Kiedy to wszystko się zaczęło, w Polsce jeszcze spaliśmy albo zbieraliśmy się do pracy. Obudziliśmy się już w innej rzeczywistości, a słowo "wojna" odmienialiśmy nagle przez wszystkie przypadki. Szybko pojawiły się kolejne – śmierć, zbrodnie, morderstwa, zniszczenia. Nikt nie chce się z tym oswoić, bo czy w ogóle można? Ukraińcy znaleźli się na celowniku dyktatora, który w XXI wieku rozpętał piekło w samym środku Europy. Dramat za naszą wschodnią granicą trwa już 12 miesięcy. Fakty są wstrząsające, ale niektóre dają nadzieję, że wolny zachodni świat zdaje najtrudniejszy egzamin od momentu zakończenia II wojny światowej.
Właśnie mija rok intensywnych walk, bohaterskich działań i dramatycznych przeżyć. Choć żadne słowa nie oddadzą tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, chcemy mówić o tym cierpieniu i o tej odwadze, bo chociaż tyle możemy zrobić dla tych, którzy walczą i giną – za wolność i spokój nie tylko Ukrainy.
24 lutego 2022 r., godz. 4:00 czasu polskiego. Wojska rosyjskie wkroczyły na terytorium Ukrainy i zaczęła się inwazja na pełną skalę. Władimir Putin postawił wszystko na jedną kartę i wygłosił odezwę do narodu, która była wypowiedzeniem wojny. Nazwał to "specjalną operacją militarną", by "zdemilitaryzować" i "zdenazyfikować" Ukrainę. – Celem jest ochrona ludzi, którzy przez ostatnie osiem lat są poddawani ludobójstwu realizowanemu przez reżim z Kijowa – powtarzał swoje absurdalne argumenty.
Tłumacząc z języka dyktatora: To był bestialski, zbrojny napad na sąsiedni kraj.
Na początku Rosja zbombardowała obiekty wojskowe i lotniska, m.in. w Kijowie i Charkowie. Ucierpiała infrastruktura w wielu miejscach w Ukrainie. Szybko stało się jasne, że celem dla Rosjan są również cywile.
Putin przekroczył czerwoną linię. Tak naprawdę zrobił to już w 2014 r., kiedy doszło do zajęcia Krymu. Nie cofnął się ani o krok i zdecydował na kolejny rozlew krwi. Regularnie straszy też potencjałem nuklearnym, a jego agresywna propaganda uderza również w Polskę. Dziś wiadomo, że pierwszy plan związany z zajęciem Kijowa i przejęciem kontroli nad Ukrainą nie powiódł się, ale Rosja nie przerwała ofensywy.
– Musimy się oswoić z nieodwracalnymi skutkami tej wojny. Mamy po prostu drugą zimną wojnę. Wojna w Ukrainie zakończyła proces kształtowania się neozimnowojennego środowiska bezpieczeństwa. Już niezależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja w Ukrainie, musimy się z tym zmierzyć – mówi dla naTemat gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Ukraińcy zaciekle się bronią, ale jak realnie wygląda sytuacja po 12 miesiącach działań zbrojnych? Zebraliśmy najważniejsze fakty i odpowiadamy na najbardziej istotne kwestie. Zaznaczamy, że część z kluczowych pytań może opierać się wyłącznie na ostrożnym szacowaniu.
Ilu cywilów zginęło w Ukrainie?
Jeśli weźmiemy pod uwagę tylko dokładne dane ONZ, od początku inwazji do 5 lutego 2023 r. w Ukrainie zginęło ponad 7,2 tys. cywilów. Co najmniej 11,7 tys. osób zostało rannych. To ostrożne szacunkowe dane z zastrzeżeniem, że ofiar jest o wiele więcej, ponieważ część raportów o działaniach Rosjan dociera z opóźnieniem i muszą być zweryfikowane. Jak wskazuje ONZ, dotyczy to m.in. Mariupola, Łysyczańska, Popasnej czy Siewierodoniecka.
Jakie są straty Rosji?
145 060 – to oficjalna liczba podana przez stronę ukraińską na dzień przed rocznicą rosyjskiej agresji. Władze Ukrainy codziennie aktualizują liczbę ofiar po stronie wroga. W ostatnim czasie straty po stronie żołnierzy Putina gwałtownie rosną – to nawet ok. 1000-1100 zgonów dziennie. To m.in. efekt natarcia Rosjan w obwodach ługańskim i donieckim.
