Przez biedę wielu Polaków rezygnuje z jedzenia mięsa. Nie każdego stać na wegańskie zamienniki szynek i serów, ale za to obiad dla całej rodziny, na bazie mąki czy makaronu i sezonowych owoców, to wydatek na poziomie kilku złotych. Nic dziwnego, że ryż z jabłkami i cukrem zaczyna gościć na stołach równie często, co jeszcze kilka lat temu schabowy z ziemniakami.
Nie tylko kwestie ideowe, ale też ekonomiczne pchają Polaków do podjęcia decyzji o rezygnacji lub ograniczeniu jedzenia mięsa czy nabiału
Dieta roślinna jest jedną z najtańszych, co pokazują nie tylko badania, ale też cenniki w lokalach gastronomicznych. Dwudaniowy obiad można zjeść poniżej pięciu złotych.
Ograniczenie jedzenia mięsa i produktów odzwierzęcych jest spowodowane często również kwestiami związanymi ze zdrowiem
Niedawno polski milioner Janusz Filipiak mówił, że "biedni powinni żreć mniej mięsa". Zarzucał, że "osoby, które mniej zarabiają, konsumują kolosalne ilości mięsa", co miał dostrzec przy okazji zakupów. Taki komentarz świadczył jednak głównie o tym, że milioner jest chyba oderwany od rzeczywistości.
Mięso drożeje w zatrważającym tempie, co pokazują twarde dane. Jak podają analitycy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, ceny detaliczne wieprzowiny mogą być w grudniu tego roku wyższe o 35-40 proc. niż w grudniu 2021 r. Ceny wołowiny wzrosną o około 50 proc., Podwyżka cen drobiu eksportowanego z Polski, w kwietniu, rok do roku, wzrosła o ponad 58 proc.
Tymczasem dieta roślinna, mimo inflacji, jest jedną z najtańszych, na co również są dowody. Nic więc dziwnego, że coraz popularniejsza staje się rezygnacja z mięsa zpowodów ekonomicznych.
Kotlet towarem luksusowym
Wegetarianizm z biedy najlepiej widać w barach mlecznych. To tam najczęściej jadają ci, dla których rezygnacja z mięsa jest prawdziwą oszczędnością. Kiedy rozmawiałam przy okazji reportażu z klientami kultowego baru mlecznego "Miś" we Wrocławiu, starsi ludzie podkreślali, że na mięso pozwalają sobie rzadko, bez względu na to, czy gotują w domu, czy jadają w "Misiu".
– Wie pani, niską emeryturę mam, to wybieram te tańsze dania. Ale łazanki też są dobre – argumentowała to wówczas jedna z klientek, której wtórował znajomy, że "naleśniki i pierożki to dania, które można jeść codziennie".
Dziś, po wielu miesiącach od tej sondy, zmieniło się głównie to, że wzrosła inflacja. I choć ceny w barach mlecznych nadal są korzystne (dwudaniowy obiad poniżej pięciu złotych), dania mięsne są wśród najdroższych. Oczywiście, wynika to też z dotacji, które udzielane są barom na dania jarskie, ale bez względu na tło, ostatecznie liczy się kwota na paragonie. A ta, w przypadku dań bezmięsnych, jest bezkonkurencyjna.
Wystarczy spojrzeć na cennik z 18 lipca. Za 1,78 zł zjemy zupę koperkową, za 3 zł ryż z jabłkami, a za 4,57 zł pierogi ruskie. Dwudaniowy obiad bezmięsny można więc zjeść za niecałe 5 złotych. Sam kotlet bez dodatków to natomiast koszt od 7 zł w przypadku mielonego, po 12 zł w przypadku drobiowego czy schabowego. Wraz z dodatkami, to kilkanaście złotych. Dla wielu osób wybór jest prosty.
Młodzi kochają vege
W przypadku Wojtka, studenta filozofii z Poznania, kwestia przejścia na flexitarianizm (ograniczenie spożycia mięsa) w bardzo dużej mierze była motywowana kwestiami ekonomicznymi. Tą samą drogą byli zmuszeni pójść jego współlokatorzy, zgadzając się na to, by Wojtek dla nich gotował.
– Ale nie żałują, bo nawet w kryzysach finansowych udawało się robić dobre i tanie obiady. Kiedy z pieniędzmi było krucho, kupowałem w hurtowych ilościach suszone warzywa strączkowe i świeżą marchewkę, czy cebulę. Pamiętam też, że kupiłem 6 kilogramów suszonych kotletów sojowych za 120 złotych. Jeden kotlet waży jakieś 20 gramów, więc w paczce były ich setki. Tymczasem dwoma dużymi gotowymi kotletami najada się dorosły mężczyzna – tłumaczy Wojtek.
