Czym bliżej wyborów, tym ostrzej Nicolas Sarkozy skręca na prawo. Od kilku dni skupia się na jednym z najbardziej palących tematów - imigracji. Nie przebiera przy tym w słowach. - We Francji mamy za dużo obcych – mówi.
- System integracji imigrantów działa coraz gorzej, ponieważ jest ich zbyt wielu – powiedział Sarkozy podczas wtorkowego występu w telewizji. - Musimy zredukować liczbę ludzi, których przyjmujemy ze 180 tys. rocznie do 100 tys. - dodał. Zapowiedział też, że jeśli ponownie wygra wybory, to ograniczy ilość pobieranych przez nich zasiłków.
Kilka dni wcześniej, w sobotę, wypowiadał się jeszcze ostrzej. - We Francji nie ma miejsca dla tych, którzy przychodząc tu nie szanują naszych praw i zwyczajów, nie posyłają swoich dzieci do szkoły i nie starają się z nami zintegrować – recytował. - Nie zapraszamy tu tych, którzy chcą tylko wykorzystywać opiekę społeczną. Każdy tak sądzi i nadszedł czas, by ktoś to powiedział – dorzucił.
Ostatnia deska ratunku?
Nie ma wątpliwości, przeciw komu skierowane są te słowa. We Francji, byłym kolonialnym imperium, żyją co najmniej cztery miliony muzułmanów. Prawie wszyscy z nich to ludność napływowa, zwłaszcza z Algierii i Maroka. - Rzecz jasna, nie chodzi o tego imigranta, któremu się powodzi, ale o tego, którego boją się ubożsi wyborcy Sarkozy'ego - tego, który przyjeżdża i zabiera pracę Francuzom. Francuski prezydent często do tego powraca – tłumaczy naTemat Maja Szymanowska, polska korespondentka z Radio France International (RFI).
Przedwyborcze sondaże nie wróżą obecnemu prezydentowi dobrze. Według większość z nich w pierwszej rundzie zdobędzie około 23 proc., a jego główny rywal, socjalista Francois Hollande około 30 proc. W drugiej turze nawet te najbardziej optymistyczne dla niego prognozy zapowiadają mu 8-procentową porażkę.
Wszystko może się jeszcze zmienić, jeśli Sarkozy odbije zwolenników kandydatce skrajnej prawicy, Marine Le Pen. Aby ich do siebie przekonać, od kilku tygodni bardziej konserwatywne opinie na temat małżeństw homoseksualnych i ludzi żyjących przez lata na zasiłkach, a także zaostrzył retorykę w polityce zagranicznej. Teraz skupił się na imigrantach, którzy od dawna są cierniem w oku prawicowych wyborców. - Marine Le Pen stanowi dla Sarkozy'ego zagrożenie, ponieważ nie ciągną się na nią takie kontrowersje jak za jej ojcem [poprzednim liderem Frontu Narodowego, Jean-Marie Le Penem – red.] - mówi Szymanowska. - Dlatego walka o wyborców po tej stronie sceny politycznej będzie zażarta – dodaje.
Sarkozy zaostrza kurs przed wyborami. Twarde "nie" dla gejów, obcych i leni
Va banque
Koncentrując się na zagranicznych przybyszach Sarkozy jednak nieco ryzykuje. Antyimigracyjnymi wypowiedziami może zniechęć do siebie ludzi o umiarkowanych poglądach, którym francuski multikulturalizm wcale nie przeszkadza. - Ostatnie sondaże pokazują, że faktycznie tak się dzieje, a Hollande bardziej odpowiada centrystom – komentuje polska dziennikarka.
Wielu Francuzów drażni też to, że Sarkozy poświęca tak dużo uwagi imigrantom w czasie, gdy powinien skupić się na sprawach gospodarczych. Francja ma najwyższe od lat bezrobocie, rekordowy deficyt i ogromne długi. Hollande chce z tym walczyć nakładając wyższe podatki na najbogatszych, za co już zebrał mnóstwo krytyki, ale i Sarkozy nie zaproponował jeszcze przekonującej recepty na kryzys. A do 22 kwietnia, dnia wyborów, coraz mniej czasu.
Robin Hood, czy szaleniec? Hollande obiecuje rabować bogatych