Brytyjski wywiad ocenił, że na początku lutego 2023 r. zanotowano najwyższy wskaźnik rosyjskich ofiar od pierwszego tygodnia inwazji na Ukrainę. Powody? Brak wyszkolonego personelu, sprawnej koordynacji i zasobów na froncie.
Tak naprawdę obie strony próbują ukryć faktyczną liczbę ofiar, dlatego docierają do nas często rozbieżne dane. Jeszcze 3 lutego "The New York Times" podawał w oparciu o statystyki amerykańskiej administracji, że straty Rosjan zbliżają się do granicy 180-200 tys. żołnierzy. Podobne liczby przekazywał pod koniec stycznia gen. Eirik Kristoffersen, Szef Obrony Królestwa Norwegii. Jego zdaniem rosyjskie straty mieszczą się w granicach 180-200 tys. zabitych i rannych.
Brakuje oficjalnych danych z Kremla. Przypomnijmy jednak, że jeszcze w 2022 r. Putin ogłosił w Rosji wielką mobilizację, w ramach której do armii wcielono ok. 300 tys. rezerwistów.
Ilu żołnierzy straciła Ukraina?
Ukraińcy nie podają oficjalnych statystyk, ale pod koniec grudnia 2022 r. doradca Wołodymyra Zełenskiego ujawnił przybliżone dane. – Liczba poległych żołnierzy waha się od 10 tys. do 13 tys. żołnierzy – przekazał Mychajło Podolak.
Ponownie możemy opierać się też na szacunkowych liczbach podanych przez gen. Kristoffersena, które są nieporównywalnie większe – To prawdopodobnie ponad 100 tys. zabitych i rannych żołnierzy – szacował pod koniec stycznia. Taką skalę strat podał też amerykański generał Mark Milley.
Z kolei minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu forsował inny przekaz z Moskwy. Wynikało z niego, że tylko w styczniu 2023 r. Ukraina straciła 6,5 tys. żołnierzy.
Zbrodnie wojenne w Ukrainie
Prokurator generalny Ukrainy Andrij Kostin powiedział niedawno, że władze regionalne zarejestrowały ponad 65 tys. rosyjskich zbrodni wojennych od 24 lutego 2022 r. – Te zbrodnie nie są przypadkowe, obejmują ostrzały cywilów, egzekucje, tortury, przemoc seksualną, grabieże i przymusowe wysiedlenia na masową skalę – wyliczał. Przywołał też dramatyczne zdarzenia z Buczy, Irpienia, Mariupola, Iziumu czy Chersonia. Wszyscy pamiętamy zdjęcia martwych cywilów, które pokazano w mediach na całym świecie.
Mariupol, Irpień czy Bucza stały się symbolami bestialstwa Rosjan, którzy za wszelką cenę chcieli ukryć swoje zbrodnicze działania. Pojawiały się doniesienia o mobilnych krematoriach ukrytych w ciężarówkach czy zdjęcia masowych grobów. Przez to liczba zabitych cywilów jest trudna do oszacowania.
Rosjanie uparcie przekonują o nieatakowaniu obiektów cywilnych. Dowodem na ich absurdalną narrację może być choćby ostrzał bloku w Dniepropietrowsku czy zbombardowanie budynku teatru w Mariupolu, który był wyraźnie oznaczonym schronem dla cywilów – również dla dzieci. Do mediów wyciekały też rozkazy, które mieli dostawać rosyjscy żołnierze. Jak podawał "NYT", dowódcy wręcz zachęcali ich do przemocy, w tym przestępstw seksualnych.
Zniszczenia na 140 mld dolarów
Najdokładniejsze dane ws. skali zniszczeń zebrano do grudnia 2022 r. To raport opracowany m.in. z analitykami Kijowskiej Szkoły Ekonomicznej. Szkody spowodowane zniszczeniem zasobów mieszkaniowych szacuje się na 54 miliardy dolarów. Tylko w grudniu kwota ta wzrosła o kolejne 1,5 mld dolarów. Przez ponad 10 miesięcy wojny uszkodzeniu lub zniszczeniu uległo łącznie 149 300 budynków mieszkalnych, w tym 131 400 domów prywatnych.
Uszkodzonych lub zniszczonych zostało już ponad 3 tys. placówek oświatowych, w tym: 1,4 tys. – szkolnictwo średnie, 865 – przedszkola, 505 – szkolnictwo wyższe.
