Jestem wciąż w miarę młody, ale bywa, że na zwykłym rowerze jeżdżę jak emeryt. Więc nie mam predyspozycji do sportów ekstremalnych, raczej całodzienna rozrywka, czyli przejechanie w średnim tempie 70-100 km to dla mnie maks.
Testować rower elektryczny miałem przyjemność wraz z grupą dziennikarzy, którzy dzięki uprzejmości firmy
Bosch mogli spędzić cztery dni w
Czarnej Górze i okolicach, jeżdżąc po przepięknych górskich trasach. Ale najpierw trzeba było się przeszkolić, przynajmniej w stopniu podstawowym.
Oczywiście, bez szkolenia od biedy też dałoby się jeździć, ale nasz plan w terenie przewidywał trasy z przewyższeniami, hopkami, zjazdami i wjazdami, na których zachowanie rowerzysty było kluczowe.
Szkolenie odbyliśmy więc w
Bike Parku Czarna Góra. Podstawowe zachowania na elektryku miały okazać się kluczowe przy technice jazdy w terenie. Zaczęło się więc od hamowania. Tu ważne było trzymać po jednym palcu na hamulcu lewym i prawym.
Ten prawy, to tak jak w zwykłym rowerze hamulec tylny. Służy do hamowania w zwykłych warunkach. Gdy droga hamowania jest krótka i nagła, możemy wspomóc się lewym (przednim) lub nawet wcisnąć oba jednocześnie, trzymając na nich, jak na szkoleniu przykazano, po jednym palcu.
Przy braniu ostrych zakrętów sylwetka stojącego równo na obu pedałach rowerzysty powinna być wychylona w kierunku przeciwnym do skrętu, a siodełko opuszczone. Gdy robimy zjazd, powinniśmy także stać na rowerze przy równolegle ustawionych pedałach, tak by jeden nie był na górze, a drugi na dole. Nasza sylwetka zaś nie powinna być pochylona do przodu.
Gdy skończyliśmy około dwugodzinne szkolenie, pojechaliśmy na pierwszą wycieczkę, do Stronia Śląskiego. Na niej, jak i na drugiej, do Międzygórza następnego dnia, miałem okazję przekonać się zarówno o możliwościach roweru elektrycznego MTB, jak i docenić niesamowite leśne drogi, świetnie przystosowane do jazdy rowerem.
Do testów dostałem rower elektryczny KTM Macina Kapoho, ze wspomaganiem BOSCH SMART SYSTEM, pozwalający przy pomocy aplikacji regulować moc i siłę poszczególnych programów wspomagania. To bardzo wygodne narzędzie wykorzystujące GPS, pokazujące poziom zużycia baterii, dzięki któremu można stosunkowo łatwo przewidzieć, ile jeszcze kilometrów możemy na nim przejechać. A także wszelkie dostępne statystyki jazdy, łącznie z mapą i prędkością.
Przy niewielkich przewyższeniach korzystałem ze wspomagania Eco, czyli pierwszego w kolejności licząc od najsłabszego. Przy nieco trudniejszych podjazdach włączałem opcję Tour, nieco mocniejszą od Eco. Bez wspomagania jeździłem na płaskim i, rzecz jasna, przy zjazdach.
Gdy było stromo, korzystałem z mocnego wspomagania, MTB, a nawet czasem Turbo. Przy tych ostatnich dobrze jest nie startować z ich poziomu, gdyż rower potrafi wyrwać się do przodu i wierzgać jak pełen temperamentu wierzchowiec.
Dlaczego o tym wspominam? Zdarzało się, że robiliśmy przerwę na stromym podjeździe. By wtedy ruszyć, trzeba pamiętać o ustawieniu wcześniej niskiej przerzutki. Inaczej rower może okazać się zbyt ciężki do startu, a najwyższe stopnie wspomagania nie pomogą. Ich wrzucenie może oznaczać, że po prostu stracisz kontrolę, bo rower niczym niesforny rumak wyrwie do przodu.
O jednym muszę wspomnieć. Gdyby nie rower elektryczny MTB, nie byłbym w stanie zaliczyć tych pięknych widoków i górskich tras.
Nie ta kondycja, nie te lata. A nawet gdybym część z nich zrobił, to po każdym podjeździe byłbym cholernie zmęczony i po krótkim czasie odbierałoby to przyjemność z jazdy. Wspomaganie sprawiło, że ten wysiłek był kontrolowany w zależności od potrzeb i naprawdę przyjemny.
Twórcy tras włożyli mnóstwo wysiłku i serca w przystosowanie leśnych szlaków do potrzeb jazdy na rowerach MTB. Te wszystkie podjazdy, zjazdy, hopki, mostki, wystające korzenie czy kamienie potrafiły dać naprawdę mnóstwo frajdy.
Ja, który wsiadłem i na elektryka i na MTB pierwszy raz, początkowo jeździłem po nich niczym nad wyraz ostrożny senior, bojąc się każdej podejrzanej nierówności, by nie wylecieć z rowerem w powietrze i nie skończyć ze złamaną nogą. Nabrać pewności siebie pomogły mi bardzo sprawne hamulce tarczowe (czterotłoczkowe – zwykłe
mają dwa tłoczki) i stabilność całego sprzętu przy braniu wszelkich nierówności.
Po jakimś czasie tak się do tego przyzwyczaiłem, że lekkie skoki na elektryku sprawiały mi nawet przyjemność. Te wszystkie serpentyny, dynamiczna jazda po lesie i odkrytych wyżynach, ostre zjazdy i równie mocne podjazdy, tylko nieco wystające korzenie czy fragmenty skał, w pięknej scenerii Międzygórza i Stronia Śląskiego sprawiły, że hasło "pozytywny wysiłek" czy też "odpoczynek przez zmęczenie" będą kojarzyły mi się właśnie z tym.
A poza tym Dolny Śląsk piękny jest i kropka.