Sędzią Igor Tuleya może mieć spore problemy przez to, w jaki sposób uzasadniał swój wyrok w sprawie Mirosława G. Jego zachowaniem po ogłoszeniu wyroku i wygłaszaniem opinii na temat metod stosowanych przez CBA w czasach IV RP postanowił zająć się sędziowski rzecznik dyscyplinarny.
Na razie rzecznik dyscyplinarny oceni, czy w sprawie sędziego Igora Tulei w ogóle zachodzą przesłanki do wszczęcia właściwego postępowania. Decyzję o tym mamy poznać w ciągu najbliższego miesiąca. Problemy dyscyplinarne na sędziego Tuleyę sprowadził Zbigniew Ziobro. To właśnie były minister sprawiedliwości i szef Solidarnej Polski złożył wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec Igora Tulei. Ziobro twierdzi, że Tuleya m.in. uchybił godności sprawowanego urzędu i uprawiał publicystykę polityczną. Inny podobny wniosek zamierza złożyć także były szef CBA, a dziś poseł Prawa i Sprawiedliwości, Mariusz Kamiński.
Co ciekawe, wniosek Zbigniewa Ziobry zostanie zbadany przez rzecznika dyscyplinarnego, choć zgodnie z przepisami poseł nie ma prawa takich wniosków składać. O ukaranie dyscyplinarne sędziego może bowiem wnosić w zasadzie tylko minister sprawiedliwości, prezes lub kolegium sądu apelacyjnego lub okręgowego, lub Krajowa Rada Sądownictwa i oczywiście sam rzecznik.
Sam sędzie Igor Tuleya donosi tymczasem na to, jak funkcjonowały służby w latach, gdy wymiarowi sprawiedliwości i organom ścigania szefowali ludzie PiS. Serwis TVN24.pl donosi o tym, jak wygląda treść pisma, które kontrowersyjny sędzia już kilka dni temu przekazał obecnemu szefostwu stołecznej prokuratury i Centralnego Biura Śledczego. Tuleya postanowił zawiadomić ich o zastrzeżeniach, co do tego w jaki sposób przesłuchiwano osoby przewijające się w postępowaniu w sprawie dr. Mirosława G. W dokumencie sędzia wskazuje, że wątpliwości budzi nie tylko zachowanie agentów CBA, ale także prokuratury.
Dziennikarze TVN24 wskazują, że dokumentowi autorstwa Igora Tulei brakuje szczegółowości. Na przykład wówczas, gdy sędzia wskazuje na zastrzeżenia dotyczące "czynności procesowych w godzinach nocnych" i "wieczornych". Brakuje jednak podanie dokładnych godzin.
Szczególnie sędzia skupia się jednak na zaniechaniach, których służby dopuściły się przesłuchując dwie kobiety - Dobiesławę L. i Janinę P. "W przypadku Dobiesławy L. oraz Janiny P. może budzić wątpliwości prawidłowość samego zatrzymania. Dobiesława L., która została zatrzymana 19.04.2007 r., jak wynika z protokołu, oświadczyła: czuję się niezbyt dobrze, mam wyznaczony termin zgłoszenia się do szpitala dnia 1.05.2007 r. w związku z operacją zastawki aortalnej, natomiast Janina P. poinformowała funkcjonariuszy CBA, że czuje się źle, boli ją klatka piersiowa, zażywa leki, leczy się na nadciśnienie. Pomimo tego, żadna z kobiet nie została zbadana przez lekarza" - twierdzi Tuleya.
Wspomina też o innych praktykach, które mógł mieć na myśli mówiąc na sali sądowej o tym, iż przypominały metody stalinowskie. "Sąd jednoznacznie sygnalizuje, że w toku procesu zarówno część oskarżonych jak i świadków wskazywała, iż w trakcie przesłuchań informowano ich o możliwości zastosowania tzw. aresztów wydobywczych" - napisał sędzia Tuleya.
Dziś wiadomo już także, że większość jego ustaleń została poczyniona na podstawie protokołów Centralnego Biura Śledczego, które przewinęły się w prowadzonym przez sędziego postępowaniu w sprawie korupcyjnych zarzutów wobec Mirosława G.