naTemat extra

Klub to nie ściany, to ludzie wierni sobie

Brak szatni – tym martwi się dzisiaj prezes klubu 06 Kleofas Katowice. Nie żeby zawodnicy Damiana Kuźmy nie mieli gdzie owijać rąk bandażami i sznurować rękawic. Mają. Najstarszy klub bokserski w Polsce znalazł bezpieczną bazę na terenie katowickiego AWF-u. Ale szatnia to nie tylko ławki i szafki, tak jak klub bokserski to nie tylko ściany sali treningowej. To ludzie.
“Szatnia” to zawodnicy: starsi, doświadczeni, którzy – odpowiednio do potrzeby – podpowiedzą jak poprawić technikę albo ustawią młodych do pionu. Trener to jedno, ale taki koleżeński autorytet wnosi na salę zupełnie inną jakość.  
Niestety, seniorów trudno dzisiaj w Kleofasie zatrzymać. – W amatorskim boksie nie ma aż tak wielkich pieniędzy – tłumaczy Damian Kuźma, który od 2011 roku pełni funkcję prezesa. Jednego z najmłodszych w tej “branży”, dodajmy. W momencie przejęcia obowiązków miał zaledwie 28 lat, a na głowie – widmo eksmisji klubu.
To, że Kleofas nadal działa, szkoli dzieci, młodzież i starszych zawodników, to w sporej części zasługa jego uporu, zdecydowania i… optymizmu.
– Zanim objąłem stanowisko prezesa dominowało myślenie w czarnych barwach: zamkną nas, nic z tym nie zrobimy i już. Postanowiłem, że trzeba zmienić podejście: nasze do sytuacji, a potem – ludzi do boksu. Koniec z czarnym PR-em – opowiada Damian, bohater najnowszej kampanii marki 4F, “Wierni sobie”.

Dobry Kleofas, zły Kleofas

Społecznego postrzegania boksu nie sposób przedstawić inaczej niż jako sinusoidę. Zarywamy noce, żeby obejrzeć jak Kownacki cios po ciosie rozkłada Arreolę na łopatki, a dzień później stwierdzamy, że to właściwie “zwykła bijatyka”. Następnie, dwa dni później, zapisujemy się na kickboxing, bo właśnie pojawił się w grafiku naszego fitness klubu, ale już po tygodniu nie możemy się zdecydować, czy na podobne zajęcia puścić nastoletnie dziecko.
Na Śląsku boks ma status szczególny. Wiele klubów sportowych, które na początku XX wieku zaczynały powstawać przy kopalniach, posiadało sekcje bokserskie. Górnicy, którzy rano zjeżdżali pod ziemię, po skończonej szychcie szli na salę i sparowali. Ci, którzy sami nie mieli sportowych predyspozycji, zasilali szeregi kibiców, którzy tłumnie stawiali się na meczach.
– Liga od kiedy zaczęła funkcjonować, cieszyła się wielką popularnością, Pamiętam, że nawet na ostatnich meczach, przed jej likwidacją, były tłumy – wspomina Kuźma.
Jednym z takich klubów był Kleofas, utworzony w 1906 roku na katowickim Załężu. Klub przeszedł metamorfozę od miejsca, w którym górnicy mogli “wyżyć się” sportowo, do pełnoprawnej sportowej instytucji kształcącej przyszłych mistrzów.

Damian, który pierwszy raz pojawił się w klubie jako 15-latek, wspomina, że w latach 2000 Kleofas pełnił kilka ról, w tym tą społecznie najważniejszą: był azylem, w którym okoliczne dzieciaki mogły schronić się przed otaczającą rzeczywistością, która często różowa nie była.
– Można powiedzieć, że mieliśmy tam taką świetlicę środowiskową. Trenerzy pozwalali posiedzieć tam dzieciakom, które inaczej latały bez opieki po ulicach – wspomina. Część z nich łykała sportowego bakcyla. Kusząca była nie tylko sama wizja zwycięstw na ringu. Klub dawał też inne możliwości.
– Do mnie szczególnie przemawiała perspektywa wyjazdów. Część naszej kadry trenerskiej pochodziła ze wschodu. Organizowali nam wyjazdy za granicę, na turnieje do Rosji. To była dla mnie duża motywacja – nie spodziewałem się że boks będzie dla mnie szansą, żeby zwiedzać świat – wspomina Damian.
Przekraczając po raz pierwszy próg sali treningowej Damian nie spodziewał się również, że już za kilka lat przyszłość klubu stanie pod znakiem zapytania. W 2004 roku zapadła decyzja o wygaszeniu kopalni. Kierujący nią holding zaczął pozbywać się nieruchomości będących finansowym obciążeniem. Na liście znalazł się Kleofasa.

