nt_logo

Proletariusz w drogim garniturze. Testuję Mercedesa Klasy T, czyli vana, jakiego jeszcze nie było

Michał Jośko

25 maja 2022, 17:06 · 5 minut czytania
Z jednej strony: najtańszy z osobowych samochodów spod znaku trójramiennej gwiazdy. Z drugiej: zaskakująca alternatywa dla dużych vanów, kombi oraz SUV-ów. Sprawdźmy, czy Klasa T jest nowością naprawdę wartą grzechu (no i czy jest PRAWDZIWYM Mercedesem).


Proletariusz w drogim garniturze. Testuję Mercedesa Klasy T, czyli vana, jakiego jeszcze nie było

Michał Jośko
25 maja 2022, 17:06 • 1 minuta czytania
Z jednej strony: najtańszy z osobowych samochodów spod znaku trójramiennej gwiazdy. Z drugiej: zaskakująca alternatywa dla dużych vanów, kombi oraz SUV-ów. Sprawdźmy, czy Klasa T jest nowością naprawdę wartą grzechu (no i czy jest PRAWDZIWYM Mercedesem).
Fot. naTemat

Zacznijmy od następującej zagadki: który model Mercedesa ma najmłodszą klientelę? Czy z najniższą średnią wieku mamy do czynienia w przypadku najmniejszego samochodu tej marki, czyli Klasy A? Zimno. A więc może chodzi o GLA, kompaktowego (zbudowanego na bazie Klasy A właśnie) SUV-a? Wciąż zła odpowiedź.


Otóż okazuje się, że im wyższy PESEL klienta salonu sprzedaży tej firmy ze Stuttgartu, tym większa ochota na... Klasę V. No dobrze, nie oszukujmy się – przecież nie chodzi tutaj wyłącznie o chęci, tudzież przekonanie, że nie ma aut wspanialszych niż vany. 

Ot, proza życia: owszem, z jednej strony zarabiamy już na tyle, że stać nas na "Merca". Lecz z drugiej musimy przecież pomieścić w nim rodzinę, tudzież całe mnóstwo tzw. bambetli. Na co dzień: zakupy i wózki dziecięce. Podczas wypadów weekendowych lub wakacyjnych: stosy toreb i sprzętu sportowego.

Jeżeli wziąć pod uwagę takie potrzeby, Klasa V – oferująca zarówno w kabinie, jak i w bagażniku przestrzeń porównywalną ze stadionem piłkarskim – mogłaby wydawać się ideałem. 

Jakieś haczyki? Cóż, operowanie tak dużym pojazdem w ciasnych miastach nie należy do najłatwiejszych wyzwań, no a do tego cennik "Fałki" zaczyna się od niebagatelnych 218 448 zł. 

Dziś Mercedes-Benz rzuca propozycją: jeżeli wolisz mniejsze gabaryty, a przy okazji chcesz zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy, mamy dla ciebie pewną alternatywę, którą nazwaliśmy Klasą T. 

Postanowiłem przyjrzeć się tej nowości – oferującej ponadprzeciętne możliwości przewozowe, a przy tym obniżającej finansowy próg wejścia do magicznej krainy, nad której wejściem lśni srebrna gwiazda.

Czy mamy tutaj do czynienia z konstrukcją, przed którą padną na kolana młode rodziny ze stadkiem "bombelków"? A może zachwyci też towarzyskich singli, uskuteczniających wesołe wypady nad morze lub w góry? 

Przekonam się o tym podczas całodniowej przejażdżki, która odbędzie się tuż pod nosem bawarskiej konkurencji Mercedesa. Czas odpalić silnik i, startując z Monachium, pognać w stronę malowniczych rejonów ulokowanych pomiędzy jeziorami Ammersee i Starnberger See.

Klasę T stworzono według następującego przepisu: zamiast wydawać fortunę na opracowanie całkowicie nowego auta, weźmy na warsztat konstrukcję, owszem, naprawdę udaną, choć pochodzącą z innego (znacznie mniej prestiżowego i luksusowego) świata, a następnie dodajmy parę szczypt magicznej przyprawy określanej jako "premium"

Bazą stało się Renault Kangoo; to samo, które wcześniej posłużyło stuttgarckiej firmie do stworzenia modelu Citan. Powiesz: zaraz, zaraz, no ale przecież wspomniany Citan powstaje w odmianie służącej do przewozu osób!

Tak, masz rację. Jednak mówimy tutaj o pojeździe dedykowanym raczej firmom, a nie ludziom marzącym o pławieniu się w legendarnym mercedesowskim luksusie. W największym uproszczeniu: różnica pomiędzy Klasą T a Citanem jest taka sama, co w przypadku Klasy V i użytkowego Vito.

Czy samochód, którym właśnie jadę, naprawdę dobrze ukrywa proletariackie korzenie? Tak. "Na pokład" trafiło całe mnóstwo wyposażenia godnego klasy premium. Bezpieczeństwo? W standardzie do dyspozycji są m.in. system ostrzegania o zmęczeniu kierowcy, aktywny asystent układu hamulcowego z funkcją pokonywania skrzyżowań oraz asystent wiatru bocznego.

Nie zabrakło również rozwiązań zwiększających wygodę, takich jak zaawansowany system informacyjno-rozrywkowy MBUX z siedmiocalowym ekranem dotykowym, współpracujący z asystentem głosowym.

