– Wspólną odpowiedzialnością opozycji jest, aby po tych strasznych ośmiu latach przestano robić Polakom przykrości i krzywdę. Ludzie są dziś krzywdzeni to podwyżkami, to zachowaniem władzy czy samą koniecznością obserwowania tego gorszącego teatru, tego złodziejstwa, tej oligarchizacji życia publicznego – mówi #TYLKONATEMAT Sławomir Neumann z Koalicji Obywatelskiej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sławomir Neumann: Raczej nie. Mam wrażenie, że w przestrzeni medialnej jest zgłaszanych więcej problemów niż wewnątrz opozycji. W takich codziennych rozmowach z naszymi partnerami z Lewicy, Polskiego Stronnictwa Ludowego czy Polski 2050 większych tarć nie ma.
Jakiegoś deficytu zaufania nie zauważam. W polityce to oczywiste, że każdy dba o swój interes i czasami wiążą się z tym różne dziwne zachowania…
Czyli nie czuje się pan zawiedziony postawą kolegów z Polski 2050?
Bardziej jestem zdziwiony niż zawiedziony. Oni mieli prawo zmienić zdanie co do wcześniejszych uzgodnień. Dziwi mnie jednak, że przy okazji stanęli w miejscu, gdzie stoi Konfederacja i Solidarna Polska.
Do tego opowiadają jakieś dziwne rzeczy, że teraz poprawią praworządność w Polsce, gdy PiS ma większość, a stają obok tych dwóch najbardziej antyunijnych sił politycznych. Jest to naiwne i nieracjonalne, więc naprawdę odczuwam zadziwienie postawą PL2050.
Użyłem słowa "koledzy z PL2050", ale może nigdy nimi nie byliście? Przecież pod skrzydłami Szymona Hołowni mnóstwo uciekinierów z Platformy Obywatelskiej, którzy pewnie nie chcieli mieć z tą partią już nic wspólnego…
Rzeczywiście u Szymona Hołowni jest wiele takich osób, ale moim zdaniem to oznacza, że oni powinni wiedzieć, jak naprawdę wygląda współpraca z Donaldem Tuskiem oraz o co PO tak naprawdę się bije. Nas interesuje wygrana, a nie walka z progiem wyborczym. I właśnie dlatego była mowa o wspólnej liście opozycji, żeby nikt obawami o przekroczenie progu nie musiał sobie głowy zaprzątać.
Jasne, że rozumiem ludzi, którzy kiedyś uznali, iż mają dość Platformy i chcą "robić nową jakość w polityce" – każdy ma prawo do swojej drogi. Tylko to byłaby bezpieczna zabawa w innych warunkach, przy normalnej konkurencji. Tymczasem mamy sytuację specyficzną i rywalizujemy z ludźmi, którzy zawłaszczyli państwo – służby, prokuraturę, media publiczne i spółki Skarbu Państwa. Do tego są bezwzględni w walce o utrzymanie stołków i nie respektują reguł demokratycznych.
A co sama Koalicja Obywatelska robi źle, że wasze słupki stanęły w miejscu, a Prawo i Sprawiedliwość zaczyna odrabiać straty? W niedawnym sondażu United Surveys ich przewaga wzrosła do ponad 7 punktów.
Chciałbym, abyśmy zostali rozliczeni w dniu wyborów. To truizm, ale dopiero wtedy zobaczymy prawdziwy sondaż. Wygląda na to, że KO będzie musiała pójść do wyborów samodzielnie lub nieznacznie poszerzona, bo wspólnej listy opozycji nie będzie, ale nadal jestem przekonany, że wygramy te wybory.
Aktualne sondaże niczego jeszcze nie potwierdzają. To po prostu "zdjęcie" sytuacji zarejestrowanej w danym okresie. A nie jest to przecież jeszcze czas podejmowania ostatecznych decyzji. O tym, na kogo zagłosują, Polacy zazwyczaj decydują dopiero na kilka tygodni przed wyborczą niedzielą.