Wszystko w twoich rękawicach

– Mieliśmy tyle imprez pożegnalnych, że po którejś z kolei zaczynaliśmy się już śmiać, że może w końcu zapomną, że mają nas zlikwidować – Damian, z właściwym sobie optymizmem, wspomina nastroje, jakie panowały wśród klubowiczów na początku lat dwutysięcznych.
Bokserzy Kleofasa wiedzieli jednak, że kiedyś będą musieli opuścić salę na Załężu. Nie zamierzali jednak czekać na tą chwilę z opuszczonymi rękawicami. Od momentu, kiedy zaczęły napływać pierwsze pisma o eksmisji, byli w skutecznej kontrze. Reagowali na kolejne decyzje, pisali odwołania do prezesów (oraz władz miasta), kiedy trzeba nawiedzali kolejnych oficjeli w biurach.
– Zdarzały się sytuacje komiczne. Jeden z terminów udało nam się odroczyć, bo okazało się, że na sali zameldowany jest jeden z trenerów. Kiedy poinformowaliśmy o tym dyrektora zarządzającego nieruchomościami kopalni, zrobił nam karczemną awanturę. A potem spojrzał na podpis pod decyzją użyczenia lokalu. Okazało się, kilka lat wcześniej to on zatwierdził ten dokument – śmieje się Damian.

Zabawa w ciuciubabkę trwała kilka lat. Damian zdążył objąć funkcję prezesa i zintensyfikować poszukiwania nowej siedziby dla klubu. Pomijając kondycję kopalni, szczerze przyznaje, że należąca do Kleofasa sala, lata świetności miała już za sobą.
– Bardzo lubili nas odwiedzać studenci z filmówki. Mieliśmy ich całe wycieczki. Zachwycali się klimatem “jak z Rocky’ego” – wspomina Damian. Problem w tym, że do prowadzenia treningów na poziomie w klubie nie potrzebna była filmowa scenografia, ale profesjonalny sprzęt dobrej jakości i w miarę solidne, nie sypiące się od farby, ściany.
Damian znalazł takie na terenie katowickiego AWF-u. Udało mu się przekonać tamtejsze władze, aby pomogły zakończyć walkę o przyszłość klubu z ponad stuletnią tradycją. Udało się.

Przyszłość jest bokserką?

Kleofas w przyszłość patrzy z optymizmem. Inaczej się zresztą nie da, bo w Damianie aż kipi chęć do działania. Wie, że jeśli klub ma dalej prężnie działać i wychowywać kolejne pokolenia, musi wyjść z inicjatywą szeroko – czasem nawet na ring.
– Angażujemy się w działania o bardzo różnym charakterze, pokazujemy że boks nie jest jednowymiarowy. Zorganizowaliśmy charytatywny sparing w którym wziął udział prezydent Sosnowca. Jako klub wydaliśmy nawet tomik wierszy Paula Polansky’ego o tematyce bokserskiej – wylicza Damian.
Na klubowej agendzie najwyżej znajdują się jednak wydarzenia, które do aktywności mają zachęcać dzieci i młodzież. To właśnie najmłodsi są przyszłością klubu. A właściwie najmłodsze.

– Byłem w szoku, kiedy podczas ostatniego naboru zgłosiło się tyle samo dziewczyn, co chłopaków. To pokazuje, że jednak postrzeganie boksu cały czas zmienia się na lepsze – cieszy się Damian. Uspokaja również rodziców, którzy mogą mieć obawy przed posłaniem dzieci właśnie do sekcji bokserskiej.
– Jest wiele znacznie bardziej urazowych sportów niż boks, ale nagłaśniane są oczywiście tylko te najbardziej spektakularne kontuzje.Trenerzy pilnują, aby na treningach takie zdarzenia nie  miały miejsca – zapewnia i dodaje: – Naszym celem jest jest sala pełna dzieciaków. Chcemy je nauczyć szacunku do tego sportu – podsumowuje.
Szacunku i wierności, chciałoby się dodać. Wierności sobie i swoim zasadom, które sprawiają, że Kleofas nadal walczy.
Artykuł powstał we współpracy z 4F. 




Autorzy artykułu: