Strona zawiera treści przeznaczone
dla osób pełnoletnich

Aby uzyskać dostęp, potwierdź że masz ukończone 18 lat

Warunki korzystania ze strony oraz polityka prywatności
naTemat extra

Świeża, chuda i młoda – taka powinna być idealna wołowina?

Chmura dymu i zapach spalenizny, którym zionęły wszystkie 33 metry kawalerki jeszcze kilka dni po zgaszeniu ognia pod patelnią – to najkrótsze podsumowanie mojej pierwszej próby przyrządzania steków w warunkach domowych. Jeśli miałabym być bardziej wylewna, dodałabym, że kolacja tamtego dnia była jedną z najdłuższych w moim życiu, choć trzeba przyznać że równocześnie jedną z najbardziej opłacalnych, jeśli chodzi o bilans kaloryczny: piłując twardy jak podeszwa kotlet i przeżuwając każdy kawałek mniej więcej minutę, straciłam pewnie tyle samo energii ile dostarczyć może 300 gramowy kawałek wołowiny.

Przez kilka następnych dni starałam się dowiedzieć, co poszło nie tak. A właściwie co zrobiłam nie tak. Bo w to, że kupiony za dość ciężkie pieniądze kawałek specjalnego, przeznaczonego właśnie do szybkiego przesmażenia na patelni mięsa nie był wysokiej jakości nie chciałam wierzyć. Z drugiej strony, co można zrobić nie tak, jeśli cała trudność smażenia steku polega na rozgrzaniu patelni do granic możliwości gazowej kuchenki i pilnowaniu czasu smażenia?
– Musisz pamiętać, że produkt jest wart tyle, ile jesteś w stanie za niego zapłacić. I nie ma to nic wspólnego z jakością. Dobre mięso nie musi być skandalicznie drogie – trzeba tylko wiedzieć, gdzie go szukać i, przede wszystkim, jak je rozpoznać – pocieszał mnie Marcin Kuc, bloger kulinarny i szef kuchni restauracji Ruszt. Obiecał, że zdradzi mi wszystkie średnio-wysmażone sekrety, pod warunkiem, że przyniosę do jego kuchni porządny kawał mięsa. Na polowanie polecił udać się do specjalistów z Polskich Steków.

Arkadiusz Wójcik – specjalista od Polskich Steków

Arkadiusz Wójcik jest prawdziwą mięsną encyklopedią – takim określeniem reklamował go Marcin. Tego, że nie jest to eufemizm dowodzi już na samym początku, odpowiadając na najbardziej prozaiczne pytanie z możliwych – jakie mięso jest smaczne?
– Wiedza o jakościowej wołowinie jeszcze u nas raczkuje. Mamy cały czas w głowach to, co wmawiały nam nasze babcie, czyli że mięso musi być chude, młode i świeże, a to trzy naczelne błędy. Jest wręcz odwrotnie. Wołowina nie może być chuda, bo wtedy nie ma smaku. Młoda – też nie. Sztuka musi mieć około 30-40 miesięcy, wtedy jest doskonała, ma dużo wyrazistego smaku. No i przede wszystkim mięso na stek musi być wysezonowane – podkreśla.

„Sezonowanie” to nic innego jak „postarzanie” mięsa. I niech nikt nie waży się na dźwięk tego słowa krzywić. Najpierw przejrzyjcie zdjęcia z wakacyjnych wycieczek – na którymś z Hiszpanii na pewno pałaszujecie jamon iberico, a na tych z Włoch – zajadacie się szynką parmeńską.  Oba specjały, zanim w postaci cienkich jak pergamin plasterków trafiły na wasze talerze z tapas czy antipasti, spędziły kilka miesięcy jako integralna część wieprzowej giczy, podwieszonej na haku w miejscu o kontrolowanej wilgotności i temperaturze. Pan Arkadiusz również posiada takie miejsce – oficjalnie nazywa się komorą do sezonowania, w praktyce przypomina szafę chłodniczą.
– Sezonowanie pięknie się w chemii nazywa: endogenna proteoliza białek – uśmiecha się pan Arkadiusz, ale widząc moje nieskażone chemiczną myślą czoło, precyzuje: – W odpowiednich warunkach enzymy zawarte w mięsie zaczynają pracować i dochodzi do rozpadu struktur białkowych. Cały proces odbywa się “na sucho”, co oznacza, że z mięsa stopniowo ubywa wody. W efekcie mamy więcej mięsa w mięsie i jest ono zdecydowanie bardziej kruche – tłumaczy.