Dzisiaj jeszcze jest moment na poszukiwania i testowanie różnych alternatyw. Jestem jednak przekonany, że kiedy przyjdzie czas wyborów, ludzie postawią na tę partię, która ma szansę na zwycięstwo i zakończenie tego nowego bolszewizmu, który opanował Polskę. A wszystko wskazuje na to, że taką formacją będzie tylko KO.
Gdy jako ekonomista patrzy pan na sytuację w państwie, to w ogóle chce się panu pchać do władzy?
Nie ma innego wyjścia. Za cztery lata będzie jeszcze większy kłopot. Trzeba zatrzymać to szaleństwo jak najszybciej. A zacząć musimy od ustabilizowania cen, żeby Polacy nie tracili rocznie nawet trzech pensji czy emerytur na "podatek inflacyjny". Inflacja zżera pieniądze z portfeli w sposób rekordowo szybki i temu nie można się biernie przyglądać.
Poza tym musimy na nowo rozkręcić inwestycje, a do tego potrzebne są środki europejskie. Konieczne jest wzmocnienie złotówki, co byłoby możliwe właśnie, gdyby miliony euro zaczęły znów do Polski spływać.
Jeśli my tego nie zrobimy teraz, to po kolejnej kadencji PiS będzie jeszcze większe pobojowisko i tylko dłużej będziemy z kryzysu wychodzić. Mam świadomość tego, że łatwe rządy nas nie czekają – państwo jest zepsute na wielu płaszczyznach. Mówiąc szczerze, nie jestem pewien, czy wszystko da się odbudować w jednej kadencji. Na pewno jednak nie ma na co czekać.
Jeśli PiS straci władzę, to prawdopodobnie na rzecz koalicji od liberalnego Sasa do lewicowego Lasa. Jak w takich warunkach wypracować jednolity plan naprawy państwa?
Gdyby rząd miał powstać w ramach koalicji trzech-czterech ugrupowań, to ma pan rację, że będą trudności.
Może więc nie ma sensu z wami ryzykować i trzeba dać jeszcze jedną szansę ekipie z Nowogrodzkiej?
Wspólną odpowiedzialnością opozycji jest, aby po tych strasznych ośmiu latach przestano robić Polakom przykrości i krzywdę. Ludzie są dziś krzywdzeni – to podwyżkami, to zachowaniem władzy czy samą koniecznością obserwowania tego gorszącego teatru, tego złodziejstwa, tej oligarchizacji życia publicznego.
Przecież my żyjemy dziś w kraju, w którym oligarchowie z zarządów spółek Skarbu Państwa ordynarnie śmieją się ludziom w twarz i zawyżają rachunki, bo wiedzą, że za tej władzy są bezkarni. To trzeba przerwać, niezależnie od trudności, jakie napotkamy. Za jakieś dziesięć miesięcy musimy zbudować w miarę stabilną i jednolicie działającą koalicję, inaczej Polacy nam wszystkim nie wybaczą.
Tylko trudno uwierzyć, że nie dogadaliście się na jedną listę, a wypracujecie porozumienie w sprawie sensownego programu…
Dobrze pan wie, że problem z listą wziął się z tego, że dla części partii najważniejszym celem nie jest wygrana, a zaspokojenie ambicji i samodzielne wejście do Sejmu. Jak już jednak wejdą do parlamentu, to zobaczą, ile naprawdę mają szabel i jakie są realne szanse na realizację ich postulatów.
Gdy mówiliśmy o sondażach, to zapomniałem dodać, że jako dość doświadczony polityk odradzam wszystkim przywiązywanie się do obecnych wyników. A tym bardziej planowanie, co komu daje to 5, 8 czy 10 proc. Do jesieni może być z tym naprawdę różnie, co chyba nie do końca rozumieją niektórzy politycy z nowych formacji.
Widzę, jak niektórzy już uwierzyli w co najmniej jeden mandat w każdym okręgu, czyli wprowadzenie ponad 40 posłów do Sejmu. Niech im się wiedzie, ale to naprawdę jeszcze nic pewnego. My w KO jesteśmy w trochę innej sytuacji, więc i celem zajmujemy się innym – musimy zbudować rząd, nawet jeśli z PiS wygramy ułamkiem procenta.
