
Odpowiedź: niewiele. Bez "Matki Polki Krzątającej" święta w wielu domach po prostu by nie istniały, bo mężczyźni... zgłupieliby z bezradności. To nie wystarczy siedzieć przy świątecznym stole i popijać wódeczkę ze szwagrem? Przecież zawsze wszystko magicznie się nagotowało, posprzątało, napiekło. Samo.
Pamiętam święta sprzed trzech dekad, miałam wtedy jakieś pięć lat. Mama była wtedy na porodówce z moim nowo narodzonym bratem, a ja i moja młodsza siostra zostałyśmy z tatą, na którego barkach było ogarnięcie całego Bożego Narodzenia.
Cały czas mam w pamięci dwie białe kartki A4 zapisane dwustronnie przez mamę: świąteczna ściągawka dla taty. A może raczej przewodnik, bo na tych listach było wszystko: w co ubrać mnie i siostrę, gdzie są nasze sukienki, rajstopki i buciki; kiedy umyć nam włosy; gdzie są schowane prezenty, co jest dla kogo i jak je zapakować; czym nakryć stół i gdzie jest odświętna zastawa; jakie potrawy przygotować na każdy dzień świąt, co lubimy jeść ja i siostra, a czego nie weźmiemy do ust. Całe święta, od A do Z.
Mama gdzieniegdzie umieszczała na kartkach małe rysuneczki. Filiżanki z tym wzorem, bombki w tym pudełku, obrus w tej szafce. Pamiętam, że tata ślęczał nad tymi kartkami, pomagała mu babcia. Wielu rzeczy nie mógł znaleźć, a ja nie potrafiłam mu pomóc, chociaż bardzo się starałam.
Pięcioletnia ja byłam zdezorientowana i to nie tylko dlatego, że nie było z nami mamy i nie do końca rozumiałam, gdzie właściwie się podziała. Mój tata świetnie gotuje – jego świątecznym centrum dowodzenia do dziś jest kuchnia – więc nie umarliśmy w tamte święta z głodu, ale było dziwnie, bo... nie tak. Tata pokręcił kilka rzeczy: jedliśmy rybę nie na tych talerzach, nie miałam we włosach czerwonej kokardy, a obrus był wielkanocny, a nie bożonarodzeniowy. Najwyraźniej tata nie do końca zrozumiał mamine rysuneczki.
Do dziś wspominam te święta. Myślę sobie o mojej mamie pod koniec ciąży, która pewnie ledwo już zipała przez ciężki brzuch, ale mimo to czuła się w obowiązku ogarnąć święta dla taty i dla nas. Wszystko zaplanowała, zorganizowała, rozpisała, nie odpoczęła ani na chwilę. Od planowania na porodówkę, z porodówki do trójki małych dzieci, w tym noworodka.
Wcale tak wiele się przez te trzy dekady nie zmieniło.
Święta bez kobiet? Chaos i pusty stół
Myślałabym sobie, co by było, gdyby kobiety rzuciłyby (dziś) garami i powiedziały "olewamy święta". Wyjechały na babski wyjazd albo po prostu rozciągnęły się w fotelu, a wcześniej wcale nie napisałyby żadnej ściągawki. Nie ogarnęłyby zakupów, sprzątania, kupowania prezentów, gotowania. Po prostu rzuciłyby wszystko, za przeproszeniem, w pi*du.
Powiem wam co by było: wielu mężczyzn po prostu by zgłupiało. Straciliby głowę. Miotaliby się na wszystkie strony, jak mrówki, gdy wsadzi się kij w mrowisko w lesie. Byliby przerażeni, bo po prostu nie wiedzieliby, co robić. Skąd mieliby wiedzieć? Przecież zawsze wszystko robiła matka, żona, córka. Oni nie musieli i prawdopodobnie wcale nie chcieli. Tak ich nauczyłyśmy.
Jasne, nie wszyscy mężczyźni. Dziś facetów, którzy ogarniają dom i nie zostawiają wszystkiego na babskich barkach, jest coraz więcej. Ci powiedzieliby do kobiety, która powiedziałaby "dość": jasne, odpocznij, to przecież nie tylko twój obowiązek, święta są wspólne, ja wszystko zrobię. I zrobiliby na medal.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

Tylko że ich wcale nie jest jeszcze aż tak dużo. Wychowaliśmy się w patriarchalnej kulturze, w której kobieta ma być Matką Polką Krzątającą. To ona ogarnia dom, dzieci, męża, a przed świętami zamienia się w jednoosobowe centrum dowodzenia. Pucuje okna i podłogi, czyści dywany, prasuje obrusy, lepi pierogi, robi kompot z suszu i barszcz, piecze makowce, wysyła kartki z życzeniami, pamięta o telefonach do dalekich krewnych, kupuje i pakuje prezenty, nakrywa do stołu, sprząta ze stołu, zmywa i robi sto innych małych rzeczy, żeby jej rodzina miała idealne święta.
A przecież jest też praca emocjonalna, ta niewidoczna, czyli nieustanne pilnowane czy każdy gość jest zrelaksowany, zadowolony, najedzony, napity. Czy wszyscy czują się dobrze przy stole i mają o czym rozmawiać, czy nikt nie porusza drażliwego tematu, czy każdy dostanie dokładkę serniczka i sałatkę jarzynową na wynos.
Matka Polka Krzątająca wciąż się krząta
Społeczeństwo się zmienia, ale to nadal teraźniejszość. To się wciąż dzieje. Owszem, więcej facetów ogarnia, a społeczna świadomość o (nie)równości płciowej jest większa, ale Matki Polki Krzątające to wciąż żywa polska mitologia. Robią wszystko, podczas gdy ich mężowie, synowie, bracia, szwagrowie siedzą, jedzą i piją. Jest nagotowane, napieczone, nakupowane, posprzątane. Wszystko magicznie się zrobiło i zrobi, oni ogarną jedną rzecz (wytrzepią dywan, kupią karpią, postawią choinkę) i zadowoleni, czas na sjestę.
Za tą całą świąteczną magią stoi kobieta. Mam w głowie masę obrazów z przeszłości, multum historii, w których ojcowie zdziwieni patrzyli na prezenty otwierane przez swoje dzieci, bo w sumie to nie mieli pojęcia, co im dali. Siedzieli przed telewizorem, kiedy kobiety krzątały się jak szalone między kuchnią, jadalnią a przedpokojem. Prowadzili ważkie dysputy, gdy panie nosiły serniki, pierniki i szarlotki, wychylali kolejne kielichy, gdy te sprzątały ze stołu, ogarniały dzieci i szły na pasterkę.
Przyzwyczajenie, tradycja, porządek. Patriarchat (tak, nasze ulubione słowo). Nie chcę tutaj grzmieć: panowie, poczuwajcie się do obowiązku, dajcie kobietom odsapnąć, róbcie coś. Nie chcę, bo nierówność płciowa była, jest i będzie, chociaż mam nadzieję, że coraz mniej. Po co mam strzępić język.
Ale chce zachęcić każdego (nieogarniającego) mężczyznę do wyobrażenia sobie swoich corocznych świąt bez matki, żony, dziewczyny, babci, cioci, szwagierki, Ma być nagotowane, napieczone, nakupowane, posprzątane.
Ciężko? Magia jednak nie istnieje? No właśnie. Nie ma czarów, jest tylko zaharowana kobieta.
