Pierwsi Polacy polecieli do Chicago samolotem Polskich Linii Lotniczych dokładnie 50 lat temu, 17 maja 1972 roku. Po latach kierunek ten jest wciąż chętnie wybierany przez polskich obywateli. Dziś na tej trasie lata blisko 200 tysięcy pasażerów. Pół wieku później odwiedzamy Wietrzne Miasto z grupą dziennikarzy z Polski, aby celebrować jubileusz wraz z LOT-em i przekonać się, co takiego jest w Chicago, że tak bardzo pokochali je Polacy.
Trasa Warszawa-Chicago jest jedną z najchętniej wybieranych przez polskich pasażerów. Nie ważne, czy jesteśmy na warszawskim lotnisku w tygodniu, czy podczas weekendu, pod bramką z napisem "Chicago" ustawia się długa kolejka ludzi wracających do domu, odwiedzających bliskich czy po prostu turystów. Czekają na swój długi, bo dziesięciogodzinny lot do Wietrznego Miasta (przez położenie na brzegu jeziora Michigan w mieście zawsze wieje).
Jednak to nic w porównaniu do tego, ile czasu w podróży spędzali Polacy przed 1972 rokiem. Przed rozpoczęciem rejsów Polskich Linii Lotniczych jedynym środkiem transportu do USA był statek "Stefan Batory". Transatlantyk pływał trzydzieści trzy lata pod polską banderą i przewiózł w sumie ponad 270 tysięcy pasażerów. Na jego pokładzie było niemal wszystko, czego potrzeba: szpital, bary, restauracje, kaplica i kino. W salonie był nawet parkiet dancingowy. Rejs tym pływającym miastem trwał ponad tydzień. Dla wielu była to podróż w jedną stronę.
Dlaczego Polacy emigrowali do Chicago?
Polscy emigranci w Chicago zaczęli się pojawiać po 1861 roku. Ze Starego Kontynentu do Nowego Świata Polacy płynęli głównie z powodów zarobkowych. Liczyli na lepsze życie za oceanem. W latach 70. XX wieku w samym Chicago mieszkało ok. 750 tys. Polaków i Amerykanów polskiego pochodzenia. Połączenie między Warszawą a Chicago było bardziej niż potrzebne. Samoloty LOT-u w tym czasie latały już m.in. do Toronto.
Pierwszy rejs do Wietrznego Miasta odbył się samolotem Iljuszyn Ił-62, ochrzczono go mianem "Mikołaj Kopernik". Za sterami zasiadł kapitan Tomasz Smolicz. W latach 70. XX w. chicagowskie lotnisko było największym na świecie. Samoloty startowały z niego co 30 sekund. Kiedy Kopernik wylądował na płycie lotniska, powitali go przedstawiciele władz lotniska, Konsulat Generalny PRL oraz amerykańska Polonia, dla której nowe połączenie było szansą na częstsze odwiedziny ojczyzny, a także dawało możliwość ściągnięcia do Ameryki rodziny, ponieważ uzyskanie wizy było znacznie łatwiejsze, gdy krewni byli na miejscu.
Drugą kwestią była cena. Bilet na Batorego był niebotycznie drogi. Tak o pasażerach transatlantyka pisał Melchior Wańkowicz: "Płynęło nim 620 burżujów (...) biednych na pokładzie na pewno nie było. Ci ludzie zarabiali po pięćdziesiąt tysięcy złotych miesięcznie". Do Stanów można było też polecieć przez Londyn czy Frankfurt, jednak to też była bardzo droga opcja. Kiedy LOT otworzył rejs do Chicago, podróżowanie stało się zdecydowanie bardziej przystępne.
Polonia w Chicago
Najliczniejsze grupy emigracyjne przybywały z Podhala, Podkarpacia i Podlasia. Do dziś o podlaskiej miejscowości Mońki mówi się "Podlaskie Chicago". Z Moniek wyjechało blisko 2 tys. osób, a tamtejsza Polonia ma nawet własną ulicę – "Ziemia Moniecka Way". Do stolicy stanu Illinois wyjechało też tysiące górali. Imigracja zarobkowa kwitła tam całymi latami i rozrastała się do gigantycznych rozmiarów do tego stopnia, że na Podhalu ciężko znaleźć dom, w którym ktoś z rodziny nie byłby w Ameryce albo przynajmniej nie znałby kogoś, kto był.
Obecnie w Chicago mieszka 1,5 mln osób pochodzenia polskiego, co sprawia, że jest to największy ośrodek polonijny na świecie. Nazywany jest nawet stolicą Polonii. Na terenie obszaru metropolitarnego Chicago znajduje się 57 polskich parafii, tu też swoje siedziby mają polonijne władze i największe fundacje. Najbardziej znana jest Copernicus Foundation. Została powołana jako organizacja non-profit w lipcu 1971 roku, jako główne źródło obywatelskie, kulturalne, edukacyjne, rekreacyjne i rozrywkowe dla amerykańskiej Polonii. Uwagę przyciąga szczególnie wygląd budynku, w którym znajduje się fundacja - na szczycie wzniesiono Wieżę Solidarności, która bliźniaczo przypomina wieżę na Zamku Królewskim w Warszawie.