Rib Eye – część antrykotu, bliższa górnej części żeber, z charakterystycznym “oczkiem”

Jak długo mięso musi odpoczywać w specjalnej komorze? – Mięso sezonuje się w temperaturze 1-2,5 stopnia. W takich warunkach może dojrzewać nawet przez 90 dni. Minimalny czas sezonowania dla steka to 30 dni, ale czas, jaki mięso spędzi w komorze, zależy od wieku i rasy zwierzęcia. Sztuki, które mają mniej tkanki łącznej, dojrzewają szybciej – wyjaśnia.  

New York Strip – wykrawany z rostbefu

Na pytanie, w czym mięso sezonowane jest lepsze od świeżego i czy laik rzeczywiście dostrzeże różnicę, pan Arkadiusz patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem: – Oczywiście, że tak! Mięso sezonowane w porównaniu ze świeżym jest zupełnie inne. Nie tylko w smaku, ale i pod względem konsystencji. Kruchość, kruchość, kruchość! Proszę usmażyć kawałek antrykotu z supermarketu, a potem nasz dwu- czy trzymiesięczny. Tego pierwszego nie będzie dało się zjeść – mówi, a ja tylko kiwam głową, ale nie przyznaję się, że pierwszy etap tego eksperymentu mam już za sobą.
Jakie są więc naczelne kryteria wyboru mięsa? – Mięso musi mieć jasny kolor – ma być ładnie zaróżowione, pod żadnym pozorem nie może być sczerniałe, zbyt ciemne. Jeśli ma taki odcień, można podejrzewać, że mięso ma zbyt wysokie pH. To z kolei oznacza, że sztuka przed ubojem była zestresowana czy zmęczona. Takie mięso będzie niedobre, twarde. Kolejna sprawa: marmurek. Mięso musi być ponakrapiane tłuszczykiem.
Kruchość, jak zapewnia pan Arkadiusz, również można łatwo sprawdzić: – Wystarczy nacisnąć palcem. Jeśli zostanie dołek – jest kruche, jeśli wraca – jest świeże. Mięso na steki musi być jak glina czy plastelina – to najlepszy wskaźnik stopnia wysezonowania mięsa – zapewnia, podając mi dwa kawałki cote de bouef, czyli antrykotu z kością, które ponoć idealnie sprawdzą się jako pierwsze sztuki testowe.

Przygotowując danie z wołowiny na liście zakupów nie może zabraknąć Książęcego. Ze smakiem wyrazistego mięsa najlepiej współgrają Golden Ale oraz Czerwony Lager.
Do Marcina przybywam z wyrazem triumfu na twarzy i dwoma zapakowanymi próżniowo kawałkami cote de bouef w torebce. – Piękności – komentuje mój zakup.
Masowe zakupy nie dają takich gwarancji. Zakupy w przeciętnych marketach kończą się zadymioną kuchnią i szczękościskiem
Marcin Kuc
– Masowe zakupy nie dają takich gwarancji. Zakupy w przeciętnych marketach kończą się zadymioną kuchnią i szczękościskiem – kwituje Marcin i podkręca palnik kuchenki. – Trochę tu jechałaś, więc mięso jest w temperaturze pokojowej. To dobrze. Zawsze należy wyjąć je z lodówki co najmniej dwie godziny przed smażeniem – instruuje. Okazuje się, że jeśli kawał mięsa będzie zbyt zimny, nie pomoże nam nawet ogień piekielny – czerwony pasek w środku oprócz tego, że będzie oczywiście rare to jednocześnie cold, a to pojęcie na skali wysmażenia mięsa zdecydowanie się nie mieści.
O stopniach wysmażenia zaczynamy dyskutować w najlepszym momencie – pierwszy kawałek właśnie wylądował na patelni. Sposób przygotowania steku definiuje bowiem waga danego kawałka oraz indywidualne preferencje. W zależności od tego, czy jesteśmy fanami steków krwistych, czy średnio wysmażonych, musimy odpowiednio dostosować czas smażenia. Spektrum jest tu dość szerokie: aby otrzymać stek w postaci skrajnie krwistej (czyli blue), mięso nie powinno spędzić na patelni więcej niż dwie minuty. Z kolei chcąc wysmażyć stek na well done, nad kuchenką spędzimy nawet kilkanaście minut.

– Wszystko jest kwestią indywidualnych preferencji. Jedzenie ma sprawiać przyjemność. Jedni uznają tylko rare, inni – nie mogą znieść widoku krwistego paska po środku – tłumaczy Marcin Kuc.
Pytanie o to, która opcja wysmażenia będzie nam odpowiadać najbardziej zadaje sobie każdy stekowy laik. Jedyny sposób, aby się przekonać, to metoda prób. Jeśli nie chcecie ryzykować samodzielnie w kuchni, zawsze można udać się do sprawdzonej restauracji, lub, tak jak w moim przypadku, poprosić o pomoc bardziej doświadczonego znajomego.

