Po takiej wizycie każdemu gwarantuję wzrost uznania do prawdziwej Watahy. “Tu kieruj broń” – taki napis widnieje przy wejściu do placówki Straży Granicznej w Ustrzykach Górnych. Miejsce, gdzie mundurowi sprawdzają uzbrojenie. Ze stromego dachu budynku strażnicy staczają się bryłki lodu. Jeszcze parę dni temu przed drzwiami do budynku było ponad metr śniegu.
Zima na chwilę odpuściła, ale w górach leży gruba warstwa śniegu. To przez niego musieliśmy przełożyć o parę dni nasz wyjazd. Gdy u nas w Warszawie mało kto zakładał zimowe opony, tam bez nich ani rusz.
Zresztą widać, jak na Wielkiej Rawce bieli się śnieżna czapa. Kilka stopni schodów. Na lewo dyżurka, a na wprost za stalowymi drzwiami magazyn broni. Przez uchylone drzwi widać strażników. Na ścianach stojaki, w idealnym porządku wiszą “kałachy”. Tutaj można uzbroić spory oddział.
Rebrow bez szans
W gabinecie komendant ustrzyckich pograniczników, Maciej Brzeziński, odkłada telefon. W końcu znalazł chwilę, aby porozmawiać. Od dwóch lat kieruje placówką w Ustrzykach Górnych. – “Cześć komendancie Markowski!” Czasem w telefonie słyszałem takie powitanie znajomych – śmieje się Brzeziński.
Komendant
oglądał serial HBO, jak też wiele osób z tych okolic. Jego zdaniem miejscowi oczekiwali dokończenia pierwszej serii “Watahy” (druga seria pojawiła się po kilku latach przerwy). Część scen kręcono m.in. w ustrzyckiej strażnicy.
– Realizm scenerii był siłą tego filmu. Natomiast fabuła… U nas liczy się siła zespołu. Inna sprawa, że my szybko namierzylibyśmy Rebrowa. Mamy rozeznanie w terenie, czy po prostu odnaleźlibyśmy sygnał telefonu komórkowego – dodaje. W serialu brakowało mu jednego ważnego elementu, pokazania, że ich życie nie ogranicza się do służby. – Staramy się być dobrymi ojcami czy mężami. Przyznaję, że nie jest to łatwe – mówi Brzeziński.
Wraca do obowiązków. Kolejne telefony. – My mamy całodobową służbę. Teraz mam ludzi na patrolach. Nie mogę powiedzieć, gdzie, ale ogólnie w górach też są i mimo chłodnej pogody prowadzą obserwację – zapewnia.
Iron z “Indianinem”
Iron nie może doczekać się wyjazdu na patrol. Szarpie za smycz. To już trzeci pies służbowy chorążego sztabowego Bogusława Ślazyka.
Leszek Lichota, serialowy Wiktor Rebrow: W Ustrzykach Górnych miałem okazję rozmawiać ze strażnikami granicznym. Historie, które opowiadali, były czasem barwniejsze niż serial. A do tego to czatowanie po kilka godzin w zimnie, bezruchu, albo bieganie w tych zaspach. W tej pracy trzeba mieć mega kondycję.
Chorąży jest tropicielem śladów w ustrzyckiej bazie. – Miałem ten zaszczyt i honor pochować poprzednie psy. Spoczywają obok mojego domu. W szczególnym miejscu – opowiada. Między psem a jego przewodnikiem rodzi się silna więź. Są razem przez 24 godziny. Pies przebywa w zagrodzie w pobliżu domu. Przetrzymywany jest na zewnątrz, aby wytworzył podszerstek. W górach przy kilkugodzinnej akcji nie zmarznie, jak salonowy pupil.
– Rozmawiamy sobie czasem. Po zachowaniu widzę, na jaki ślad trafił. Czy pod warstwą śniegu jest trop niedźwiedzia, wilka czy człowieka – opowiada i jednocześnie otwiera drzwi bagażnika. Iron wskakuje, opiera pysk o fotel. Jedziemy wzdłuż Wołosatki, widać na niej liczne tamy bobrów. Z prawej Chresty i Kiczera, z lewej Szeroki Wierch, a dalej Tarnica.
Dwa tygodnie temu nasz rozmówca był na Tarnicy. Zatrzymujemy się, wysiadamy. Śnieg skrzypi pod butami. Niedawno wpadli na niedźwiedzia. – Pies poczuł świeży trop, który prowadził do młodego gęstego zagajnika.