Dodaje, że sezonowe warzywa można często kupić również za grosze, więc obiad wychodzi za bezcen.
– Przetworzone produkty wege wychodzą dużo taniej niż mięso. Kupowałem w ten sposób soczewicę, seitan, groch, fasolę, czy wspomniane kotlety z soi. Zresztą moi znajomi, którzy też przeszli na "biedanizm", często robili to z przyczyn ekonomicznych. Choć teraz ich sytuacja jest zdecydowanie lepsza, nadal sporo z nich porzuciło jedzenie produktów zwierzęcych – mówi Wojtek, który sam mięso jada jedynie wtedy, gdy ma pieniądze, żeby kupić takie lepszej jakości.
Popyt na tanie wege
"Biedanizm" to nazwa bloga kulinarnego i profilu na Instagramie, którego autorka publikuje przepisy i uświadamia, że wegańska kuchnia jest bardzo tania.
Przepisy, jak podnosi autorka, opierają się o produkty łatwo dostępne. Potrawy są więc na bazie warzyw strączkowych i korzennych, makaronów i sporej ilości przypraw, które sprawiają, że gotowe dania nie odstają smakiem od "domowych obiadków" na mięsie.
Profili, których autorzy pokazują, jak gotować wegańsko, tanio i dobrze, jest coraz więcej. Możemy tam znaleźć kotlety z boczniaków, wegańskie fasolki po bretońsku, a także triki na danie potrawom drugiego życia. Szczegółowe przepisy, w których autorzy tłumaczą popularne błędy początkujących wege-kucharzy, sprawiają również, że mniej osób zniechęca się do wegańskiej kuchni.
Polacy coraz chętniej sięgają również po sklepowe odpowiedniki mięsa i produktów odzwierzęcych. Jak wynika z raportu GfK Polonia, sprzedaż zamienników mięsa w 2021 r. wzrosła o 100 proc., a roślinnego nabiału o 40 proc. Roślinne pasztety, parówki, mleka i sery są więc na sklepowych półkach coraz popularniejszym widokiem i lądują już nie tylko w koszykach zamożniejszej części społeczeństwa.
Oprócz zwiększonej świadomości i biedy, wpływ na sięganie po zamienniki zwierzęcego nabiału mają również alergie.
– Pewnie nigdy w życiu nie kupiłbym mleka owsianego, gdyby nie to, że u mojego syna wyszła alergia na białko mleka krowiego. Później okazało się, że problemy z brzuchem, które regularnie pojawiają się u córki i u mnie, również są spowodowane krowim nabiałem – tłumaczy Paweł, który dodaje, że ostatecznie dla ułatwienia życia rodziny z nabiału zrezygnowała także jego żona.
Jak podnosi Paweł, mleko owsiane czy ryżowe z kartonu jest faktycznie droższe niż krowie, ale można sobie je zrobić samodzielnie. Wtedy wychodzi po kilkanaście groszy za litr. – To zmiana, która w dobie inflacji jest bardzo odczuwalna, zwłaszcza że schodziła u nas zgrzewka mleka tygodniowo – dodaje. Zamiast serów samodzielnie robią pasty z warzyw strączkowych i pieczonych, co też wychodzi znacznie taniej.
Bezmięsne zamienniki, którym kończy się termin przydatności do spożycia, często lądują także w koszach z przecenionymi produktami, skąd pierwszy raz trafiają na stoły Polaków. Później, gdy już okazuje się, że wegańska szynka może zastąpić na kanapce tę tradycyjną, konsumenci kupują je regularnie.
Skład ma znaczenie
Rośnie także liczba świadomych konsumentów, którzy czytają etykiety ze składem. Tymczasem w tanich wędlinach kryje się często cała tablica Mendelejewa, która ma wpływ na nasze zdrowie.
Względnie dobrej jakości wędliny, które w składzie mają jedynie sól do peklowania, to wydatek powyżej 70 złotych za kilogram. Do tego dochodzi kwestia jakości samego mięsa, której praktycznie nie da się ustalić, przynajmniej na etapie zakupu. O tym, co jadła krowa, zanim stała się kotletem, czy co jadła świnia, zanim stała się kiełbasą, nie trzeba myśleć, gdy kupuje się wędlinę wegańską.
Kiedy zestawimy "tradycyjną" szynkę, która ma w składzie tylko 53 proc. mięsa i resztę konserwantów, z wędliną wegańską opartą o wodę, olej kokosowy, nasiona i przyprawy, wybór dla wielu klientów staje się oczywisty.
Światowy Fundusz Badań nad Rakiem oraz WHO informują, że związek pomiędzy jedzeniem czerwonego mięsa i wędlin a rakiem jelita grubego jest tak samo naukowo udowodniony, jak związek pomiędzy rakiem płuc i paleniem papierosów.