nt_logo

Boisz się latać? Ten sposób na pokonanie strachu najpierw cię rozbawi, a potem uratuje ci życie

Marta Walendzik

01 lipca 2022, 13:32 · 6 minut czytania
Zapnijcie pasy, bo będzie trochę śmieszno, a trochę straszno. Będzie oszustwo, udawanie Anny Lewandowskiej, ocenienie ludzi po wyglądzie i generalnie jechanie na stereotypach. Boarding completed, zaczynamy!


Boisz się latać? Ten sposób na pokonanie strachu najpierw cię rozbawi, a potem uratuje ci życie

Marta Walendzik
01 lipca 2022, 13:32 • 1 minuta czytania
Zapnijcie pasy, bo będzie trochę śmieszno, a trochę straszno. Będzie oszustwo, udawanie Anny Lewandowskiej, ocenienie ludzi po wyglądzie i generalnie jechanie na stereotypach. Boarding completed, zaczynamy!
Boicie się latać? Mam dla Was sposób Fot. Bartlomiej Magierowski/East News.

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Kiedy przychodzi szef i mówi, że możesz lecieć do Monte Carlo i w ramach pracy popijać lemoniadę, jeść pyszne rzeczy i testować nowe fury, to generalnie się nie odmawia. Szczególnie jeżeli jest się córką mechanika, pół życia jara się autami, a na 30. urodziny planuje się nic innego jak zakup pierwszego zabytkowego samochodu.


Zgodziłam się bez wahania, niemal automatycznie, rzucając tylko okiem na elektroniczny kalendarz, żeby zobaczyć, czy nie zaplanowałam na ten czas czegoś nieprzekładalnego. Myśl, że „HALO, przecież ja się boję latać” (a pierwszy raz miałam polecieć gdzieś sama), przyszła dopiero po kilkunastu minutach. Postanowiłam odłożyć ją na później. 

Następny dzień. Od organizatora wyjazdu dostaję agendę. Z Warszawy do Monte Carlo mamy dostać się przez Monachium i Niceę, tam czekają nas dwa loty helikopterem (lotnisko-hotel i hotel-lotnisko), potem bezpośredni przelot z Nicei do Warszawy. Pierwszy lot we wtorek o 13:15, lądowanie w Warszawie dzień później koło 22. Chwileczkę… 5 lotów? W 33 godziny? Jestem przerażona. Czy chcę się wycofać? Nie. Czy kompulsywnie zaczynam zastanawiać się, jak to ogarnąć? Tak. 

POWAŻNA SPRAWA

Jestem z tych, na których racjonalizacja działa słabo. Po prostu od rozumu do emocji droga jest u mnie kręta i wyboista, a przede wszystkim daleka i jedzie nią jeden pekaes dziennie. Dlatego standardowe metody, takie jak czytanie o bezpieczeństwie lotów czy myślenie o przygotowaniu pilotów do pracy (a przecież z autopilotem jest ich co najmniej 3!), nie pomagają mi pokonać strachu.

Nie pomagają też: trzymanie za rękę, przytulanie, myślenie o obecności bliskiej osoby, rozmowa o strachu. Wszystko to tylko przypomina mi, jak bardzo się boję. A poza tym skoro wymagam pocieszenia i opieki, to moja sytuacja musi być naprawdę TRAGICZNA.

Teraz anegdota. Najgorszy w trakcie lotu jest dla mnie etap wznoszenia. Jedyny raz, kiedy praktycznie go nie zauważyłam, był wtedy, gdy mając 21 lat, umazałam budyniem z drożdżówki skórzany element kupionej na wyjazd torebki. Tłusta plama za nic nie dawała się usunąć, a że była to torebka za zaporową wtedy dla mnie kwotę 360 zł, to lamentowi nie było końca.

Wkurzenie odpuściło mniej więcej po 30 minutach lotu, gdy samolot sunął już sobie spokojnie i miarowo niczym pendolino na trasie Warszawa-Gdańsk, jeżeli akurat nie kapie z sufitu.

Do meritum. 5 lotów w 33 godziny to poważna sprawa, dlatego postanowiłam odpowiednio przygotować się do tego dnia. Czytałam o tym, jak można walczyć ze strachem przed lataniem, rozmawiałam z ludźmi, analizowałam, co mogłoby sprawdzić się u mnie. No i powstał. Powstał plan ratunkowy na miarę moich potrzeb.