Od styczenia do października 2017 r. na odcinku podkarpackiej granicy odnotowano 40 przypadków jej nielegalnego przekroczenia granicy. Zatrzymani tłumaczyli się, że z powodów ekonomicznych usiłują dostać się do Europy Zachodniej. Wśród nich było, 14 osób z Bangladeszu, 11 Rosji, 10 Indii, 10 Turcji, 8 Ukrainy, 8 Pakistanu, 7 Armenii, 6 Iraku, 5 Syrii, 4 Maroko, 3 Mongolii, 3 Tadżykistanu, 3 Afganistanu, 3 Wietnamu, 2 Mołdowy, 1 Palestyny. W 9 przypadkach przerzut (37 osób) zorganizowały gangi.
Ruszyłem szybciej, bo sądziłem, że ktoś szedł niedawno. Zapuszczamy się głębiej i nagle słyszę ryk, a potem uderzenia łapami o ziemię. Przede mną niedźwiedź, a ja trzymam szarpiącego się na lince psa. Zaplatał się w krzewach. Na wszelki wypadek odbezpieczyłem broń. Powoli jednak wycofaliśmy się. A niedźwiedź jeszcze raz uderzył ostrzegawczo łapami – opowiada.
Wilków się nie obawiał, do czasu pewnej przygody. – Natrafiłem na parę, nie miały gdzie uciekać, bo z jednej strony zbocze, z drugiej rzeka – opisuje pogranicznik. Nie odbiegły. Ich zachowanie nie dawało mu spokoju. – Później sprawdziłem. W pobliżu była zagryziona sarna i ślady wilcząt. Widać uczyły się polować – komentuje ze spokojem.
– W jakiej pracy można podziwiać takie widoki? – pyta retorycznie Bogusław Ślazyk. Najbardziej lubi chodzić w dzikie okolice – jak, chociażby Sianki. Przed wojną to było bieszczadzkie Zakopane. Teraz trudno się domyślić. Przyroda pochłonęła niegdyś gęsto zamieszkałe okolice. – Tutaj była wielka wieś Wołosate – pokazuje dłonią na okolice. W tych stronach trzeba uważać. – Przy dawnych domostwach zostały studnie. Można wpaść, a latem są w nich gady – ostrzega.
Zdejmuje Ironowi kaganiec, co jest nie do końca zgodne z przepisami, ale bezpieczniejsze dla psa. – Iron umie obronić się w kagańcu. Wie jak nim uderzyć, ale może trafi na kogoś, kto uczył się, jak poradzić sobie z takim psem – wyjaśnia Ślazyk. Dotychczas tylko dwa razy spuścił psa ze smyczy w tzw. pościg. – Sam z psem potrafiłem zatrzymać grupy imigrantów, nawet 15-osobowe, nielegalnie przechodzących przez granice. Azjaci na widok psa się poddają. Natomiast uciekać próbują grupy z Czeczeni, Gruzji czy Armenii. Aby zmylić psa, uciekają w różnych kierunkach. Nie raz mówili, że udałoby się im, gdyby nie pies – opowiada.
Wiedzą jak oszukać psa
Przeszedł nawet specjalne szkolenie tropienia prowadzone przez Indian. Przyznaje, że nie wierzył w ich legendarne umiejętności. Dlatego sprawdził swojego trenera. Jak zapewnia, indiański tropiciel bez trudu odkrył jego ślady i nie pomylił się ani razu. Ich przeciwnicy, przemytnicy, też mają “wysokie kwalifikacje” i swoje sposoby na zmylenie psiego pościgu.
– Zataczają kręgi, aż w końcu schodzą do środka. Następnie rozchodzą się w różnych kierunkach – tłumaczy. Nie chodzi jednak o zatarcie zwykłych śladów butów.
24 494 466 zł – to wartość czarnorynkowa skonfiskowanych narkotyków. W okresie od stycznia do października strażnicy z Podkarpacia wykryli więcej narkotyków w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego. W przejściach granicznych oraz w strefie działania Bieszczadzkiego Okręgu Straży Granicznej odnotowano 15 zdarzeń szmuglu narkotyków. Chociażby w Korczowej, gdzie w dwóch BMW na ukraińskich tablicach rejestracyjnych ukryto 247,663 kg haszyszu o wartości 8 668 206 zł.
– Chcą stworzyć taką chmurę zapachów, aby pies nie mógł z niej wyjść. Na zamkniętej polanie zapach potrafi utrzymać się przez kilka godzin – tłumaczy. Kolejnym sposobem zmylenia pościgu jest tzw. przecinanie tropu. Grupy przemytnicze przecinają swoje trasy, aby pies poszedł świeższym śladem. Obserwowanie zwierząt też dostarcza dużo informacji. – Wystarczy uważnie patrzeć przez lornetkę. Spłoszony wilk ucieka, aby po chwili zorientować się (obrócić) w kierunku człowieka – opowiada.
