18 października, Kraków. Klub Studio, sztandarowy punkt na imprezowej mapie stolicy Małopolski, pęka w szwach. W położonym w centrum miasteczka studenckiego AGH lokalu przebywa tego wieczora aż 1373 gości. Wszyscy stoją obok siebie, tworząc zamknięty krąg i trzymając się za ramiona. W sali czuć podekscytowanie, ale też skupienie. Wystarczy bowiem drobna wpadka, żeby cały tytaniczny wysiłek poszedł na marne. W końcu nieczęsto bije się w życiu rekord Guinnessa.
– Atmosfera nieziemska. Przepadam za imprezami, ale w czymś o takiej skali do tej pory nie brałem jeszcze udziału. Zabawa przednia, ale też chwila refleksji i zadumy. Jakby nie patrzeć stawiamy czoła zadaniu, reprezentując nasz kraj, po prostu całą Polskę – tak komentował na gorąco jeden z uczestników bicia rekordu na Największy Toast Pod Ramię. Próba zakończyła się pełnym sukcesem i Polacy wywalczyli tytuł, deklasując dotychczasowych rekordzistów z Japonii.
Kiedy się o tym piszę, wszystko wydaje się proste. Zasady były następujące: goście mieli wziąć się pod ramię, utworzyć zamknięty krąg i po wygłoszeniu toastu ‘’Na zdrowie’’ wypić jednocześnie kieliszek Żołądkowej de Luxe. Gdy jednak ten opis przeprowadzenia zawodów uzupełni się danymi o liczbie uczestników, których musiało być ponad 1154 (tylu bowiem ochotników do boju wystawił wcześniej Kraj Kwitnącej Wiśni), a do świadomości przebije się fakt, że przerwanie kręgu chociaż na chwilę oznaczało dyskwalifikację dla całej grupy, widać dopiero ogrom tego wyzwania.
Zanim goście krakowskiego klubu przechylili kieliszki w akcie, który zapewnił naszym rodakom kolejne miejsce w Księdze Rekordów Guinnessa, organizatorzy wydarzenia mieli pełne ręce roboty. Trzeba było odpowiednio ustawić uczestników, przećwiczyć z nimi kolejność i synchronizację poszczególnych kroków, aby wykonali zadanie z precyzją, której nie powstydziłaby się kompania reprezentacyjna żołnierzy w wojskowej defiladzie. No i zapanować emocjonalnie nad tłumem tak, aby entuzjazm, który dosłownie udzielał się wszystkim, nie przeszkodził jednak w tej decydującej chwili.
Z nauką elementów imprezowej ‘’musztry’’ koordynatorzy akcji uwinęli się w godzinę. Wróć – raczej wypadałoby powiedzieć, że zajęło im to AŻ godzinę, ponieważ jeśli ktoś myśli, że ćwiczenie przez 60 minut z liczącą ponad 1000 szabel tj. kieliszków rzeszą poruszonych ludzi wydaje się spacerkiem, to jest w bardzo dużym błędzie. Summa summarum, wszystko poszło zgodnie z planem i Polacy mogli odtrąbić sukces.
Sukces, który swoim autorytetem potwierdzili przybyli z Londynu specjalni arbitrzy. W lokalu przy Budryka 4 byli emisariuszami Biura Rekordów Guinnessa. To oni sprawdzali, czy wszystko przebiega zgodnie z procedurą i mieli baczne oko na uchybienia, które skutkowałyby niezaliczeniem próby. Na szczęście uchybień nie było, co biorąc pod uwagę rygorystyczne normy bicia rekordów Guinnessa, budzi ogromny podziw i najlepiej obrazuje wymiar tego zwycięstwa.
Nie od dziś wiadomo, że żelazne zasady gry ustanowione i przestrzegane przez firmę Guinness mają na celu zapobiegać narażeniu się na zarzut, że przyznający certyfikaty rekordów organizator faworyzuje kogokolwiek. Chodzi o to, żeby nikt nie miał poczucia, że stracił pierwszą pozycję w rankingu z powodu przymykania oka na błędy kolejnego pretendenta do tytułu. Teraz w konkurencji Największy Toast Pod Ramię miejsce na podium musieli zwolnić Polakom mieszkańcy Japonii, którzy zbyt długo nie cieszyli się tytułem, bo od sierpnia tego roku.
Warto wiedzieć, że Polacy znajdują się w czołówce rekordzistów tej prestiżowej publikacji. Jak podaje
oficjalna strona polskiego oddziału Biura Rekordów Guinessa, nasz kraj wiedzie prym z wynikiem 470. Tuż za nami są Stany Zjednoczone, których liczba pobitych rekordów sięga 321. Pierwszą trójkę zamyka Wielka Brytania mająca na koncie 139 zwycięskich wyzwań. Możemy sobie zatem pogratulować zarówno pomysłowości, jak i determinacji.
Jak podkreślają organizatorzy przeprowadzonej w Klubie Studio akcji, do tych dwóch wartości należy jeszcze dodać pracę zespołową. Poza wyśmienitą zabawą niecodziennej toastowej imprezie przyświecała też myśl zbudowania swoistego poczucia wspólnoty wśród jej uczestników. W końcu bicie rekordów na własną rękę z pewnością należy do przyjemności, ale bicie ich w tak licznym gronie stanowi niewątpliwie niezapomniane przeżycie.