Post, który Vito Bambino opublikował po rozdaniu Fryderyków, wywołał skrajne emocje wśród odbiorców. "Dałem się omamić. Nawet czułem jakiś rodzaj dumy. Dosłownie na moment opuściłem gardę – tylko po to, by dostać plombę prosto w ryj" – przyznał po ogłoszeniu wyników.
W tym roku triumfował Lech Janerka, który zgarnął aż pięć statuetek, m.in. w kategoriach: "artysta roku", "autor roku" czy "kompozytor roku".
Vito po porażce zapowiedział, że w przyszłości już nie będzie zgłaszał swoich utworów do ZPAV (Związku Producentów Audio Video). Tymczasem w rozmowie z Żurnalistą wrócił do sprawy. Odniósł się do wyboru kapituły i zwycięstw Janerki.
– Utwór roku, jeśli nikt go nie zna, to jest dla mnie jakiś żart – przyznał. – Oni (komisja – przyp. red.) ryczałtowo zobaczyli to nazwisko i wszystko, w każdej kategorii – klik, klik, klik. Ja też mogę klikać. Po prostu jak widzę tę listę ZPAV raz w roku, to tego maila kasuję. To jest słaby interfejs do głosowania, wygląda jak w średniowieczu. Ale te dinozaury tam klikają. Ja wiem, co się wydarzyło, jaka była dynamika. 'O, wielki mistrz wrócił' – stwierdził Vito Bambino.
***
***
W dalszej części rozmowy artystka nie ukrywał, że od ludzi z branży słyszał o tym, że nagrody we wspomnianym plebiscycie mogą być przyznawane w wątpliwy sposób.
– Tak jak zawsze mówili, że tam jest kółko wzajemnej adoracji, tak w tym roku wydawało mi się, że – i może to jest aroganckie myślenie – że coś dla mnie tak ważnego naprawdę zostało docenione – dodał.
Zresztą gadam sobie z branżą i wiem, co ten album z niektórymi robił i wielokrotnie zderzałem się z tym zdaniem, że właśnie to jest o jedno więcej niż album, że to jest tyle szczerości, że to bywa, jak terapia i tak dalej. Pamiętając o tym wszystkim, nagle dostajesz osiem nominacji. Jesteś przekonany, że w ogóle wygrałeś wszystko i najgorsze – że zasłużyłeś na te nagrody. I w tym momencie zapominasz, czym one naprawdę są. Co to jest w ogóle za cyrk.
– Ja zapomniałem na chwile, że ani tego nie potrzebuje, ani tego nie lubiłem nigdy zbytnio, a nagle jestem w tym sosie, jak jakaś pieczarka i jeszcze jestem smutny. Mnie siebie jest wstyd – podsumował Vito, którego płyta "Pracownia" ukazała się rok temu i zbierała dobre recenzje.