Zwierzęta

Byłem w Orientarium, żeby sprawdzić o co tyle krzyku. Te 4 atrakcje musi zobaczyć każdy

Przez Orientarium w Łodzi przewinęło się już ponad 100 tysięcy osób. Na otwarciu w majówkowy weekend były takie kolejki, że na kilka godzin wstrzymano sprzedaż wejściówek. Głośno o nowej atrakcji zrobiło się też nie tylko za sprawą największego słonia w Europie czy bajecznego akwarium z rekinami, ale i kontrowersji związanych z parkingami, cenami biletów czy samym losem zwierząt. Żeby ogarnąć te wszystkie wątki wybrałem się na miejsce, by sprawdzić, czy cały ten szum ma odwzorowanie w rzeczywistości.
Orientarium znajduje się na terenie łódzkiego zoo. Mniej więcej połowa ogrodu została przebudowana (zajęło to trzy lata i kosztowało ok. 230 mln złotych), żebyśmy mogli podziwiać faunę (ale i florę) Azji południowo-wschodniej.
W dzisiejszych czasach w takich miejscach nie chodzi jednak tylko o popatrzenie na zwierzaki, ale przede wszystkim o edukację i ochronę gatunków. Wiem, że zabrzmię jak pracownik działu PR, ale instytucja zoo w XXI wieku przestała pełnić funkcje czysto rozrywkowe jak obwoźne cyrki.
Jeżeli dalej będziemy wcinać czipsy z olejem palmowym, to niestety wkrótce takie zwierzęta, jak np. znajdujące się tutaj orangutany sumatrzańskie, zobaczymy już tylko w zamkniętych ogrodach. Teraz z kolei zabrzmiałem jak eko-aktywista. Takie są jednak fakty i podobne miejsca będą mieć zawsze swoich przeciwników, jak i zwolenników. I obie strony będą miały rację. Czy jednak w łódzkim Orientarium jest poważnie i depresyjnie? Bynajmniej!
W Orientarium w Łodzi możemy zobaczyć zwierzęta z Azji południowo-wschodniej (stąd właśnie nazwa). Większość z nich to niestety ginące gatunki. Wizyta więc z jednej strony daje dużo radości, ale i skłania do refleksji i zachęca do zmiany zwyczajów zakupowych.
Każdy, kto odwiedził łódzkie zoo kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu, z pewnością nie ma dobrych wspomnień (w sumie we wszystkich polskich ogrodach było podobnie). Zwierzęta miały gorzej niż więźniowie, którzy garują w większych celach i chociaż dostają przepustki do domu. Te czasy na szczęście bezpowrotnie minęły.
Wiadomo, że to nie to samo, co życie na wolności, ale nowoczesne ogromne wybiegi (sam zewnętrzny dla słoni ma 3,5 hektara, a do tego dochodzą oddzielne "sypialnie" i całoroczny wybieg wewnętrzny) sprawiają, że już nie ściska nas w gardle. Orientarium robi na nas pozytywne pierwsze wrażenie, bo egzotyczni podopieczni nie mają już tak źle jak kiedyś.

Orientarium w Łodzi. Cztery atrakcje, które każdy musi zobaczyć

Wszystkie pawilony, woliery i wybiegi warto odkryć i zobaczyć samemu, ale poniżej przedstawię te "must-see", dla których warto pofatygować się do Łodzi z najodleglejszych zakątków Polski.
Nie zapominajmy też o drugiej części zoo, w której możemy poznać rozkoszną rodzinę lemurów czy pingwinów przylądkowych, ale skupimy się tym razem na nowych mieszkańcach z krainy Orientu. Wiedzą w tym zakresie podzielił się ze mną Tomasz Jóźwik, lekarz weterynarii i członek zarządu zoo w Łodzi.

1. Kąpiel największego słonia w Europie

Przy wybiegu wewnętrznym nieopodal wejścia musimy stawić się punkt 11:00. Wtedy ma miejsce rytuał kąpania się i wcinania przekąsek w basenie. Możemy to zobaczyć przez szybę lub siedząc na mini-trybunie.
Zaledwie kilka ogrodów na świecie ma tak zorganizowaną tę przestrzeń. W łódzkim Orientarium są dwa słonie azjatyckie: mniejszy (2 tony), zaledwie 9-letni Taru oraz 6-tonowy Aleksander, który ma 44 lata i jest największym przedstawicielem tego gatunku w Europie. Wkrótce dołączy do nich trzeci – również samiec.
Tomasz Jóźwik
Od innych ogrodów zoologicznych nasze słoniarium wyróżnia to, że mamy możliwość podglądania pływających słoni przez wielką szybę. Do tej pory przyszło nam to sobie tylko wyobrażać, a teraz jesteśmy w stanie zobaczyć, co te zwierzęta robią w czasie kąpieli i jaką czerpią z tego przyjemność. Taru potrafi pod wodą wyczyniać iście akrobatyczne figury i można odnieść wrażenie, że "przybija piątkę" z osobami po drugiej stronie szyby.

