nt_logo

Dożywocie za niewinność. Zapadł wyrok, choć dowodu żadnego nie było

Tomasz Ławnicki

25 marca 2022, 20:01 · 4 minuty czytania
Absurd polega na tym, że gdyby Jan Ptaszyński się przyznał, że to on zabił, pewnie dostałby 25 lat więzienia. Ale on nigdy tego nie zrobił, choć różne straszne rzeczy działy się za kratami i wielokrotnie był nakłaniany do tego, by przyznać się do dokonania zbrodni. W efekcie odsiaduje dożywocie. Bardzo wiele wskazuje na to, że siedzi niesłusznie.


Dożywocie za niewinność. Zapadł wyrok, choć dowodu żadnego nie było

Tomasz Ławnicki
25 marca 2022, 20:01 • 1 minuta czytania
Absurd polega na tym, że gdyby Jan Ptaszyński się przyznał, że to on zabił, pewnie dostałby 25 lat więzienia. Ale on nigdy tego nie zrobił, choć różne straszne rzeczy działy się za kratami i wielokrotnie był nakłaniany do tego, by przyznać się do dokonania zbrodni. W efekcie odsiaduje dożywocie. Bardzo wiele wskazuje na to, że siedzi niesłusznie.
"Państwo w państwie" telewizja Polsat

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

  • Jan Ptaszyński skazany na dożywocie przez Sąd Okręgowy w Białymstoku w 2005 r. Został uznany winnym zabójstwa swojej partnerki Marioli S. i jej 2,5-letniej córki Klaudii
  • Do zabójstwa doszło pod koniec listopada 2001 r. w wynajmowanym mieszkaniu w bloku przy ul. Jurowieckiej w Białymstoku. Na miejscu zbrodni nie znaleziono ani jednego śladu należącego do Ptaszyńskiego
  • W procesie nie było właściwie żadnych dowodów przeciwko Ptaszyńskiemu. Skazany został w zasadzie tylko na podstawie opinii biegłych. Od lat walczy o uniewinnienie

Do tej zbrodni doszło pod koniec listopada 2001 r. w Białymstoku. Zwłoki Marioli S. i jej zaledwie 2,5-letniej córeczki Klaudii S. znalazł w wynajmowanym przez nie mieszkaniu w bloku przy ul. Jurowieckiej ojciec kobiety. Pojechał do córki zaniepokojony faktem, że od 29 listopada nie było z nią kontaktu.

Ponieważ drzwi do mieszkania były zamknięte i nikt nie otwierał, tata Marioli do środka dostał się przez balkon. W przedpokoju zobaczył plamę krwi. W łazience w wannie zastał zwłoki i córki, i wnuczki. Wezwał policję.

To podwójne morderstwo miało miejsce w momencie szczególnym - zaledwie parę miesięcy wcześniej nieopodal ktoś brutalnie zgwałcił pielęgniarkę. Na tyle brutalnie, że 30-latka w wyniku odniesionych obrażeń zmarła. Sprawcy przez długie lata policja nie była w stanie namierzyć.

Czytaj także: Zaciągnął w krzaki, zgwałcił i udusił. Morderca pielęgniarki odnaleziony po latach

W przypadku zabójstwa Marioli S. i jej córki funkcjonariusze wypytali m.in. o to, z kim kobieta utrzymywała kontakty. Ojciec wskazał na Jana Ptaszyńskiego, bo para od kilku miesięcy spotykała się. Jeszcze tego samego dnia policja go zatrzymała.

Ptaszyński w tym momencie był poza Białymstokiem. I to od kilku dni. Od ilu? Z relacji świadków wynika, że Ptaszyński w mieszkaniu Marioli S. był w nocy z 27 na 28 listopada. Tego dnia rano odwiedził w szpitalu swojego ojca, a potem pojechał do swojej rodzinnej wsi Michnówka.

Wyjechał na wieś właśnie dlatego, że mama została sama i chciał jej pomóc w gospodarstwie. Jednak skoro rodzina nie miała z Mariolą kontaktu od 29 listopada, to znaczy, że coś złego się stało po tym, jak on już z Białegostoku wyjechał.