OSZUSTWO 

Pierwszy etap. Generalnie chodzi o to, żeby oszukać samego siebie. Ogólnie nie polecam, ale podczas lotu jak najbardziej. Oszukujemy, że wcale się nie boimy: postawą, wzrokiem, mimiką, gestami. Czyli głowa do góry, proste plecy, siedzisz w fotelu tak pewnie, jak dyrektor marketingu w międzynarodowej korporacji, który lata trzy razy dziennie i nic mu to nie robi.

Albo odwrotnie. Przyjmujesz najbardziej wyluzowaną postawę na świecie, taką jak wtedy, gdy mama prosiła o wyniesienie śmieci, a Ty grałeś/-aś na konsoli i odkrzykiwałeś/-aś “ZARAZ” z drugiego pokoju. Nie gmeramy palcami, nie przebieramy nogami, nie rozglądamy się nerwowo na boki.

Ja akurat dziś byłam Anną Lewandowską, ale sprawa jest rozwojowa, bo to taki moment, że można być każdym, kto przyjdzie nam do głowy, oby tylko był zajęty i dużo latał. Warto też robić coś na laptopie, zaglądać w telefon, przeglądać magazyny, generalnie załatwiać sprawy. Jak gdyby nigdy nic, jak gdyby lot w ogóle nas nie obchodził. To trochę jak śmianie się w głos na siłę, gdy niekoniecznie jest łatwo. Bywa, że organizm w to wierzy. 

FULL-TIME JOB

Co tu dużo mówić, ja podczas lotu mam regularny zap***dol. A tak serio, to zagłuszam swój lęk wynajdywaniem kolejnych zajęć, tym samym dając sobie wymyślone poczucie kontroli.

Na etapie przygotowania do lotu pracy mam najwięcej. Można nawet powiedzieć, że pracuję równo ze stewardami i stewardessami i a) zaczynam się zastanawiać, kiedy linie lotnicze zaczną mi za to płacić, b) nie wiem, jak załogi radzą sobie na tych lotach, którymi akurat nie lecę, a liczba to przecież niebagatelna i świadczy chyba tylko o ich doskonałym przygotowaniu.

Jakie mam obowiązki? Jest ich całkiem sporo. Wzrokiem sprawdzam, czy wszystkie skrytki bagażowe są zamknięte. Tym razem do ogarnięcia mam dwa rzędy skrytek po 19 sztuk w każdym, więc to nie przelewki, bo w samolocie robi to zazwyczaj więcej niż jedna osoba, a ja jestem sama.

Potem okna: sprawdzam, czy wszystkie są odsłonięte, tak jak to powinno być przy starcie. Tu pracy mam jeszcze więcej, bo okien w rzędzie jest 28 zamiast 19, a poza tym pasażerowie nie ułatwiają mi tego zadania, zasłaniając je przed startem. Muszę więc poczekać, aż obsługa zwróci im uwagę, oni odsłonią okno, a ja będę mogła wrócić, by przeprowadzić swoją OSTATECZNĄ kontrolę.

Liczę wyjścia awaryjne (2), kontroluję ułożenie lotek na skrzydłach. Żałuję, że nie mogę wstać i sprawdzić, czy drzwi wejściowe do samolotu są odpowiednio zamknięte, ale wtedy myślę sobie, że okej, że po prostu zleciłam to zadanie najlepszemu z moich pracowników. 

HISTORIE ŻYCIA PASAŻERÓW

To moja ulubiona część podróży. Chodzi o to, by zająć głowę wtedy, gdy jeszcze nie jest się wyluzowanym na tyle, by np. czytać książkę, a jednocześnie nie chce się myśleć o tym, dlaczego samolotem właśnie zatrzęsło, czy to okej, że przy prawym silniku coś stuka, a w ogóle to chyba stewardessa przestała się uśmiechać, bo już wie, że zaraz spadniemy, ale nie wie jeszcze, jak nam o tym powiedzieć.

To etap wymyślania historii pasażerów, dowolnie, ale najlepiej na czas. Ważne, by robić to szybko, aby po upływie wyznaczonych kilku minut pasażer nie został z niedokończoną historią. Czas ma pomóc także w tym, by nie rozpraszać się i nie pozwalać sobie na skupianie się na lęku, gdy ten się pojawi.