Po wygranej da się naprawić sytuację ekonomiczną bez zaciskania pasa?
Możemy obiecać, że nic, co zostało Polakom dane, nie zostanie odebrane. Powtarzamy to od lat i słowa dotrzymamy.
A co z innymi kwestiami? Czy jesteście w stanie zobowiązać się, że po pewne bolesne metody walki z kryzysem na pewno nie sięgniecie?
Na pewno nie podniesiemy wieku emerytalnego. Dziś już wiadomo, że na takie ruchy nie ma miejsca. Okazały się bez sensu, przynoszą jedynie straty i trzeba szukać innych, "miękkich" rozwiązań dla systemu emerytalnego oraz rynku pracy. Nie będzie też likwidacji programu Rodzina 500+.
Nie zamierzamy podnosić podatków, bo "przez osiem lat Polki i Polacy"… zostali obłożeni przez Szydło, a potem Morawieckiego tyloma nowymi obciążeniami, że trzeba dać ludziom ulgę. Przede wszystkim państwo musi przestać doić polskich przedsiębiorców.
I tu chciałbym też powiedzieć o paru kwestiach, na które na pewno się zdecydujemy. Przedsiębiorcom trzeba dać na przykład przewidywalność prowadzenia działalności gospodarczej. Postawimy na stabilność przepisów i równość wobec prawa. W ten sposób na nowo zainicjujemy rozwój polskich firm i zaczniemy ściągać inwestycje zagraniczne.
Nasza partia już raz pokazała, że potrafi przeprowadzić Polaków przez najtrudniejsze zakręty historii. Kto jak nie Tusk rządził w latach 2008-11, gdy całym światem targał globalny kryzys gospodarczy, a my byliśmy tą legendarną już zieloną wyspą? Gospodarka przetrwała bez większych ubytków, a zwykli ludzie nie odczuli kryzysu w swoich kieszeniach.
Dlaczego więc kilka lat później straciliście władzę?
Przecież to był efekt różnych czynników. Jeśli spojrzy się obiektywnie, to druga kadencja PO-PSL była najlepszym okresem rozwoju Polski i umacniania jej pozycji międzynarodowej, także inwestycjami. Myśmy wtedy przeżyli skok cywilizacyjny! Powstawały autostrady, stadiony, modernizowano szkoły, szpitale, budowano lądowiska dla śmigłowców ratowniczych, inwestowano w nowoczesny sprzęt itd.
To było mnóstwo rzeczy, które dawały nam poczucie dumy narodowej, że Polak naprawdę potrafi, znikają pozostałości komuny i doganiamy Zachód. Oczywiście to prawda, że pensje do zachodniego poziomu jeszcze wtedy nie wzrosły, ale po 40 latach PRL i trudnych początkach III RP wszystkiego w osiem lat się nie zrobi.
No i właśnie o to chodzi, że ludzie infrastrukturą się nie żywili… Jedni musieli emigrować, inni brać po kilka etatów, a niektórzy po prostu godzić się na wegetację.
Tylko że ta infrastruktura to coś więcej. Pieniądze, jakie szły na wielkie inwestycje typu autostrady, były konsumowane przez działające w Polsce firmy, które mogły dawać pracę i godziwą płacę. A ten zarobiony pieniądz trafiał potem do polskiego handlu.
Nakłady inwestycyjne to jest jeden z podstawowych bodźców skutecznego rozwoju, a za naszych rządów one były na znacznie wyższym poziomie niż teraz. Inwestycje dają nie tylko pracę, ale i są motorem napędowym technologii, czyli zostaje potężny kapitał na przyszłość.
Dam też namacalny przykład, na którym dziś jaskrawo widać różnice. Jedną z naszych czołowych inwestycji była kolej dużych prędkości. Ludzie mogli jeździć Pendolino po w miarę niskich cenach i kompletnie zmieniło to przepływ osób w kraju. A co mamy dzisiaj? Wracamy do lat 90-tych, gdzie znów nie tylko nie opłaca się jeździć koleją, ale wielu na to nie stać.