Co najmniej 400 osób zostało aresztowanych po zamieszkach, które miały miejsce w niedzielę w stolicy Brazylii. Zwolennicy byłego prezydenta Jaira Bolsonaro wdarli się do kluczowych budynków rządowych – Sądu Najwyższego, pałacu prezydenckiego i Kongresu Narodowego.
Reklama.
Reklama.
Zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro wdarli się w niedzielę do budynków Sądu Najwyższego, pałacu prezydenckiego i Kongresu Narodowego
W związku ze szturmem na rządowe budynki policja aresztowała co najmniej 400 osób
Protesty przeciwko nowemu prezydentowi kraju Luli de Silvie spotkały się z powszechnym potępieniem
Zamieszki w stolicy kraju, Brasilii, miały miejsce w niedzielę, dokładnie tydzień po zaprzysiężeniu nowego prezydenta Brazylii. Luiz Inácio Lulada Silva to lewicowy kandydat i prezydent kraju w latach 2003-2010, który w jesiennych wyborach o włos wygrał z urzędującym prezydentemJairem Bolsonaro: zdobył w nich 50,9 proc. głosów, a Bolsonaro 49,1 proc. głosów.
Aresztowania po szturmie na rządowe budynki w Brazylii
"Co najmniej 400 osób zostało aresztowanych i zapłaci za popełnione przestępstwa" – poinformował w nocy z soboty na niedzielę polskiego czasu Ibaneis Rocha, gubernator brazylijskiego Dystryktu Federalnego, w którym położona jest stolica kraju. Dodał, że cały czas trwają prace nad identyfikacją innych uczestników niedzielnych "aktów terrorystycznych".
Kilka godzin później gubernator Rocha został zawieszony na trzy miesiące przez sędziego Sądu Najwyższego Alexandre de Moraesa. Sąd Najwyższy nakazał również wojsku zlikwidowanie w ciągu 24 godzin wszystkich obozów zwolenników Bolsonaro w całym kraju oraz zobowiązał policję do oczyszczenia ulic z protestujących.
"Absolutnie nic nie usprawiedliwia istnienia pełnych obozów terrorystycznych, sponsorowanych przez różnych finansistów i przy samozadowoleniu władz cywilnych i wojskowych w całkowitym obaleniu koniecznego poszanowania Konstytucji Federalnej" – czytamy w rozporządzeniu.
Głosy potępienia ws. brazylijskich zamieszek
Szef służb prasowych brazylijskiego prezydenta Paulo Pimenta pokazał na Twitterze nagranie z wnętrza pałacu prezydenckiego, przedstawiające dewastację po niedzielnym ataku. Widać na nim poprzewracane i zniszczone, meble dzieła sztuki i inne elementy wyposażenia.
Niedzielny atak został potępiony przez Jaira Bolsonarooraz przedstawicieli jego partii. "To smutny dzień dla narodu brazylijskiego" – oświadczył Valdemar Costa Neto, szef prawicowej Partii Liberalnej. Jak dodał, o ile "uporządkowane demonstracje są uzasadnione", to partia "zdecydowanie potępia" wydarzenia, które miały miejsce w stolicy.
W podobnym tonie wypowiedział się Bolsonaro. "Pokojowe demonstracje w formie prawa są częścią demokracji. Jednak grabieże i ataki na budynki publiczne, jakie miały miejsce dzisiaj, a także te, które praktykowała lewica w 2013 i 2017 r., wymykają się tej regule" – napisał.
Równocześnie były prezydent odrzucił "oskarżenia przypisane mu bez dowodów przez obecnego szefa władzy wykonawczej Brazylii". Wcześniej prezydent Lula określił podczas konferencji prasowej wydarzenia w stolicy mianem "barbarzyńskich" oraz wskazał braki w bezpieczeństwie jako czynnik, który pozwolił "faszystowskim" zwolennikom Bolsonaro wedrzeć się do rządowych budynków.
– Ci ludzie są wszystkim, co jest odrażające w polityce – stwierdził Lula. Choć administracja Bolsonaro po wyborach zapowiedziała, że będzie współpracować przy przekazywaniu władzy, to były prezydent nie przyznał się bezpośrednio do przegranej i wyjechał z kraju do Stanów Zjednoczonych przed inauguracją Luli.