Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Kilkadziesiąt lat temu bicie dzieci było w sumie dość powszechną metodą wychowawczą. Dzieci były bite w domach, w szkole. I nawet nie miały jak i komu się poskarżyć. Społeczne przyzwolenie na takie zachowania z roku na rok jest coraz mniejsze. Co nie znaczy, że problem znika.
Z policyjnych statystyk wynika, że w ubiegłym roku wszczęto prawie 55 tys. procedur w związku z założeniem tzw. Niebieskiej Karty. Liczba osób, co do których istnieje podejrzenie, że są dotknięte przemocą, to łącznie prawie 76 tys., z czego 55 tys. to kobiety, 9,5 tys. to mężczyźni i w gronie tym jest ponad 11 tys. dzieci.
Kilkanaście tysięcy tylko jednego roku to oczywiście wciąż bardzo dużo. Policja jednak podkreśla, że przecież i tak jest znaczna poprawa. Jeszcze w 2014 r. liczbę dzieci, które prawdopodobnie były ofiarami przemocy, w policyjnych statystykach oszacowano na ponad 21 tysięcy.
Są takie środowiska, takie rodziny, gdzie przemoc jest na porządku dziennym. I to taka, że trudno to nazwać inaczej niż znęcaniem ze szczególnym okrucieństwem. Często takim, które kończy się śmiercią dziecka.
– Bezpośrednimi sprawcami zabójstwa dzieci często są konkubenci ich matek, czasem same matki, rzadziej biologiczni ojcowie – mówi w rozmowie z naTemat Ewa Stawska, założycielka facebookowej grupy "Ku pamięci zakatowanym dzieciom". Lata temu usłyszała o historii Oskarka Małgorzeciaka z Piotrkowa Trybunalskiego. Dramat dziecka wstrząsnął nią tak mocno, że postanowiła działać.
Czytaj także: "Mogą mu zrobić krzywdę. Na różne sposoby". Pedofile i zabójcy dzieci nie mają łatwego życia w więzieniu Oskar Małgorzeciak zmarł w wieku 4 lat. Od drugiego roku życia, gdy jego matka związała się z nowym konkubentem, był nieustannie katowany. Przez 10 miesięcy dziecko żyło ze złamaną ręką. Partner matki złamał mu ją, bo chłopczyk sięgnął po nieswoją miskę z zupą. Gdy głodny otwierał lodówkę, by stamtąd wziąć coś do jedzenia, mężczyzna kopnął go w twarz, aż dziecku wypadły zęby.
Gdy zmaltretowany 4-latek zmoczył się w łóżku, konkubent matki był bezlitosny - tak silnie uderzył chłopca pięścią w brzuch, że oderwały się nerki i pękła wątroba. Oskarek zmarł w strasznych cierpieniach.
Ewa Stawska pojechała do Piotrkowa. Dotarła do świadków, znalazła grób Oskarka. Zobaczyła, że jest zapomniany i zaniedbany. Odnowiła nagrobek z własnych pieniędzy. A potem założyła grupę "Ku pamięci zakatowanym dzieciom", która dziś skupia ok. 6 tys. osób.
Cel tej grupy to uwrażliwianie ludzi na krzywdę najmłodszych, by więcej do takich tragedii nie dochodziło. Ale też i dbanie o miejsca pochówku dzieci - ofiar przemocy domowej. O tym mówimy w najnowszym odcinku podcastu "Moderstwo (nie)doskonałe". Gościem odcinka jest Ewa Stawska.
Zapraszamy do słuchania, oglądania i komentowania.
OGLĄDAJ