Syn Sylwii Peretti, Patryk Perretii w chwili wypadku miał osiągnąć prędkość 160 km/h – takie plotki zaczynają krążyć w mediach społecznościowych. Autorzy pogłosek powołują się na wskazówkę prędkościomierza. Do doniesień już odniosła się małopolska policja.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W mediach społecznościowych zaczęło huczeć do doniesień, według których we wraku pojazdu wskazówka prędkościomierza zatrzymała się na wartości 160 km/h. Zaczęto sugerować, że to właśnie z taką prędkością kierowca przemieszczał się po Krakowie.
W rozmowie z "Faktem" do tych doniesień odniósł się rzecznik małopolskiej policji, mł. insp. Sebastian Gleń. Ten jednak zdementował pogłoski. – To jest nieprawda, jakiś fake news. Wskazówka prędkościomierza na pewno nie zatrzymała się na takim poziomie – powiedział.
– Nie będziemy mówić o dokładnej wartości. Mogę dodać, że była niższa, ale to nie jest wyznacznik w ustaleniu prędkości samochodu w chwili wypadku – stwierdził, po czym podsumował: – Podczas zderzenia wskazówka mogła się samoczynnie przesunąć. To biegli są od tego, aby określić, z jaką prędkością poruszał się pojazd.
Z ustaleń krakowskiej prokuratury wynika, że auto poruszało się z prędkością 120 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 40 km/h. Nie wiadomo jednak, jaką prędkość osiągnął pojazd w samym momencie dachowania i wypadku.
Bez względu na to, jak bardzo złamano przepisy, nagrania wskazują, że kierowca sportowego renaulta stwarzał zagrożenie dla siebie i innych uczestników ruchu drogowego. Przez ulice mknął tak szybko, że z oczu kamer znikał w ciągu kilku sekund.
Jak pisaliśmy w naTemat, spekulacje co do prędkości nakręcają udostępnione w sieci nagrania z kamer monitoringu. Materiały pokazują, jak kierowca traci kontrolę nad samochodem. Auto dosłownie spadło z mostu w Krakowie.
Autem, które dachowało przy moście Dębnickim w Krakowie, podróżowały cztery osoby w wieku od 20 do 30 lat. Żadnej nie udało się uratować.
W rozmowie z Pudelkiem Adam Zajkowski, menadżer Sylwii Peretti potwierdził, że ofiarą wypadku był właśnie syn gwiazdy "Królowych życia". – Dzisiaj o 3 w nocy Patryk jako pasażer samochodu zginął w tragicznych okolicznościach. Jest to tragedia dla Sylwii i dla nas wszystkich. To się zdarzyło dosłownie przed chwilą – powiedział.
Początkowo menadżer w wyniku zamieszania związanego z tragedią omyłkowo stwierdził, że Patryk Peretti zajmował miejsce pasażera. To jednak zdementowała policja.
– Wszystkie ustalenia wskazują, że to Patryk P. kierował wskazanym samochodem. W szczególności wskazują na to czynności identyfikacyjne na miejscu zdarzenia, materiał fotograficzny i nagranie z monitoringu ulicznego, na którym widać jak Patryk P. chwilę przed wypadkiem wsiada za kierownicę swego samochodu – wyjaśnił mł. insp. Sebastian Gleń w rozmowie z PAP, na którą powołał się Onet.