Polski Kościół jest kompletnie odklejony od rzeczywistości. Przypomina ZSRR w schyłkowej fazie Breżniewa – tak uważa znany teolog prof. Stanisław Obirek, który w rozmowie z naTemat komentuje bulwersujące doniesienia płynące z kościelnych kręgów w ostatnich dniach.
Reklama.
Reklama.
Księża ze Żninarugają wiernych, którzy chodzili na dyskoteki w czasie Wielkiego Postu, ich postawę nazywając amoralną i niewychowaczą. W tym samym czasie Episkopat publikuje w Internecie obszerną instrukcję wyborczą, wskazując, czym powinien się kierować katolik przy urnie.
Kilka dni wcześniej w parafii św. Brygidy rozdawane są ulotki opisujące wszystkie grzechy "rządu 13 grudnia" i straszące pigułką "dzień po".
Tymczasem przez media przetaczają się kolejne skandale i niewyjaśnione sprawy z udziałem duchownych, między innymi w diecezji sosnowieckiej.
Czemu służy łopatologiczne pouczanie wiernych i co nam to mówi o kondycji polskiego Kościoła? Dlaczego duchowni wciąż starają się ingerować w życie Polaków? O tym wszystkim rozmawiamy z prof. Stanisławem Obirkiem, teologiem, byłym jezuitą.
Kościół utracił kontakt z rzeczywistością
Piotr Brzózka: Żnin, niedziela, msza święta. Księża pouczają z ambony wiernych, że amoralni, bo chodzili na dyskoteki w czasie Wielkiego Postu. Dokładnie tak jak przed wiekami, z tą różnicą, że komunikat tej samej treści zostaje opublikowany też na Facebooku. Czy tego typu archaiczne połajanki służą polskiemu Kościołowi?
Prof. Stanisław Obirek: Wzdycham głęboko… Czuć, że tamtejsi księża mają poczucie spełnienia ważnego obowiązku przywracania wartości, które powinny kształtować życie codzienne.
Intencja jest szlachetna, tylko pytanie, jak to wygląda w dzisiejszych czasach, gdy mamy do czynienia z tak straszliwym upadkiem autorytetu moralnego Kościoła. Kiedy mamy 14 biskupów odwołanych przez papieża za tuszowanie pedofilii. Kiedy media są pełne skandalicznych, bulwersujących przykładów amoralnych zachowań księży. Opisuje się orgie seksualne, młody człowiek umiera w czasie wizyty u księdza, wiadomo, że nie duszpasterskiej…
To skrajna hipokryzja, przykład zakłamania przedstawicieli instytucji, która nie widzi beli we własnym oku, ale dostrzega drzazgę w oku bliźniego. To jest skrajnie gorszące, irytujące. Myślę jednak, że są to ostatnie gwoździe do trumny tej instytucji. Tak jak się to stało w Irlandii. Mam nadzieję, tego typu zachowania obudzą polskie społeczeństwo, które załaduje takich księży na taczki i wywiezie na śmietnik historii.
W Episkopacie zaszły w marcu zmiany personalne, miał być powiew świeżości. A tu proszę, mija kilka dni i KEP instruuje wiernych, czym się kierować przy urnie wyborczej, znów pojawia się słynne vademecum katolickiego wyborcy…
Biskupi wybrali na następców tych, którzy byli twarzami upolitycznionego katolicyzmu. Nie ma już na czele Episkopatu biskupa Jędraszewskiego, kapłana religii smoleńskiej, nie ma biskupa Gądeckiego, który się wsławił popieraniem barbarzyńskich ustaw trybunału Julii Przyłębskiej, budząc wściekłość młodych kobiet.
W ich miejsce wybrano jednak ludzi o tych samych skrajnie homofobicznych i mizoginicznych poglądach, jak biskup Tadeusz Wojda, czy mniej znany biskup Józef Kupny.
W sytuacji, gdy nowa koalicja rządząca wypowiedziała posłuszeństwo Kościołowi, opowiadając się za jego separacją od państwa, nowi biskupi idą tą samą starą drogą. Znów odwołują się do vademecum, gdzie wpisane są wartości utożsamiane z określonymi partiami, gdzie mówi się o aborcji, związku kobiety z mężczyzną i tak dalej.
Znów są wzbudzane dylematy sumienia u katolików, którzy głosując na PO czy Lewicę wybiorą niezgodnie ze wskazaniem Kościoła. Ale trzeba powiedzieć wprost: to, co sugerują biskupi, to nie są wartości chrześcijańskie, tylko upolityczniona forma religii, która nie różni się szczególnie od szariatu w krajach muzułmańskich, gdzie fundamentalizm religijny jest sposobem na zniewalanie społeczeństw. A zwłaszcza kobiet.
Nie ma w Kościele ludzi o poglądach liberalnych, którzy zwróciliby uwagę choćby na społeczne konsekwencje regulacji poczęć. Ciągle jest ta sama męska dominacja.
Z czego się to bierze? To wyraz pychy? Odklejenie od realiów? Rozpaczliwa obrona status quo i naiwne łudzenie się, że wciąż jest tak, jak kiedyś?
To wyraz absolutnego odklejenia się od rzeczywistości. To brak zrozumienia, że dziś Polak nie dowiaduje się tego, co jest dobre i złe z ambony. Współcześnie mniej niż 30 procent ludzi chodzi do Kościoła. Z danych sprzed 2 lat wynika, że biskupi są autorytetem zaledwie dla 2 procent Polaków.
Rozmawiamy o instytucji w fazie absolutnie schyłkowej, która usilnie stara się nas przekonać, że ma jeszcze jakieś znaczenie. Czasem mówię politologicznie, że polski Kościół przypomina schyłkowego Breżniewa. Wszyscy wiedzieli, że imperium radzieckie się sypie, tylko nie sami aparatczycy. Podobnie jest w tym przypadku. Wszyscy widzą zmiany, tylko Kościół żyje w swoje bańce informacyjnej i stara się przekonać, że jest inaczej.
To, że Kościół ośmiela się dziś pouczać ludzi i mówi, czy wolno chodzić na dyskoteki, jest przejawem skrajnej nieodpowiedzialności, dowodem na brak kontaktu z rzeczywistością