2. Krokodyl Kraken, który mógłby zagrać w "Parku Jurajskim".

Kraken, bo tak ma na imię ten krokodyl gawialowy, to prawdziwy gigant. Kiedy spojrzymy na jego rozmiary, charakterystyczny długi pysk, skórę i płytki na ogonie, to od razu przypomną nam się dinozaury z "Parku Jurajskiego". To nie tylko największy przedstawiciel tego gatunku w europejskich ogrodach, ale pewnie jeden z największych żyjących gadów na świecie. Towarzysząca mu samica Penelopa jest przy nim malutka, a Kraken dalej rośnie!
Tomasz Jóźwik
Kraken to prawdziwy rekordzista, bo ma 5 metrów i 15 centymetrów długości oraz waży pół tony. Przekroczył więc maksymalne rozmiary dla tego gatunku, które znajdziemy w encyklopedii (nawet na Wikipedii przeczytamy, że rośnie do 5 metrów – red.). Możemy go obejrzeć z punktu widokowego na piętrze, a także przez szybę spod powierzchni wody i z każdej strony robi wrażenie. W ciągu dnia przesiaduje głównie w basenie. Dopiero wieczorami i w nocy, po godzinach zamknięcia ogrodu, wychodzi na ląd, bo taki ma tryb życia.

3. Orangutany sumatrzańskie, bo to jedne z ostatnich osobników na Ziemi.

Orangutany sumatrzańskie możemy w Polsce zobaczyć tylko w łódzkim Orientarium – w sumie są trzy osobniki (para Budi i Ketawa oraz Joko). Ich większych kuzynów z Borneo spotkamy w zoo w Gdańsku. To jedne z tych zwierząt, które na tabliczce z informacjami mają czerwoną kropkę świadczącą o tym, że to gatunek krytycznie zagrożony wyginięciem. Na wolności żyje ich tylko kilka tysięcy.
Tomasz Jóźwik
Ich populacja w naturze niestety zmniejsza się z roku na rok przez ekspansję rolnictwa i różnorakiej działalności człowieka. Ten gatunek jest w naszym Orientarium ambasadorem zagrożonych stworzeń z Azji południowo-wschodniej i przypominamy o tym zwiedzającym. Ich naturalne środowisko jest wycinane pod uprawy: głównie palmy olejowej. Dlatego tak ważne jest, nawet mieszkając tysiące kilometrów od Sumatry, by kupowane przez nas produkty miały olej palmowy tylko z certyfikowanych, zrównoważonych upraw. To istotny składnik przemysłu, nie tylko spożywczego, ale i kosmetycznego. Nie da się więc z niego całkowicie zrezygnować, a nawet jeśli, to za chwilę znalazłaby się nowa nisza, która degradowałaby inną część świata.

4. Akwarium z rekinami, płaszczkami i innymi cudami

O ile inne zwierzaki takie jak małpy, słonie czy krokodyle z różnych podgatunków mogliśmy wcześniej zobaczyć w zoo, o tyle strefa oceaniczna to zupełna nowość w Łodzi, a także jedno z niewielu takich miejsc w Polsce (podobna atrakcja jest tylko w Afrykanarium we Wrocławiu). Tunel otaczający nas wodą po bokach i z góry pozwala  poczuć się jak w głębi oceanu. Tej części Oceanarium pozazdrości każdy domorosły akwarysta (i fanatyk wędkarstwa). Aż nie chce się jej opuszczać, a na pewno warto do niej wrócić, bo pływające tu ryby i inne okazy jeszcze sporo podrosną.
Tomasz Jóźwik
Tunel ma 26 metrów długości, a obok znajdziemy jeszcze szybę 6 na 8 metrów będącą wielkim ekranem, na który można popatrzeć w zadumie obserwując podwodny świat. Podzielone jest to na dwa zbiorki wypełnione łącznie trzema milionami litrów wody. Możemy tu podziwiać rekiny, płaszczki, ryby gitarowe (przypominają połączenie rekina i płaszczki – red.), setki wielobarwnych ryb rafowych, koralowce, rozgwiazdy i krewetki. Na dnie z kolei spoczywa replika myśliwca z okresu wojny w Wietnamie, która jest nie tylko ozdobą, ale i kryjówką dla ryb. Oprócz tego stworzyliśmy mniejsze zbiorniki odtwarzające bogactwo cieśniny Lembeh z konikami morskimi, murenami i rozdymkami.

Wszystko, co chcesz wiedzieć o Orientarium, ale boisz się zapytać

Wokół Orientarium narobiło się też sporo negatywnego szumu. Facebooka obiegły zdjęcia dzikich, ale nie zwierząt, tylko parkingów obok zoo, społecznicy martwią się o los nowych lokatorów, a pozostali pytają, czemu tak drogo, skoro to miejska instytucja? O wszystkich tych zagadnieniach porozmawiałem z rzeczniczką Pauliną Klimas-Stasiak.
Jaki jest sens w budowaniu takich miejsc w XXI wieku?
Przede wszystkim to my, jako ludzie, zawiedliśmy. Bardzo bym chciała, by ogrody zoologiczne nie musiały istnieć, ale musimy ratować wymierające gatunki. Ktoś powie cynicznie: trudno, może tak to miało być? Dzieje się to jednak za szybko i nie możemy patrzeć na to obojętnie. Tak jest np. z orangutanami sumatrzańskimi, anoa nizinnymi, gibonami czy słoniami azjatyckimi w naszym Orientarium. Na dobrą sprawę każdy gatunek w ogrodach zoologicznych jest w jakimś stopniu zagrożony.
Dlatego tworzymy zoo i rezerwaty, by zachować pulę genetyczną i w razie możliwości oddawać zwierzęta naturze. I to się dzieje. Ze wszystkich europejskich ogrodów zoologicznych wysyła się wyznaczone przez koordynatorów osobniki do takich półotwartych rezerwatów. Zwierzaki, które całe życie mieszkają w zoo, nie przetrwałyby w dziczy, ale ich nowe potomstwo już tak.
W naszym ogrodzie stwarzamy ku temu odpowiednie i komfortowe warunki. Czasem zwiedzający narzekają na to, że zwierzęta nie są stale na wybiegu, ale właśnie chodzi o to, by czuły się dobrze. Jeśli chcą gdzieś się schować lub odpocząć, to właśnie to robią. Przez cały czas dbają o nich opiekunowie (to akurat mogę potwierdzić, bo w trakcie rozmowy widziałem ich patrolujących pawilony – red.) , którzy doglądają ich i jeśli widzą, że są zmęczone kontaktem z ludźmi, wówczas mają możliwość wejścia do swoich pomieszczeń.
Czy zwierzęta cierpią, gdy otaczają je wrzeszczące i pukające w szyby dzieciaki?
Nasi opiekunowie dbają o to, by tego nie robiły, a na szybach umieszczone są dodatkowe tabliczki z informacjami. Zachęcamy do tego, by edukować dzieci również po tym kątem. Oglądanie im nie przeszkadza, ale pukanie może owszem drażnić.
Większość naszych zwierząt urodziła się w ogrodach zoologicznych i tutaj została przetransportowana. Są, krótko mówiąc, przyzwyczajone do takich zachowań. Krzyki też nie są tyle głośne, by im mocno przeszkadzać, a szyby dodatkowo tłumią hałasy. Nie obawiamy się więc, by zwierzęta cierpiały pod tym kątem.
Dlaczego bilety są tak drogie? Normalny kosztuje 70 zł (Karta Łodzianina daje 30 zł zniżki na wejście).
Naszym zdaniem cena nie jest wysoka. Przeanalizowaliśmy, jak wygląda to w segmencie szeroko pojętej rozrywki w województwie łódzkim i u nas wcale nie jest najdrożej. Warto zauważyć, że możemy spędzić cały dzień (godziny otwarcia to 9-18) na obejściu Orientarium i pozostałej części ogrodu zoologicznego, więc 70 zł za tyle godzin atrakcji nie jest przesadzone. Oferujemy też m.in. bilety rodzinne w atrakcyjniejszej cenie.
Pamiętajmy też, że przychodząc do Orientarium dokładamy też swoją cegiełkę. Każdy może w ten sposób przyczynić się do wsparcia naszych mieszkańców i ochrony gatunków. Dzięki temu mamy środki na włączenie się w przeróżne programy europejskie i światowe, które także ratują zwierzęta w ich naturalnych środowiskach.
Jak ma się sprawa z parkingami? W weekend otwarcia w sąsiadującym parku auta były zostawiane na trawnikach. Czy nie jest za mało miejsc?
Główny parking Orientarium jest umiejscowiony nieopodal – obok Atlas Areny. Jest tam miejsce na ok. 600 samochodów. Komunikujemy cały czas, by jadąc do nas wpisywać sobie w nawigacji właśnie parking Atlas Areny. Stamtąd można bezpłatnie dojechać specjalnym autobusem, który kursuje co 15 minut albo przejść się na piechotę przez park. To też zajmie nam około kwadransa. Ponadto mamy też parkingi obok samego zoo, które są przeznaczone dla 200 aut, ale bardzo szybko się zapełniają.
Osoby spoza Łodzi mogą przyjechać autem, ale i pociągiem. Orientarium znajduje się tak z 15 minut drogi spacerkiem od dworca Łódź Kaliska (to ten, na którym się potknął Adaś Miauczyński w "Ajlawju" i wypowiedział słynne słowa). Przy okazji można odwiedzić Park na Zdrowiu, a także położony obok ogród botaniczny i Aquapark Fala.
Podsumowując: czy warto? Oj tak. Łódź to nie tylko Piotrkowska i Manufaktura. Najlepiej wybrać się do Orientarium w środku tygodnia, bo wtedy liczba odwiedzających mieści się w granicach rozsądku (ja byłem we wtorek rano, a i tak ludzi było więcej, niż się spodziewałem) i wyrobimy się na kąpiel słoni. Jeśli jeszcze wam mało, to na deser zostawiłem wam mini-galerię z Orientarium.

Bartosz Godziński
naTemat





Autorzy artykułu:

Bartosz Godziński

dziennikarz popkulturowy