Ja na tym etapie pozwalam swojej głowie tworzyć najbanalniejsze, oparte na stereotypach historie, w niczym się nie cenzuruję, próbuję po prostu napisać jak najwięcej. Tym razem na warsztat wzięłam dwóch współpasażerów, którzy siedzieli po mojej prawej i lewej stronie. 

ZAKONNICA LESBIJKA I PAN ZNUDZONY

Piszę na telefonie, skupiając się na trafianiu w klawisze: 

Po prawej siedzi Zakonnica. Na pewno jest lesbijką i poszła do zakonu, bo nie akceptowała tego, że podobają jej się laski, a z facetem nie umiała „ułożyć sobie życia”. Pochodzi z małej miejscowości. Takiej, że jak podajesz nazwę, to nikt nie kojarzy, bo nie wybrano jej akurat na miejsce akcji żadnego z popularnych seriali.

Jej mama jest nauczycielką w jedynej szkole w okolicy, a tata hydraulikiem, co naprawia krany w całej wsi i dzięki temu wszyscy go znają. Zakonnica też boi się latać, dlatego obraca w rękach różaniec. A może obraca go zawsze? Leci do Monachium do koleżanki, też zakonnicy, którą poznała na misji w Zimbabwe.

Rodzice są z niej dumni, bo dobra, blisko Boga i jeździ po świecie, czasem tylko żałują, że cały czas na czarno ubrana. 

Teraz serio: W pewnej chwili Zakonnica naprawdę zaczyna się modlić. O nie, myślę, modłów mi tylko potrzeba. Na bank modli się, żebyśmy nie spadli.

- Boi się pani latać? - zagaduję.

- Nie, ale moja mama bardzo się boi. Ja to nawet lubię latać, tylko żeby nie było dużych odstępów pomiędzy startem a lądowaniem, tak godzinka i koniec. A pani?

- Trochę - mówię cicho.

- A boi się pani umrzeć? - pyta mnie po chwili i to z tym różańcem w ręku. Zastanawiam się nad odpowiedzią, jakby miała przesądzić o moim losie.

- Tak.

- To dlatego boi się pani latać. 

Po drugiej stronie siedzi Znudzony. Ręce splecione na brzuchu, zwisająca głowa. O tak, tego mi trzeba. Karmię się jego spokojem. Wyobrażam sobie, że jest managerem w korpo i ojcem dwóch cudownych córek, tylko trochę nie układa mu się z żoną. Mają duży piękny dom, którego zazdroszczą im znajomi, ale wieczorami często siedzą w nim smutni i w sumie nie wiedzą dlaczego.

Znudzony miał apodyktyczną mamę i ojca, który nie umiał się jej postawić. Leci do kumpla do Monachium na zlot harleyowców, bo to go luzuje i cieszy się wtedy jak mały chłopiec. W przyszłym roku chciałby zabrać ze sobą starszą córkę, ale nic na siłę, jeszcze zobaczy.

MISSION COMPLETED

Lot trwał niewiele ponad 2 godziny, więc historię Znudzonego kończę, gdy zniżamy się do lądowania. Czy plan ratunkowy zadziałał? Jego efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania, a mój poziom strachu w powietrzu po raz pierwszy spadł z mocnego 8/10 do - powiedzmy - 2/10, wzrastając okresowo w trakcie turbulencji.

PS Choć część powyższych metod oparta jest luźno na rozmowie z psychologiem, nie możecie traktować ich jak porad psychologicznych. Jeżeli Wasz lęk przed lataniem jest silny, rozważcie skontaktowanie się ze specjalistą. Powyższe sposoby nie mają też na celu negowania metod oswajania się ze stresem lub lękiem i przeżywania go tu i teraz. Te po prostu na mnie nie działają, a tekst oparty jest na jednostkowym doświadczeniu. 

PS2 Zakonnica okazała się Polką wychowującą wraz z mężem dwójkę dzieci na jednej z amerykańskich wsi. 

PS3 Nie piszcie mi, że okien po jednej stronie samolotu jest 29 zamiast 28, a skrytek 16 na jeden bok. Przypominam, że moje obowiązki wykonuję na SIEDZĄCO i choć zachowuję przy tym odpowiednią staranność, pomyłki są możliwe.