O tym, jak bardzo polskie jest Chicago świadczy, chociażby fakt, że w mieście znajduje się polska dzielnica - Jackowo (od znajdującej się tam parafii Św. Jacka). To miejsce, gdzie wielu Polaków zaczynało swoją przygodę w USA. Powstało tam wiele polskich sklepów i ośrodków kultury, a język polski można było usłyszeć na każdym kroku. Dziś Jackowo nieco się zmieniło, coraz więcej Polaków szuka szczęścia w innych dzielnicach. W Wietrznym Mieście powstało wiele polskich szkół, organizacji i placówek. O tym, jak wiele polskich akcentów jest w Chicago i jakie znaczenie ma tu polskość, przekonaliśmy się podczas parady z okazji ustanowienia Konstytucji 3 Maja, ale o tym później.
Chicago turystycznie
Chicago jest również celem turystycznych podróży. To trzecie co do wielkości miasto Stanów Zjednoczonych (po Nowym Jorku i Los Angeles) ma do zaoferowania bardzo wiele. Dla osób, które dobrze czują się w dużych miastach i lubią industrialny styl, Chicago będzie prawdziwym rajem. Kiedy nasza grupa przyjechała do centrum, uderzył mnie w pierwszej chwili ogrom i blask podświetlonych budynków. Chicago nocą jest naprawdę imponujące.
Jednym z punktów naszej wycieczki był rejs statkiem po Chicago River. To jedna z ciekawszych form zwiedzania miasta, bo większość charakterystycznych budynków znajduje się wzdłuż rzeki. Jednym z bardziej imponujących obiektów jest wspomniane wcześniej Marina City, kompleks mieszkalno-usługowy, w skład którego wchodzą dwie bliźniacze wieże o wysokości 179 m. Co ciekawe na niższych kondygnacjach znajduje się parking samochodów. Ideą tego budynku było stworzenie „miasta w mieście” – apartamentowca z zespołem obiektów usługowych, pozwalających mieszkańcom na zaspokojenie większości ich potrzeb na miejscu, zatem pod ręką musiał być również samochód.
Płynąc dalej, zobaczyliśmy dumnie pnący się Trump Tower. Muszę przyznać, że stojąc pod tym budynkiem, zrozumiałam megalomanię byłego prezydenta USA. Ambicją Trumpa było zbudowanie najwyższego budynku na świecie, jednak po atakach na WTC, zrewidowano plany. Ostatecznie Trump Tower ma 423,2 m (łącznie z iglicą) i 98 pięter. Jest drugim najwyższym budynkiem w Chicago i czwartym w Stanach Zjednoczonych.
Nieco dalej dostrzegliśmy Tribune Tower. Kolejny charakterystyczny i bardzo piękny budynek. Co prawda nie przypomina nowoczesnego drapacza chmur, a raczej neogotycką wieżę. Tribune Tower ma 141 metrów wysokości i 36 pięter. Wieża była siedzibą dziennika "Chicago Tribune". W budynku mieściło się również biuro oddziału CNN w Chicago.
Po drugiej stronie rzeki zobaczyliśmy Aon Center – wysoki i smukły biały wieżowiec, który jest szóstym najwyższym obiektem w Stanach Zjednoczonych. Nieco w oddali mogliśmy dostrzec perłę w koronie chicagowskich drapaczy chmur, czyli Willis Tower. Ma 108 pięter i 442,3 metry wysokości, co czyni go najwyższym budynkiem Chicago i drugim pod względem wysokości budynkiem w Ameryce Północnej. Na 103. piętrze znajduje się taras widokowy, z którego rozciąga się widok na miasto i jezioro Michigan.
Jednak chyba najbardziej urzekła mnie atmosfera tego miasta. Chicago jest kilka razy większe od Warszawy, a czuć tam zdecydowanie większy luz. Po ulicach chodzą uśmiechnięci ludzie. Mieszkańcy Chicago są bardzo bezpośredni. Dwa razy na ulicy usłyszałam, że mam ładną kurtkę, a gdy mój znajomy robił sobie selfie, to od razu znalazł się ktoś, kto zaproponował, że zrobi mu zdjęcie.
Chicago, jak każde miejsce, trzeba poczuć. A najlepiej to zrobić, gubiąc się w jednej z ulic, pijąc smaczną kawę i przegryzając amerykańskim donatem. Podobno z Chicago nie można wyjechać bez zjedzenia deep dish, czyli miejscowej pizzy na grubym drożdżowym cieście z ogromną ilością sera i dodatków.
Niepowtarzalnego klimatu miastu dodają także stalowe wagony chicagowskiego metra, czyli pociągi L (nazwa pochodzi od skrótu słowa "elevated", czyli "nadziemne"). W centrum miasta pociągi krążą między wieżowcami i zatrzymują się na stacjach podobnie jak tramwaje.