Straty w obiektach kulturalnych, sportowych i religijnych szacowano na 2,2 miliarda dolarów. Według stanu na grudzień 2022 r. takich obiektów było 1327: 907 kulturalnych, 168 sportowych, 157 turystycznych, 95 sakralnych.
W znacznym stopniu ucierpiały też systemy energetyczne – to straty na 35,6 mld dolarów. Z kolei przemysł i przedsiębiorstwa to kumulacja kolejnych szkód na 3 mld dolarów. Mowa oczywiście tylko o częściowych wyliczeniach z raportu. Łączną kwotę udokumentowanych strat w infrastrukturze Ukrainy szacowano na 137,8 mld dolarów.
Kryzys uchodźczy. Ilu Ukraińców musiało opuścić domy?
Inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała największy kryzys uchodźczy w Europie od czasów II wojny światowej. Szacuje się, że do 9 lutego 2023 r. ukraińską granicę w różnych kierunkach przekroczyło 18 mln obywateli tego kraju. Kolejnych 18 milionów potrzebuje pomocy humanitarnej. Tylko do 20 kwietnia 2022 r., swoje domy w Ukrainie opuściło 10 milionów osób.
Jak podaje Polska Misja Medyczna, pomoc najbardziej potrzebującym utrudniają ciągłe ataki na placówki medyczne: od 24 lutego 2022 r. były one ostrzeliwane ponad 800 razy. Szacuje się, że na terenach bliskich linii frontu osoby w wieku powyżej 65 lat stanowią obecnie nawet 30 proc. populacji.
Najwięcej osób uciekających w wyniku rosyjskiej inwazji trafiło do Polski – do połowy lutego było to w sumie 9,73 mln osób (dane Straży Granicznej). Początkowo, każdego dnia nawet 140 tys. osób przekraczało granicę. Przez cały styczeń i luty te liczby utrzymują się na poziomie ok. 20 tys. osób dziennie. 10 proc. Ukraińców planuje przenieść się do Polski na stałe w ciągu najbliższych kilku lat – wynika z "Barometru Polskiego Rynku Pracy" Personnel Service.
786 tys. powiadomień o zamiarze powierzenia pracy obywatelowi Ukrainy wydano w Polsce w 2022 r. 42 proc. przedsiębiorstw w Polsce w listopadzie ubiegłego roku miało w swojej załodze kadrę ze Wschodu. 61 proc. Polaków kupuje ukraińskie produkty i usługi, bo chcą pomóc – to również statystyka "Barometru Polskiego Rynku Pracy".
Wiadomo też, że około 6 mln osób zostało przesiedlonych we własnym kraju. Organizacja Save the Children obliczyła, że od początku wojny w wyniku alarmów przeciwlotniczych przeciętne ukraińskie dziecko mogło spędzić pod ziemią ponad 900 godzin, czyli około 38 dni.
Jak wygląda pomoc z Zachodu dla Ukrainy?
Tylko do października 2022 r. Polska dostarczyła Ukrainie broń o wartości 2 mld dolarów – przekazał Jacek Siewiera, szef BBN. Nasz kraj pozostaje w czołówce państw, które przekazują swój sprzęt wojskowy. Łącznie na pomoc Ukrainie Polska miała wydać w ubiegłym roku 40 mld zł – wynika z danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. To najwięcej ze wszystkich europejskich krajów.
Co konkretnie wysyłamy do Ukrainy w zakresie militarnym? MON oczywiście nie ujawnia szczegółów, ale wiadomo, że chodzi m.in. o amunicję, bezzałogowe systemy powietrzne, czołgi (T-72M i T-72M1) i moździerze. W sieci można znaleźć też wiele nagrań z frontu, gdzie widać w akcji polski sprzęt, np. słynne "kraby".
– Polska z uwagi na nasze geostrategiczne położenie jest najbardziej zainteresowana tym, aby Rosja została zatrzymana w Ukrainie. Również Stany Zjednoczone, ale z innych przyczyn. Oczywiście w obu wypadkach idzie o strategiczne interesy. Zależy nam, żeby Rosja nie weszła ze swoimi zagrożeniami nad Bug, dlatego dajemy wszystko, co możemy przekazać Ukrainie. To wręcz intuicyjny ruch strategiczny, bo zauważmy też postawę całego narodu, który z zaangażowaniem pomagał Ukraińcom – wskazuje gen. Koziej.