Kabina? Jest nieźle wygłuszona, a moje uszy nie są torturowane nawet na niemieckiej autostradzie (niezły wyczyn, biorąc poprawkę na to, że mamy do czynienia z vanem, czyli samochodem, którego wysokie nadwozie ma kupę roboty z prawami aerodynamiki).

Trudno też narzekać na jakość wykonania kokpitu. OK, jeżeli należysz do detektywów-szczególarzy, to przy pomocy narządów wzroku i dotyku odkryjesz np., że niżej umiejscowione elementy deski rozdzielczej i boczków drzwi wykonano z twardego (jak na Mercedesa) plastiku. 

Jeżeli jednak skupisz się na całokształcie wrażeń – zwłaszcza uwzględniając, że ze względu na pozycjonowanie cenowe tego modelu księgowi mieli tutaj naprawdę wiele do powiedzenia – na twarzy pojawi się uśmiech. 

Bowiem Klasa T oferuje też: bardzo wygodne fotele, układ kierowniczy, który w żadnym wypadku nie kojarzy się z jakimś tam dostawczakiem, a także fajnie zestrojone zawieszenie (właściwy kompromis pomiędzy komfortem i możliwością bezstresowego wchodzenia w ciaśniejsze zakręty, choć oczywiście nie mylmy tego wozu z konstrukcjami ze znaczkiem AMG). 

Na tylnej klapie umieszczono znaczek T180, co oznacza, że pomiędzy mną a bawarskimi krajobrazami pracuje benzynowa jednostka o pojemności 1332 centymetrów sześciennych i mocy 131 koni mechanicznych. To najmocniejsza z opcji oferowanych w Klasie T, gdyż oprócz niej do wyboru mamy ten sam silnik generujący 102 KM oraz diesla (1461 cm³ w wersjach 95 i 116 KM).

Motor całkiem nieźle dogaduje się z siedmiobiegowym automatem DCT i chociaż po ostrym wciśnięciu gazu robi się odrobinę za głośny (jakby chciał nam się poskarżyć, że traktujemy go zbyt obcesowo), to samochód trudno określić mianem zawalidrogi. 

Zgodnie z moimi pomiarami pierwsza setka na liczniku pojawia się po nieco ponad dwunastu sekundach (w przypadku vana nie jest do powód do wstydu), a wszystko to przy średniej (miasto, autostrada, szosy) konsumpcji 8,5 litra paliwa na sto kilometrów. 

Futurystyczne. Odważne. Pionierskie. Wizjonerskie. Wysublimowane. Założę się o solidną porcję currywursta, że w kontekście tego nadwozia nie użyjesz któregokolwiek z powyższych przymiotników.

Przecież nie mamy tutaj do czynienia z dizajnerskimi fajerwerkami – Klasa T jest po prostu ładnym, schludnym i gustownym vanem. Tylko tyle i aż tyle, zwłaszcza jeżeli należysz do osób, które nie lubią zbytniej ekstrawagancji, a do tego potrafią docenić stylistykę, która nie zestarzeje się zbyt szybko.

... no i rozumieją, że w tym przypadku treść jest nadrzędna wobec formy: na tzw. dzień dobry (konfiguracja pięcioosobowa) nadwozie oferuje bowiem przestrzeń bagażową o pojemności 520 litrów. Złóż siedzenia tylne, a powiększy się do 2127 litrów. Dokup w salonie Mercedesa siatkę zabezpieczającą bagaż, a zyskasz kolejne 263 litry.

Świetne wartości, biorąc pod uwagę, że mówimy tutaj o samochodzie z nadwoziem długim na 4498 mm i szerokim na 1859 mm. Jeżeli taką pakowność uznasz za zbyt małą, cóż, pozostaje ci zakup Klasy V, bądź też... poczekanie na premierę przedłużonej wersji Klasy T. 

Jeżeli natomiast uznasz, że są wystarczające, pozostaje cieszyć się możliwościami tego wozu, który pozwala przewozić nie tylko mnóstwo bagażu (zadanie ułatwiają również "sprytne" relingi dachowe i przemyślane akcesoria, np. uchwyty na rowery), ale i pięć osób, z których żadna nie powinna narzekać na brak komfortu. Dotyczy to zarówno wysokich dorosłych, jak i najmłodszych podróżników, dla których możesz zamontować aż cztery foteliki.

Spodobać może się również niski (56 cm) próg załadunku, a także ogromna klapa bagażnika i przesuwane drzwi tylne, które ułatwiają dostęp do wnętrza. Jakaś łyżka dziegciu w tej beczce miodu? 

Zarówno klapę, jak i drzwi musimy obsługiwać ręcznie. Jak to, mam używać siły mięśni, jak jakiś troglodyta?! W Mercedesie?! W tym miejscu znów do gry wkroczyli niemieccy księgowi, wymuszając pewne kompromisy. 

Jakie są tego efekty? Podstawowa wersja Klasy T kosztuje 120 048 zł, co oznacza nie tylko 98 400 zł oszczędności w porównaniu z najtańszą Klasą V. Ten van może być także świetną alternatywą, jeżeli zastanawiasz się nad zakupem SUV-a.

Jesteś pragmatykiem, któremu zależy na aucie bardzo pojemnym (przebijającym pod tym względem każdego SUV-a o podobnych gabarytach) i rewelacyjnie spisującym się zarówno w mieście, jak i w długich trasach? 

Wystarczy ci przedni napęd i nie chcesz wydawać niepotrzebnie pieniędzy wyłącznie po to, aby zaimponować otoczeniu posiadaniem pseudoterenówki? Mój kompan przejażdżki po Bawarii może być naprawdę dobrym pomysłem.