Zielone Chicago
Chicago nie jest typowym zabetonowanym miastem. Wbrew pozorom jest tam wiele zielonych akcentów. Nasza grupa również postanowiła poszukać nieco więcej zieleni, więc w czasie wolnym wybraliśmy się do Parku Milenijnego. Budowę parku rozpoczęto dopiero pod koniec lat 90. Powstał wzdłuż wybrzeża Michigan i zajmuje powierzchnię 10 ha.
W centralnej części parku znajduje się pawilon Jay Pritzker - to amfiteatr z 4000 miejscami siedzącymi i 7000 dodatkowych siedzeń na ogromnym trawniku. Pawilon jest zwieńczony dużą stalową kratą, która tworzy akustyczny baldachim. Nieopodal znajduje się Cloud Gate, czyli wielka stalowa rzeźba w kształcie fasoli. Powierzchnia rzeźby odbija i zniekształca panoramę miasta, co daje niepowtarzalny efekt.
Będąc w parku nie mogliśmy sobie odpuścić szybkiej wycieczki na wybrzeże Jeziora Michigan, które jest tak ogromne, że na pierwszy rzut oka trudno jest odróżnić je od morza. Jezioro Michigan jest największym jeziorem, które w całości leży na terytorium USA i piątym na świecie.
Parada z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja
Niestety nie mogliśmy spędzić zbyt wiele czasu nad brzegiem jeziora, bo spieszyliśmy się główny punkt wyjazdu, czyli Paradę z okazji uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Polonia amerykańska uroczyście obchodzi to święto w sobotę najbliższą dnia 3 maja w danym roku. W tym roku był to 7 maja. Tradycja organizowania trzeciomajowych parad w Chicago jest bardzo długa i sięga 1892 roku. Obecnie parady rozpoczynają się w historycznym centrum miasta przy Fontannie Buckingham i kończą tam, gdzie Columbus Drive dochodzi do rzeki Chicago.
Powiedzieć, że byłam zaskoczona rozmachem parady, to jakby nic nie powiedzieć. To było naprawdę wydarzenie przygotowane z wielkim rozmachem. Centralnym punktem parady był przejazd platform, które przygotowują poszczególne organizacje, szkoły, zespoły folklorystyczne, grupy zawodowe, kółka zainteresowań i przedsiębiorstwa. Wzdłuż kolumny marszowej ustawiło się wiele osób, które obserwowały przejazd. Niemal każdy miał na sobie biało-czerwony element lub po prostu flagę. I to właśnie atmosfera na tym wydarzeniu była niepowtarzalna i nawet wzruszająca – celebracja polskości w dobrym tego słowa znaczeniu.
Na paradzie pojawiło się dużo rodzin z dziećmi, wiele z nich ubranych było w tradycyjne stroje ludowe. Niektórzy zabrali swoje psy, które również miały biało-czerwone elementy stroju. Niemal wszyscy byli pozytywnie nastawieni i cieszyli się z czasu spędzonego wśród swoich. Dopisała też pogoda- słoneczna aura i błękitne niebo sprawiło, że świętowanie było jeszcze przyjemniejsze. Nie przeszkadzały tak bardzo nawet dźwięki muzyki disco polo wydobywające się z głośników.
Piękne jest, że i za Wielką Wodą Polacy wyrażają solidarność z narodem ukraińskim. Wiele osób oprócz polskiej flagi przyniosło niebiesko-żółte. Pokazuje to, że wsparcie w tych trudnych czasach nie ma granic. Obserwując paradę i to, jak zachowuje się amerykańska Polonia, doszłam do wniosku, że Polacy w kraju mogę uczyć się od niej, jak należy celebrować narodowe święta. 11 listopada w Warszawie przy chicagowskim 3 Maja jest niczym smutne święto z niepotrzebną agresją i zawiścią. Możemy uczyć się od Polonii za oceanem, jak świętować radośnie.
W sumie w Chicago spędziliśmy pełne dwa dni, dlatego wiele miejsc pozostało jeszcze nieodkrytych. To dobrze, bo apetyt na ponowne odwiedzenie Wietrznego Miasta jest jeszcze większy. Chicago ma wszystko, czego potrzeba - imponującą architekturę, zielone parki, bogatą sieć gastronomiczną i szerokie wybrzeże. Dlatego warto na własne oczy zobaczyć to miasto i poczuć jego atmosferę. Co prawda dziesięć godzin podróży może przerazić, ale upływa ona bardzo przyjemnie na pokładzie samolotu, szczególnie jeśli leci się wielkim dreamlinerem, czyli najnowocześniejszym samolotem na świecie.
Do Chicago z Krakowa
Po pandemii LOT wraca do dawnej częstotliwości lotów do Stanów Zjednoczonych. W sezonie letnim odbędzie się 14 lotów w tygodniu. Dodatkowo zostaną uruchomione loty z Krakowa, co bardzo ucieszy mieszkańców Podhala. Jak zapowiedział prezes PLL LOT
Rafał Milczarski na specjalnej konferencji prasowej LOT przewiezie w tym roku do USA 250 tys. pasażerów. Prezes Milczarski zapowiedział też otwarcie wkrótce nowych kierunków. W 2021 roku LOT poleci do Bombaju, Kairu, Sarajewa, Prisztiny oraz Baku.