Przeglądanie albumu „Dom Palikotów” to niecodzienne doświadczenie. Wkradamy się – choć ewidentnie na zaproszenie – w intymną, rodzinną przestrzeń: zaglądamy do sypialni, myszkujemy po kuchni, zastanawiamy się, ile strojów pomieści imponująca garderoba albo jak szybko dałoby się zjechać po śliskiej drewnianej poręczy. Chwilę później karcimy się za te przyziemne skojarzenia. Przecież jesteśmy w budynku, którego ściany zbudowane są z historii.
Dom wikariuszy, bo to właśnie w nim, na skraju lubelskiego Starego Miasta, mieszkają Monika i Janusz Palikotowie to budowla z XIV wieku przynależąca do dawnych murów obronnych miasta. Właściciele postanowili opowiedzieć jego niezwykłą historię w albumie „
Dom Palikotów”.
Dzisiaj, dokładnie w tych samych wnętrzach, swój dom rodzinny postanowili urządzić Palikotowie. Żadne z nich nie pochodzi z Lublina, ale oboje dziwnym trafem zawsze do tego miasta wracali.
Monika przyjechała tu do Akademii Teatralnej, Janusz na studia na KUL-u. Ona została i zaczęła pracę w galerii lubelskiego teatru, on wyjechał i zaczął stawiać pierwsze kroki w biznesie. Po latach Palikot, jak sam pisze, „wrócił do Lublina, aby produkować wódkę i remontować dom mansjonarski na Archidiakońskiej”.
Dom wikariuszy i dom mansjonarski to określenia używane dzisiaj zamiennie. To drugie pochodzi od mansjonarzy, czyli duchownych opiekujących się znaczącymi kościołami.
Budowla znajdowała się w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza przykościelnego, stanowiła też swego rodzaju granicę pomiędzy żydowską a chrześcijańską częścią miasta.
– Dziś miasta żydowskiego już nie ma, ale ostatnim właścicielem domu na Archidiakońskiej była przed wojną (1928) rodzina żydowska Majera Rata i to od niej odkupili to w latach dziewięćdziesiątych Jerzy Kostka i Marek Cegielski, a następnie dom trafił w moje ręce (1994) – czytamy w albumie.
Jak wspomina Tadeusz Zielniewicz – historyk sztuki i konserwator zabytków, Dom Wikariuszy był dla miasta nieco problematyczny:
- W latach 80. pracowaliśmy w Lublinie nad projektem rewitalizacji Starego Miasta, pojawiło się pytanie: kto może zająć się Domem Wikariuszy? Zawsze marzy się o tym, aby znalazł się jakiś mądry, zamożny inwestor, który zrobi coś pięknego, zrealizuje jakieś marzenie – wspomina Zielniewicz.
Okazało się jednak, że odbudowa wyjątkowej budowli leży dokładnie w orbicie marzeń Janusza Palikota:
- Przez znaczną część swojego życia tworzę nowe. Nowe marki, nowe produktu, nowe idee, nowe struktury. W biznesie, w polityce, w życiu społecznym i prywatnym. Ale kocham też odtwarzać, ratować, przywracać do życia, często nadając nową funkcję. Tak się też stało z Domem Wikariuszy, moim miejscem w Lublinie. Od 1994 roku podnosiłem go z ruiny, przywracając do nowego życia. Dbając, by każdy oryginalny fragment został zabezpieczony – wspomina Palikot.
– Ale jest moja rodzina, moje dzieci, dla których to ich miasto na świecie. Jako rodzina, wypełniliśmy go przedmiotami budującymi naszą przestrzeń. Dziełami sztuki, książkami, przedmiotami codziennego użytku. Bo obok długiej historii, dzisiaj to miejsce to przede wszystkim dom rodzinny - mówi Janusz Palikot.
Doprowadzenie budowli do obecnego kształtu trwało dekadę. W trakcie prac należało bowiem pochylić się nad wieloma historycznymi detalami – zadbać o to, aby wszystkie wartościowe znaleziska zostały odpowiednio zabezpieczone:
– W czasie prac remontowych w latach 1994–2004 natrafiliśmy nie tylko na mur obronny miasta Lublina, wraz z ramami baszty, ale też na kości ludzkie i resztki ceramiki różnego rodzaju. Znaleziska zostały przekazane do lubelskiego muzeum – wspomina Palikot.
Pieczołowitej restauracji wymagały również piwnice, które wraz z bramą i tarasem ogrodowym znajdowały się pod ziemią.
– Trzeba wiedzieć, że piwnice w Lublinie mają kilka pięter, co było konieczne w średniowieczu ze względu na trwające wówczas oblężenia miasta. Takie pozycyjne wojny utrzymywały się nawet przez cały rok. Co oznaczało, że zapasy wody i jedzenia, a zatem głębokość piwnic musiały mieć stosowne rozmiary – czytamy w albumie.
Po zakończeniu prac remontowych dom ponownie ożył – zgodnie zresztą ze swoją naturą. Historycy twierdzą, że pełni funkcję mieszkalną od 700 lat, czyli jest jednym z najstarszych domów w Polsce.
– Odwiedzają nas setki ludzi. To przywilej mieszkania w takim wyjątkowym domu i w mieście wszakże na tyle zwartym, aby się łatwo spotkać. Kiedyś Borys Kudlička powiedział, po wizycie u nas, do Mariusza Trelińskiego: »Zdumiewające tak zamieszkać we wnętrzu malarstwa holenderskiego z XVII wieku« – pisze Palikot
Tadeusz Zielniewicz, nawiązując do otwartości domu Palikotów, nazywa go „republiką marzeń”:
– Ten dom jest w zasadzie domem otwartym – domem spotkań, nieustającej debaty, namysłu filozoficznego, artystycznego, muzycznego, politycznego również, gdzie dyskutuje się o marzeniu o lepszym świecie. Ja ten dom nazywam „Republiką marzeń Palikota” – miejscem, gdzie rządzi rozum, piękno, jakaś prawda, to wszystko, co w czasach Oświecenia było tak ważne” – podkreśla konserwator zabytków.
– Wielu ludzi stara się w swoim domu zbudować jakiś inny, lepszy świat. Ja patrzę na ten dom nie tylko z punktu widzenia pięknej formy; tego, co widać na tych zdjęciach – one nie mówią nam, jak twórcze życie tam panuje - zauważa Zielniewicz, nawiązując do publikacji.
– To nie jest “piękny dom bogatego człowieka” – to jest piękny dom w sensie filozoficznym – podsumowuje.