Bliscy zamordowanej kobiety przekazali, że Jan jest dość dziwny: bo nie pije alkoholu, nie lubi kawy czy herbaty, a do tego jest raczej typem samotnika. No i dochodzeniowa machina ruszyła. Policja i prokuratura namawiały Ptaszyńskiego, żeby do wszystkiego się przyznał, on nie przyznawał się do niczego.

Po 15 miesiącach został wypuszczony, a postępowanie umorzone, bo śledczy absolutnie nic na niego nie znaleźli. Prokurator Marek Żendzian w uzasadnieniu decyzji o umorzeniu napisał tak:

„Dotychczasowe czynności – zarówno procesowe, jak i operacyjne nie pozwalają na przyjęcie, iż sprawcą zbrodni jest Jan Ptaszyński. Wprawdzie jego alibi sprowadzające się do tego, że po odwiezieniu Marioli i Klaudii S. pojechał do siebie na wieś, nie do końca było realnie sprawdzalne, ale brak jest wyraźnego ewentualnego motywu działania. W tej sytuacji negatywne opinie biegłych dotyczące pozostawionych przez sprawcę śladów linii papilarnych i DNA włosa pozwalają na przyjęcie, iż Jan Ptaszyński nie popełnił zarzucanych mu zbrodni". 

Rodzina Marioli S. decyzję tę zaskarżyła. Sprawę przejęła nowa prokurator. I choć żadne nowe dowody się nie pojawiły, skierowała do sądu akt oskarżenia. Co zdumiewające, najpierw Sąd Okręgowy w Białymstoku, a następnie Sąd Apelacyjny - mimo braku dowodów - uznały, że to Jan Ptaszyński jest sprawcą podwójnego morderstwa i skazały go na dożywocie.

Czytaj także: Bał się policjantów i chciał do taty, więc podpisał protokół. To może być dramat na miarę Komendy Przesądzające okazały się opinie biegłych, w tym jedna sporządzona po dwudziestominutowej rozmowie, określająca, iż Ptaszyński ma osobowość dyssocjalną.

Nowe światło na sprawę Ptaszyńskiego, już po wyroku, rzuciła dr Maria Rydzewska-Dudek, patolog, specjalista medycyny sądowej. Lekarka wydała oświadczenie, w którym opisała, jak z sekretariatu Sądu Okręgowego w Białymstoku otrzymała telefon z informacją, że należy określić datę zgonu Marioli S. i jej córki, i że "dobrze by było, gdyby to były trzy dni wstecz przed znalezieniem zwłok”.

Gdy pani doktor odpowiedziała, że zanim wyda opinię musi się najpierw zapoznać z aktami, usłyszała przez telefon, że chodzi o człowieka wyjątkowo niebezpiecznego i że to "sadystyczny zabójca na tle seksualnym”, bo tak wynika z portretu psychologicznego. Ostatecznie opinię wydał kto inny, ale dr Rydzewska-Dudek uważa, że śmierć kobiety i jej córki mogła nastąpić dzień przed znalezieniem zwłok, czyli 30 listopada. A to zdecydowanie wykluczałoby Ptaszyńskiego jako sprawcę.

Od kilkunastu lat sprawą Jana Ptaszyńskiego zajmuje się adwokat dr Iwona Zielinko - zupełnie pro bono. Od momentu zapoznania się z aktami sprawy jest pewna, że za kraty trafił niewinny człowiek. Wydawało się oczywiste, że błyskawicznie da się tego dowieść i Jan Ptaszyński wróci na wolność. Ale lata mijają, kolejne furtki się zamykają. A pani mecenas nie ustaje w wysiłkach, by sprawiedliwości stało się zadość.

Mecenas Iwona Zielinko jest gościem najnowszego odcinka podcastu "Morderstwo (nie)doskonałe".  Zapraszam do słuchania, oglądania i komentowania. OGLĄDAJ

POSŁUCHAJ Program dostępny również na: