nt_logo

Tak, Volkswagen wypuścił na rynek kolejnego małego crossovera. Ale Taigo jest skazany na sukces

Piotr Rodzik

04 kwietnia 2022, 14:52 · 3 minuty czytania
Podobno od przybytku głowa nie boli, ale na chłopski rozum trudno zrozumieć, po co Volkswagenowi Taigo, skoro na rynku są już T-Cross oraz T-Roc. Na szczęście jednak za planowanie portfolio w Wolfsburgu odpowiada nie chłopski rozum, a szereg mądrych ludzi. I dlatego do Europy trafia trzeci kompaktowy crossover Volkswagena. 


Tak, Volkswagen wypuścił na rynek kolejnego małego crossovera. Ale Taigo jest skazany na sukces

Piotr Rodzik
04 kwietnia 2022, 14:52 • 1 minuta czytania
Podobno od przybytku głowa nie boli, ale na chłopski rozum trudno zrozumieć, po co Volkswagenowi Taigo, skoro na rynku są już T-Cross oraz T-Roc. Na szczęście jednak za planowanie portfolio w Wolfsburgu odpowiada nie chłopski rozum, a szereg mądrych ludzi. I dlatego do Europy trafia trzeci kompaktowy crossover Volkswagena. 
Volkswagen Taigo to kolejny crossover w ofercie marki. Fot. Volkswagen

Najprostsza odpowiedź na pytanie, dlaczego Taigo wchodzi na rynek, jest bardzo brutalna: bo może. Tak naprawdę Volkswagen nie zadał sobie bowiem trudu, aby zaprojektować kolejne auto w – teoretycznie – tym samym segmencie.


Volkswagen Taigo to bowiem… żadna nowość. Jest sprzedawany w Ameryce Południowej już w zasadzie od dwóch lat – najpierw w Brazylii, gdzie był wielkim hitem, a potem na innych lokalnych rynkach. Tylko nazwa jest inna: Nivus.

Oczywiście w wersji na Europę są pewne zmiany – ale nie jest tak, że Volkswagen projektował auto od zera. A skoro to taki hit w Ameryce Południowej, to czemu nie można w zasadzie "za darmo" wprowadzić nowego auta do europejskiej oferty?

Moja matka dałaby się za niego pokroić

To znaczy – tak podejrzewam, bo moja rodzicielka raczej jeszcze nie wie o istnieniu takiego auta. Chyba że widziała w telewizji w reklamie. Ale Taigo to samochód, który wypełnia małą "lukę" w portfolio Volkswagena.

Na tyle małą, że na wypełnienie takich nisz może pozwolić sobie tylko producent tego rozmiaru jak Volkswagen. Taigo jest więc małym crossoverem, ale z opadającą linią w stylu coupé. Takie miniaturowe BMW X4… tylko dla ludu. Zgodnie z tradycjami.

Czytaj także: https://natemat.pl/296307,nowe-bmw-x4-m-competition-czy-jest-szybkie-i-warto-je-kupic

Ta linia coupé to główna cecha, która odróżnia Taigo od T-Roca i T-Crossa. W zamyśle producenta jest to samochód dla ludzi, dla których ważny jest styl.

I rzeczywiście – Taigo to ładne autko, zwłaszcza w wersji R-Line wygląda agresywnie (choć większego silnika niż 1,5 litra tu nie uświadczycie, ale o tym później). Mimo tego charakternego wyglądu udało się tu wygospodarować naprawdę duży bagażnik – aż 438 litrów pojemności. Jest też miejsce na (opcjonalne) koło zapasowe.

W środku z przodu jest naprawdę wygodnie, a na kanapie nie zabraknie miejsca na głowę. Gorzej z nogami. Generalnie jest to samochód dla was, jeśli chcecie coś wygodnego i ładnego do podróży po mieście (lub okazjonalnie w trasie) i nie planujecie dzieci. Albo… dzieci już się wyprowadziły.

Wyposażenie imponuje

W środku cieszą multimedia. Standardem są tutaj cyfrowe zegary (8-calowe, a za dopłatą 10,25 cala) oraz duży ekran w środkowej części kokpitu. Czasy, kiedy kupowaliście miejskie autko w bazowej wersji z pustą szufladką zamiast radia, szczęśliwie minęły.

Standardowe są też LED-owe reflektory. A w wyższych wersjach (lub za relatywnie niewielką dopłatą) nawet matrycowe. Tak, w tym małym autku. No cóż, takie czasy. Do tego cała lista asystentów i systemów bezpieczeństwa. Naprawdę, wyposażenie jest imponujące.

Jest nawet IQ.Drive Travel Assist – dzięki któremu możecie się cieszyć zautomatyzowaną jazdą (tylko brakuje elektronicznego hamulca ręcznego, więc Taigo nie umie się samo zatrzymać). W każdym razie jak przesiadłem się z powrotem do swojego Audi A5 z 2019 roku (przed liftingiem), poczułem się trochę jak w epoce kamienia łupanego.

A jak się tym jeździ?

No… jak Volkswagenem. Czyli żywiołowo (zawsze miałem wrażenie, że nawet najmniejsze jednostki z grupy VW są tak zestrojone, żeby mieć to poczucie kopa przy przyspieszaniu) i stosunkowo twardo, choć oczywiście da się Taigo przewieźć babcię tak, żeby nie rozbolały jej plecy.

W egzemplarzu, który mi się trafił do 3-godzinnych jazd testowych (bo na razie taką miałem z Taigo styczność), do dyspozycji miałem silnik 1.5 TSI o mocy 150 KM. Sprzężony był z siedmiobiegową skrzynią DSG. Jak taki zestaw działa? Tak jak więc wspomniałem, Taigo jest dość dynamiczne, choć skrzynia lubi sobie "chrupnąć". Miłym zaskoczeniem jest też wyciszenie wnętrza.

Spalanie? W miejskiej jeździe wyszło mi 9,2 litra. Żaden szał, ale nie starałem się też jeździć eko, tylko "normalnie". Z pewnością da się mniej. I więcej.

Generalnie trudno rozpatrywać Taigo w kategorii frajdy z jazdy. Ale w mieście jest to auto, które spełni wszystkie pokładane w nim nadzieje. Jest pakowne, a jednocześnie kompaktowe, więc nie będzie problem z parkowaniem, a podwyższy prześwit ułatwi wspinanie się po krawężnikach.

Cena

89 690 złotych – od takiej kwoty zaczyna się cennik, ale raczej nikt na tym nie poprzestanie. Sam Volkswagen zakłada, że cena transakcyjna przeciętnego egzemplarza będzie oscylować wokół 120 tysięcy złotych. Egzemplarz, którym ja jeździłem, był wyspecyfikowany na 133 920 zł. Jeszcze kilka lat temu z takim budżetem można było nawet zajrzeć z ciekawości do salonów marek premium…

Samochody jednak drożeją i to gwałtownie, nie ma co z tym dyskutować, choć ja sam chyba nie do końca się z tym pogodziłem w swojej głowie. Konkurencja nie jest wcale tańsza, a Taigo za te pieniądze daje naprawdę dużo.

Do tego to nawet stylowy samochodzik. W Ameryce Południowej klienci kupili to, to czemu mieliby tego nie zrobić w Europie?