Trzeba dodać, że Polska, a konkretnie Rzeszów, stał się głównym centrum przerzutowym. To tam najpierw wysyłana jest broń z całego świata, która później trafia do Ukrainy. Według Instytutu Badań Gospodarki Światowej w Kilonii, tylko w 2022 r. władze USA zatwierdziły pakiety pomocy dla Ukrainy o wartości blisko 50 mld dolarów. Obejmuje to wsparcie humanitarne, finansowe i wojskowe. Stany Zjednoczone są liderem w tym zestawieniu.
– W kontekście USA chodzi bardziej o rywalizację globalną. Rosja chce zmienić ład międzynarodowy, rzuciła Amerykanom neozimnowojenne wyzwanie i ma intencje rewizjonistyczne. Stany Zjednoczone są zainteresowane tym, żeby osłabić swojego przeciwnika. Pozostałe państwa angażują się proporcjonalnie do swoich interesów narodowych. Im dalej od Rosji, tym słabsza wola angażowania – ocenia gen. Koziej.
Kto do tej pory przeznaczył najwięcej środków na pomoc wojskową Ukrainie? Oto lista:
Jakiej broni potrzebuje Ukraina?
Były szef BBN w rozmowie z nami zwraca uwagę, że pora zdjąć "samoograniczenia" ws. dozbrajania Ukrainy. – Chodzi o to, żeby wreszcie podjąć decyzję, że wspieramy Ukrainę wszystkimi rodzajami uzbrojenia, ale jednocześnie nie rozbrajamy własnych systemów obronnych – przekonuje.
Generał nawiązał do tego, że na początku wysyłaliśmy hełmy i kamizelki, później broń defensywną, aż przeszliśmy do broni uderzeniowej, np. czołgów, ale dziś już wiemy, że to tylko kropla w morzu potrzeb.
– Przede wszystkim Ukraińcy potrzebują broni do obrony powietrznej, by odeprzeć regularne nawałnice rosyjskich rakiet. Mowa tu też o ochronie przed dronami. O tym mniej się mówi, ale chodzi też o ochronę szlaków transportowych, którymi do Ukrainy trafia zaopatrzenie z Zachodu. To krytyczny element tej wojny. Armia ukraińska bez dostaw z Zachodu w krótkim czasie przegrałaby – przewiduje gen. Koziej.
Dalej wylicza: Druga sprawa to amunicja, rakiety do broni, którą już posiadają Ukraińcy. Jeśli dojdzie do kolejnej rosyjskiej ofensywy, Ukraina musi mieć możliwość prowadzenia walki tu i teraz, a nie za kilka miesięcy. Z tym wiąże się trzeci priorytet, by dostarczyć jak najwięcej broni poradzieckiej, którą Ukraińcy używają od dawna i mają ją opanowaną. Nie potrzeba czasu, żeby nauczyli się jej obsługiwać, bo ten sprzęt dobrze znają.
Zdaniem generała czwarta sprawa to środki perspektywiczne. Czołgi, samoloty i inne nowoczesne maszyny, których nie mają Ukraińcy. Mowa tu też o innych środkach dalekiego zasięgu, np. o rakietach dalekiego zasięgu do HIMARS-ów.
Wojna w Ukrainie – jakie prognozy na 2023 rok?
Gen. Koziej przewiduje, że Rosjanie mogą stać przed dylematem, jeśli chodzi o wiosenne działania zbrojne.
– Wolno idzie im odtwarzanie drugiego rzutu strategicznego na bazie przeprowadzonej mobilizacji. Widać, że zmobilizowane masy nie są zdolne, nie mają potrzebnych zdolności uderzeniowych, by przejść do zdecydowanej ofensywy. Rosja ma dużą armię ilościową, ale marną jakościowo. Czas dla Rosji też jest krytyczny, bo jeśli teraz nie zdecydują się na atak, będą mieli mało czasu przed wiosennymi roztopami, które poważnie komplikują uderzenie pancernych zgrupowań – tłumaczy nasz rozmówca.
Być może wtedy Władimir Putin będzie musiał pogodzić się z tym, że więcej nic nie osiągnie i dojdzie do czasowego rozejmu i pewnych negocjacji. To byłby przełom osłabiający zdolności rosyjskie w tej wojnie. Sygnał o niezachwianym wsparciu Ukrainy z Zachodu dostał kilka dni temu, kiedy prezydent USA Joe Biden niespodziewanie odwiedził Kijów. Dzień później w Warszawie powtarzał zapewnienia, że Ukraina nigdy nie będzie zwycięstwem Rosji.
Oprawa graficzna: Gabriela Anna Wróblewska, naTemat.pl