Karolina Bojar-Stefańska sędziowała jeden z najbrutalniejszych meczów A klasy. W spotkaniu pomiędzy Naprzód Brwinów a Partyzantem Leszno pokazała aż sześć czerwonych kartek, chociaż są głosy, że powinno być ich co najmniej kilkanaście. Mazowiecki Związek Piłki Nożnej zajmuje się sprawą, ale zaraz po meczu usunięto nagranie z bijatyki na boisku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Do skandalicznych scen w mazowieckiej A klasie doszło w Wielką Sobotę 30 marca. Karolina Bojar-Stefańska była głównym rozjemcą spotkania pomiędzy drużynami Naprzód Brwinów i Partyzant Leszno. I z pewnością nie spodziewała się tego, co ją czeka, chociaż po meczu piłkarze i działacze obu zespołów mieli sporo uwag do jej pracy.
Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gości 3:2, ale o końcowym wyniku nikt w podwarszawskim Brwinowie nie mówi, w Lesznie zresztą również. Na murawie doszło do potężnej bójki pomiędzy piłkarzami.
Bojar-Stefańska ukarała zawodników aż sześcioma czerwonymi kartkami, z czego pięć pokazała już po końcowym gwizdku. Do tego czterech innych piłkarzy zostało ukaranych żółtymi kartkami.
Karolina Bojar-Stefańska pokazała 6 czerwonych kartek. Skandal w A klasie
Kulisy tego, co działo się na Stadionie Miejskim im. Janusza Kusocińskiego, opisał portal kanalsportowy.pl. "Co najmniej dwie osoby straciły ząb, jedna ma nos złamany. Mniejsze obrażenia i rany innych uczestników meczu Naprzód Brwinów – Partyzant Leszno trudno zliczyć" – czytamy.
– Takiej bitwy z udziałem piłkarzy to chyba jeszcze Polska nie widziała – powiedział anonimowo dziennikarzom były piłkarz niższych lig amatorskich, a obecnie działacz piłkarski. – Chcieliśmy to przeanalizować dokładnie, ale ktoś usunął z internetu nagranie tego meczu. Pewnie dlatego, żeby nie zostało wykorzystane jako materiał dowodowy. Czerwonych kartek powinno być kilkanaście albo i dwadzieścia, a nie tylko sześć – dodał.
Mazowiecki Związek Piłki Nożnej otrzymał już sprawozdanie z meczu, wstępnie zapoznał się ze sprawą i obecnie trwa dochodzenie ws. ustalenia winnych całego zajścia. Jeden z członków zarządu MZPN przekazał portalowi, że "fakty są drastyczne". Sprawą zajmuje się komisja dyscyplinarna, ale na tę chwilę nie wiadomo, kto zawinił ani kto poniesie konsekwencje i jakie.
Usunięte z sieci nagranie, które mogłoby być dowodem w sprawie, to jednak nie wszystko – Kanalsportowy.pl podaje, że w tym meczu nie było też oficjalnego obserwatora sędziowskiego.
"To wyglądało jak zawody masowe w MMA"
Jak relacjonowali kibice, którzy byli na sobotnim meczu w Brwinowie, w bijatyce na pięści wzięło udział co najmniej kilkunastu zawodników obu drużyn. Jeden z nich stwierdził, że "to wyglądało jakzawody masowe w MMA".
Do sprawy odnieśli także przedstawiciele obu klubów. Trener AP BKS Naprzód Brwinów powiedział, że nie wie, z czego wyniknęła awantura. I dodał, że nikt z klubu nie nagrywał tego meczu.
– Oni pewnie będą twierdzić, że to nasza wina, a my będziemy twierdzić, że to ich wina. Rozmawiałem ze swoimi zawodnikami. Powiedzieli mi, że jeden z rywali odepchnął naszego gracza, zaczęli się odpychać, podbiegł jeden gracz z Partyzanta i uderzył naszego, jak to się mówi, z partyzanta – stwierdził Piotr Zagrajek.
Dziennikarze zadzwonili też do prezesa Partyzanta Leszno. Nie chciał on jednak odpowiedzieć na pytania dotyczące między innymi tego, dlaczego nagranie z meczu zostało usunięte, a opublikowano jedynie skrót.