Stopnie wysmażenia mięsa:

blue – mięso zaledwie obsmażone z obu stron, w środku surowe, lekko ciepłe
rare – stek krwisty; choć w porównaniu z blue, warstwy przesmażenia po obu stronach sięgają nieco wyżej
medium rare – średnio krwisty; środek nadal jest surowy, ale “krwista” warstwa jest zdecydowanie węższa
medium – średnio wysmażony; środek jest już lekko różowy, a nie czerwony
medium well – wysmażony; środek zdecydowanie jasnoróżowy
well done – dobrze wysmażony; przekrój steku jednolicie brunatny

– Bardzo ważna kwestia: niezależnie od tego, jak bardzo zamierzamy wysmażyć mięso, nie zapomnijmy go posolić – instruuje Marcin. Na pytanie o mityczny wpływ soli na twardość mięsa, odpowiada bez zająknięcia: – To mit pokutujący od czasów słusznie minionych. W PRL-u wołowina była po prostu kiepskiej jakości, niewiele mogło ją uratować – twierdzi. Jeśli jednak w ferworze przygotowań, kwestia solenia jednak wam umknie, pan Arek zapewnia, że tragedii nie będzie.
– Jeśli mięso jest dobrze wysezonowane, samo w sobie ma tyle smaku, że solenie nie ma znaczenia – zdradził konspiracyjnym szeptem, kiedy wychodziłam ze sklepu.

W zależności od gramatury mięsa, stek można dopiekać w piekarniku, lub pozwolić mu dojść na patelni, bastując” (dla niewtajemniczonych: polewając”) stopionym na patelni masłem. I kiedy wydaje się, że już za chwilę, już za momencik po tylu trudach przyjdzie moment triumfalnego ucztowania, Marcin mówi: stop i kładzie parujący stek na desce, tuż pod moim nosem.

Golden Ale i Czerwony lager stanowią doskonały akompaniament do wołowiny i pikantnych przypraw jak zielony pieprz, czosnek i chili – wyraźna chmielowa goryczka podkreśla ostrość potraw. 
– Mięso MUSI odpocząć, w przeciwnym razie kiedy tylko je rozkroimy, wszystkie soki momentalnie z niego wypłyną – zaznacza kategorycznie. Nie pomaga nawet udawanie osła ze Shreka (Długo jeszcze? A teraz? Teraz?). Czekamy.

W międzyczasie zastanawiam się nad dodatkami do dania, choć patrząc na słuszny kawał mięsa leżący na desce, nie mam żadnych wątpliwości, kto jest gwiazdą tego posiłku. Gwiazdą, której – jak się chwilę później okazało – żadne „ozdoby” nie były potrzebne. Smaku dobrego steku nie wypada bowiem zagłuszać, można co najwyżej go komplementować – na przykład dobrze dobranym piwem.
Pytacie czy warto przyłożyć się do poszukiwań najlepszego mięsa? Tak. To najkrótsza z możliwych, ale i jedynie słuszna odpowiedź. Pomijając fakt, że dzięki temu nie zrujnujecie kuchni, to przede wszystkim odkryjecie zupełnie nowy wymiar mięsnego smaku. I tak, mam świadomość, jak górnolotnie to brzmi, ale w tym przypadku wcale mi to nie przeszkadza.

Stek Cote de Boeuf

porcja na dwie (głodne) osoby
antrykot z kością sezonowany na sucho, czosnek, rozmaryn, zimne masło, oliwa pomace, sól
Wyciągnij stek z lodówki na dwie godziny przed smażeniem. Osusz go ręcznikiem papierowym. Rozgrzej patelnię do maksimum i wlej na nią łyżkę oliwy. Posól mięso i wrzuć je na gorącą patelnię. Nie dotykaj go, nie przesuwaj, nie ruszaj. Zostaw stek na dwie minuty, wtedy dopiero możesz go obrócić. Na patelnię wrzuć trzy rozgniecione ząbki czosnku, gałązkę rozmarynu i dwie łyżki zimnego masła.
Artykuł powstał we współpracy z marką Książęce. 




Autorzy artykułu:

Karolina Pałys

dziennikarka

Podobają Ci się moje artykuły?
Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Sprawdź, jak to działa

Kwota napiwku

Wiadomość do autora (opcjonalnie)

Twój adres e-mail

Kod BLIK znajdziesz w aplikacji swojego banku