Do Straży Granicznej trafił z jednostki spadochroniarzy, ale już nie skacze. – Żona nie pozwala. To był jeden z warunków, jakie postawiła. Wiem, że czasem się o mnie boi, ale to taka służba – uśmiecha się. Ten funkcjonariusz mógłby pójść już na emeryturę, ale się na nią nie wybiera. – Nie wyobrażam sobie tego momentu. Tutaj wciąż można uczyć się czegoś nowego – zapewnia Bogusław Ślazyk. Często wspiera akcje GOPR-u. Nie raz też pościg za nielegalnymi imigrantami przeradza się w akcję ratunkową.
Zamarznięte ciała
– Najgorzej jak w takiej grupie są dzieci. Wtedy człowiek daje z siebie wszystko, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce – opowiada major Marcin Lisowski. Przed laty było głośno o Kamisie. Czeczence, matce trójki dzieci, którą przewodnik zostawił w górach. Dwie dziewczynki zamarzły. Odnaleźli je strażnicy.
– Widziałem zdjęcia z miejsca akcji – na chwilę przerywa opowieść i ściera z blatu biurka niewidzialny okruch. – A to nie był jedyny przypadek. Najgorsze są temperatury około dwóch stopni. Ludziom wydaje się, że jest ciepło, a po wejściu w góry może gwałtownie się ochłodzić. Inni przy użyciu mapy w komórce próbują przejść przez góry. A tam tracą zasięg i są bezradni. Mają szczęście, jak ich znajdziemy – dodaje.
Jest jednym z miejscowych. Pochodzi z Ustrzyk Górnych. Poszedł do wojska, także do jednostki spadochronowej.
Bartłomiej Topa – Adam Grzywaczewski “Grzywa” : Jestem z gór, ale Bieszczady są unikalne. Są miejsca, gdzie można się zaszyć i nie widzieć ludzi. Strażnicy wykonują nieprawdopodobnie ciężką pracę na tej wschodniej flance.
Po służbie przez rok był nauczycielem. Czy w swojej pracy musi zatrzymywać miejscowych, sąsiadów, kolegów? – Wystarczy pójść do baru, aby wiedzieć, czy coś się działo. To po oczach widać – śmieje się. W większości przemyt jest organizowana przez grupy przestępcze z głębi kraju. Niedawno Strażnicy Graniczni z bieszczadzkiego oddziału rozbili grupę, która przemycała ludzi przez przejście w Krościenku. Załatwiali “lewe” dokumenty. W czasach GPS miejscowi przewodnicy nie są potrzebni, zastępują ich Ukraińcy.
Musiał strzelać
Strażnicy ze szczególną ostrożnością traktują przewodników przemytniczych grup. Opowiadają o przypadku ze Słowacji. Grupa była śledzona przez polskich pograniczników, ale do zatrzymania doszło na terenie kraju sąsiada. Jeden z przewodników grupy wyciągnął broń i zaczął strzelać. Strażnicy odpowiedzieli ogniem, napastnik zginął na miejscu. Major Marcin Lisowski również musiał użyć broni. – Śledziliśmy grupę. W miejscu, gdzie mieli wyjść, urządziliśmy zasadzkę – wspomina.
Grupę zatrzymać miało kilku strażników, on czatował z boku. Bardziej, jako zabezpieczenie. – Nagle usłyszałem hałas za sobą. Myślałem, że to niedźwiedź. Schowałem się za pień. Tymczasem wyszło dwóch z plecakami, przewodnicy. Jeden z nich przechodzi tak blisko, że mogłem go dotknąć. Wyjąłem broń – opowiada.
Jarosław Boberek – policjant Świtalski: Serial jest fikcją literacką i na szczęście strażnicy nie mają tak dramatycznych przeżyć. Chociaż, jak ostatnio słyszałem, że rozbili grupę przemycającą ludzi. Takie sytuacje jak z Watahy mogą się zdarzyć. A same Bieszczady? Przepiękne! Trafiliśmy w bardzo surowe warunki, w których ci strażnicy pracują na codzień.
Major krzyknął – “Stój!”. Jeden z mężczyzn rzucił się do ucieczki. Lisowski strzelił ostrzegawczo. – Wówczas ten drugi przewodnik na huk strzału podskoczył, chyba na dwa metry, zaczął uciekać. Zatrzymał się, gdy oddałem drugi strzał. Wzięliśmy psa tropiącego i użyliśmy śmigłowca, aby odciął drogę powrotu przez takie łąki. Zatrzymaliśmy uciekiniera po paru godzinach – dodaje Lisowski.
