Niemcy coraz częściej porzucają "tradycyjne" poglądy pacyfistyczneW świetle wojny w Ukrainie tę postawę pochwala Joachim GauckByły prezydent RFN wyznał, że zrewidował własne poglądyJoachim Gauck to w Niemczech jeden z najważniejszych żyjących autorytetów. Jako luterański pastor w czasach NRD wspierał antykomunistyczną opozycję, w latach 90-tych kierował rozliczającym smutną przeszłość Federalnym Urzędem ds. Akt Stasi, w 2012 roku został natomiast pierwszym bezpartyjnym prezydentem Republiki Federalnej Niemiec. Do dziś z jego słowami liczą się zarówno chadecy, socjaldemokracji, jak i zieloni.
Nic więc dziwnego, że sporym echem odbił się wywiad, którego były prezydent na antenie stacji ZDF udzielił Markusowi Lanzowi. Joachim Gauck przyznał, iż wybuch wojny w Ukrainie i jej konsekwencje zmusiły go do rewizji poglądów pacyfistycznych. Polityk ocenił, że trwanie przy takich przekonaniach wynika ze szlachetnych pobudek, ale w tych czasach może okazać się po prostu naiwnością.
W rozmowie z Lanzem ostrzegł on przed "błędnym pacyfizmem". – To podejście, które nie prowadzi do dobra, a cementuje dominację niegodziwców, zbrodniarzy i nieludzkich postaci – stwierdził Gauck. Były prezydent RFN podkreślił, że pacyfizm nie może oznaczać "poddania się przed ludźmi pozbawionymi skrupułów". – Człowiek pozbawiony skrupułów nie zadaje sobie pytania, czy jest słusznym chwytanie za broń w celu wyegzekwowania swoich roszczeń – wskazał.
Gauck skrytykował tych, którzy "nie chcą brudzić sobie rąk" zdecydowanymi decyzjami wobec agresora. Jego zdaniem, w ten sposób zatwardziali pacyfiści "zdradzają podstawowe wartości, które pozwoliły im żyć tak, jak żyją".
Kiedy prowadzący zasugerował, że cześć Niemców sceptycznych wobec zaangażowania w wojnę w Ukrainie zmieniłaby zdanie, gdyby ostrzeliwano Berlin, 82-letni Joachim Gauck oznajmił, iż sam sięgnąłby po broń, gdyby zaszła taka potrzeba. Zauważył on jednak "zdumiewającą" zmianę, jak zaszła w świadomości niemieckiego społeczeństwa, które deklaruje dziś zwiększoną gotowość do obrony ojczyzny i popiera gigantyczne nakłady na zbrojenie.
Jak wielokrotnie informowaliśmy w naTemat.pl, w pierwszych tygodniach po rosyjskiej inwazji na Ukrainę kanclerz Olaf Scholz zarządził tzw. Zeitenwende w niemieckiej polityce obronnej. W praktyce oznaczało to utworzenie w ekspresowym tempie nowego, wartego 100 mld euro budżetu na modernizację niemieckiej armii.
Na początku czerwca nad konkretnymi już przepisami zagłosowały Bundestag i Bundesrat. W ten sposób do realizacji przeszedł plan, który zakłada uczynienie z Bundeswehry najpotężniejszej siły NATO w Europie. Kluczowi gracze Sojuszu Północnoatlantyckiego planują w związku z tym przerzucić na barki Niemców znaczną część związanych z europejskim bezpieczeństwem obowiązków, które aktualnie spoczywają na US Army.
Na liście zakupów przygotowanej przez rząd Scholza są m.in. myśliwce wielozadaniowe F-35A Lighting II, które mają zastąpić samoloty Tornado przy operowaniu z głowicami jądrowymi zgromadzonymi w RFN w ramach programu NATO Nuclear Sharing. Gospodarczo-militarne relacje Berlina i Waszyngtonu zacieśni także zamówienie na ciężkie śmigłowce CH-47 Chinook.
Innym z kluczowych elementów tego planu jest wzmocnienie niemieckiej marynarki wojennej do tego stopnia, aby to ona – a nie flota rosyjska – była dominującą siłą na Morzu Bałtyckim.
Czytaj także: