niektóre są makabryczne.
Fot. dr Arkadiusz Jundziłł
Jedyny taki szpital w Polsce
W 2017 roku w bydgoskim areszcie było w sumie 108 samouszkodzeń. 88 pacjentów leczono na oddziale - 20 miało rany cięte. Do połowy marca tego roku do szpitala trafiło już 24 pacjentów.
– Nie jest to spowodowane wzrostem liczby samouszkodzeń, ale tym, że przejęliśmy ciężar leczenia pacjentów z całego kraju – wyjaśnia rzecznik, Rafał Grabski. Jeszcze w 2017 roku rozkładało się to na trzy szpitale, obecnie pozostał tylko areszt śledczy w Bydgoszczy. Jest tam jedyny szpital więzienny w Polsce. – Radzimy sobie – mówią moi rozmówcy.
Na oddziale chirurgicznym nie usuwa się jedynie ciał obcych z przewodów pokarmowych więźniów. To ok. 20 proc. wszystkich zabiegów. – Szpitale więzienne nie są od tego, by leczyć samouszkodzenia. Osoby, które tam trafiają,, to również zatrzymani w wyniku wypadków po pościgach policyjnych oraz przy użyciu broni palnej. Hospitalizowane są też osoby z normalnymi schorzeniami jak nowotwory, żylaki, przepukliny – mówi Rafał Grabski.

Nie zawsze hospitalizacja więźnia, który coś sobie zrobił, finansowana jest z pieniędzy podatników. – Każde samouszkodzenie wymaga przyrządzenia szczegółowego kosztorysu. Transport, leki, diagnostyka, badania laboratoryjne i sam zabieg. Za uszkodzenia z przyczyn instrumentalnych możemy obciążyć osadzonego kosztami od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. W większości przypadków sąd tak robi – mówi mi dyrektor Jacek Dulęba i kartkuje obszerny kosztorys jednej z operacji.
Skazani za niewinność
Czy podoba im się praca w tak ekstremalnych warunkach? – Bardzo ją lubię. To jest moja pasja. Traktuję osadzonych jak normalnych pacjentów. Są specyficzni, mają zaburzenia, ale trzeba spojrzeć na nich jak na chore osoby. Mam jednak z tyłu głowy, że pracuję w więzieniu i muszę na siebie uważać – mówi dr Arkadiusz Jundziłł.

– Rozmawiam z różnymi osobami, w tym z wielokrotnymi mordercami. Praca psychologa jest o tyle ciekawa, bo zgłębiamy się w osobowości i przeszłość. Działamy trochę jak detektywi: musimy dotrzeć do przyczyny, dlaczego taka osoba stała się przestępcą i jak to zmienić – opowiada kpt. Agnieszka Busk-Kaczmarek. – Głównym naszym celem jest wzbudzenie w więźniu chęci współdziałania i kształtowania społecznie pożądanych postaw – dodaje.
“Większość jest przekonana o swojej niewinności, a do zbrodni zmusiło ich życie”
Czy więźniowie się zmieniają? – Z tym bywa różnie i zależy od osoby i zaburzeń. Psycholodzy i terapeuci pracują intensywnie z zaburzeniami osobowości, by zapobiec pogłębianiu się patologii, w tym właśnie samouszkodzeń. Najważniejsze jest to, czy pacjent chce tego, czy też nie – mówi psycholog.

Osoby trafiające do więzienia mają problem z przyjęciem odpowiedzialności za swoje czyny - przerzucają to na innych: “siedzę za niewinność”. – To jeden z mechanizmów zaburzenia osobowości. Nie jest tak, że oni próbują nami manipulować. Większość jest przekonana o swojej niewinności, a do zbrodni zmusiło ich życie. Musieli kraść, bo nikt im nie chciał dać pracy – tłumaczy Agnieszka Busk-Kaczmarek.
Nie możemy generalizować, bo ułamek skazanych rzeczywiście nic złego nie zrobił. Jednak zwykle za kratkami znajdują się najgorsze przypadki. – Żeby uświadomić czytelnikom, jaka jest trudna pracy psychologów, to proszę sobie wyobrazić, że przestępcy trafiają do więzienia, bo wcześniejsze próby oddziaływania pozostałych instytucji nie przyniosły skutku. W wyniku tego społeczeństwo skazuje ich na izolację. Jesteśmy “ostatnim bastionem”, który próbuje ich zmienić – tłumaczy rzecznik aresztu Rafał Grabski.

Bycie byłym więźniem to nie wyrok
Jak powszechnie wiadomo, terapie ciężkich zaburzeń nie zawsze przynoszą skutek - nawet poza murami więzienia. Skazani po odbyciu kary wychodzą jednak na wolność. I co dalej?
– Służba więzienna prowadzi szeroko zakrojoną akcję “Praca dla więźnia”. Przez lata doświadczeń doszliśmy do wniosku, że największą szansą dla osadzonego jest to, że po wyjściu stanie się pełnoprawną i pełnowartościową częścią społeczeństwa. Jedną z metod jest praca, która daje pieniądze, więc nie musi już kraść. Podnosi też samoocenę. To ta przysłowiowa wędka – wyjaśnia Rafał Grabski.
– Zatrudnienie jest niesamowitą machiną, która uczy nawyku pracy oraz samodyscypliny. Zwiększają samoakceptację i w tym momencie biorą odpowiedzialność za siebie. To jest najważniejsza rzecz – podsumowuje psycholog Agnieszka Busk-Kaczmarek.
Niektórzy osadzeni zaczynają pracować już w zakładzie karnym. – Przedsiębiorcy w czasie odbywania kary inwestują w więźniów. Opłacają kursy BHP czy szkolenia na wózkach widłowych. W bardzo wielu przypadkach znajdują w tych firmach pracę – zapewnia Rafał Grabski. Gdzie? – W przedsiębiorstwach zajmujących się wywozem śmieci, firmach transportowych czy produkujących stalowe prefabrykaty. Odsiadka przestaje być przeszkodą.

Bartosz Godziński
naTemat.pl
Autorzy artykułu:
Podobają Ci się moje artykuły?
Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sprawdź, jak to działaKwota napiwku