Góry pod skórą
Granica pnie się ku górze, którą przecina na pół. U podnóża widać dym. To już po ukraińskiej stronie. Obok ogniska widać mundurowych, to ukraińscy pogranicznicy. – To ich stały punkt. Zmieniają się co 30 godzin. Jeszcze niedawno mieli tu namiot – opowiada str. sierż. Dariusz Usyk.
– Czasem robimy wspólne patrole – dodaje sierżant sztabowy Waldemar Kucharski. W Straży Granicznej są już od 8 lat. – Uśmiechnąłem się ze sceny w serialu, gdy wpadają do rzeki i idą dalej. Żadnej hipotermii, ani nic. Tutaj to nierealne – dodaje Usyk.
Zakładają plecaki, a w nim zapasowy komplet bielizny termoaktywnej, trochę jedzenia. – To wszystko na wszelki wypadek, bo może paść rozkaz, że musimy zostać dłużej i czatować. Czasem całą noc – wyjaśnia. Wówczas muszą pozostawać w bezruchu, aby nawet zwierzyna ich nie zauważyła. Unikają też rozpalania ognisk, bo mogą wprowadzać w błąd tropicieli.
Od stycznia do października 2017 r. BOSG zatrzymał przemyt 339 033 paczek papierosów o wartości 4 609 654 zł. Najwięcej przypadków miało miejsce w przejściach granicznych, w których ujawniono ponad 82 tys. paczek papierosów o wartości 1 115 222 zł.
Teraz najczęściej do czynienia mają z przemytnikami. Uspokoiło się z przerzucaniem przez góry ludzi, a zastąpił to przemyt papierosów. Teraz jednak przemytnicy nie mają łatwo. Przed laty jedna strażnica w Lutowiskach pilnowała prawie 100-kilometrów granicy. Obecnie w tym regionie placówki Straży są niemal co 15 km. – Jeśli ktoś lubi góry, to w tej pracy ma okazję być w nich codziennie – dodaje Kucharski.
To właśnie góry do Straży Granicznej przyciągnęły st.chor. Marka Brzozowskiego, który przy nas wjeżdża quadem do strażnicy. – Wolę jeździć konno, bo takie patrole też mamy – dodaje. W służbie jest od ponad 15 lat. Dziś ma jednak nudne zadanie, bo tylko kontrolowanie ruchu drogowego, ale do auta i tak pakują broń. – Ta praca jest wymagająca fizycznie. Trzeba bardzo dbać o kondycje – zapewnia Brzozowski. Normą jest jazda na nartach czy bieganie.
– Ćwiczyłem karate – dodaje major Lisowski, który nie siedzi tylko za biurkiem. – O, to jak ja. Doszedłem do brązowego pasa – wtrąca komendant Brzozowski. Sprawność fizyczna jest tu kluczowa. – Bo nigdy nie wiadomo, kiedy skończymy swoje zadanie. Wydaje się, że można wracać do domu, a tu wychodzi kolejna grupa nielegalnych i musimy zostać. Dlatego trzeba wiedzieć też, jak sobie poradzić w górach – dodaje.
Miejsce dla Bondów
Mimo trudnej służby i wcale niewygórowanych zarobków (
średnio ok. 4600 zł), Bieszczady przyciągają wielu chętnych. Po serialu “Wataha” przybyło zainteresowanych służbą w Straży Granicznej. Już w ubiegłym roku na jedno miejsce w straży było 12 chętnych. Oprócz testów sprawnościowych muszą przejść badania psychologiczne czy też wariografem. Na koniec kandydaci przydzielani są do jednostek, które także decydują o ich dalszych losach.
Niektórzy trafiają do komendanta Macieja Brzezińskiego. Szef ustrzyckiego oddziału ma wysokie wymagania. Jest prawie jak James Bond. Karierę zaczynał w wojsku, jako czołgista, a skończył jako spadochroniarz, aby założyć mundur strażnika. Od tego czasu przeprowadzał się 13 razy. – Jeśli kandydat szuka tutaj pracy, to nie jest miejsce dla niego. Tutaj liczy się pasja. Lubię powtarzać, że jeśli rano chcesz iść pod górkę, a wieczorem pod wiatr, to miejsce jest dla ciebie – dodaje komendant Straży Granicznej w Ustrzykach Górnych.
Jeśli kogoś naszła ochota na zostanie strażnikiem granicznym, już niedługo będzie mógł się sprawdzić. W 2018 roku
przewidziano trzy tury naboru: w lutym, czerwcu i październiku.