O adaptacji francuskiej powieści graficznej z 2013 roku wciąż wiele się mówi. Głównie z powodu bardzo naturalistycznej i rozciągniętej sceny seksu pomiędzy dwiema głównymi bohaterkami.
Aktorka Léa Seydoux nie ma dobrych wspomnień z planu do "Życia Adeli" Abdellatifa Kechiche'a. W rozmowie z Onetem wspomniała, że nagrania intymnych kadrów są dla niej traumatyczne.
– Przez 10 dni kręciliśmy tylko jedną scenę seksu, gdzie moją partnerką była Adèle. Tak, to było traumatyczne doświadczenie! Nawet dla mnie, która na ogół akceptuje wyzwania, ryzyko, łamanie schematów. Jednak praca na planie tego filmu mnie przerosła – przyznała.
Owszem, chciałam zmierzyć się z sobą, ze swoimi lękami, uprzedzeniami, nieśmiałością, przekonać się jak dalece mogę się posunąć, ale nie wiedziałam wtedy, jak wielką cenę przyjdzie mi zapłacić za to doświadczenie. Ono pozostawia ślad w psychice. Film stał się hitem na całym świecie, otrzymał Złotą Palmę w Cannes. Jednak nie chciałabym już nigdy tego powtarzać. Kechciche zażądał porzucenia wszelkich hamulców. Interesowały go nasze niekontrolowane reakcje. Pragnął ekshibicjonizmu.
Adèle i Léa nie znały się przed rozpoczęciem zdjęć. Exarchopoulos w jednym z wywiadów ujawniła, że przy kręceniu nagich ujęć w ich miejsca intymne były naklejone specjalne taśmy.
– Nie kochałyśmy się na ekranie. Nie można udawać uczuć, ale można udawać mowę ciała – powiedziała, cytowana przez Independent. – Oczywiście, czasami było to trochę upokarzające. Czułam się jak prostytutka, udając orgazm przez sześć godzin przy trzech kamerach – wspomniała.
– Ale ostatecznie dla mnie trudniej jest pokazać swoje uczucia niż moje ciało – zaznaczyła i dodała, że reżyser wymagał od nich wysokiego poziomu realizmu w każdej scenie, niezależnie od tego, czy były ubrane, czy nie. – Za każdym razem chciał być jak najbliżej prawdy – powiedziała.