Po pożarze hali Marywilska 44 ruszyła lawina spekulacji ws. przyczyn zdarzenia. Pojawiły się nawet głosy, że za dramatem w Warszawie może stać "grupa dywersyjna". "Każdy duży pożar, każda katastrofa może być elementem działań dywersyjnych kierowanych ze wschodu" – napisał poseł Koalicji Obywatelskiej Witold Zembaczyński.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Co ciekawe, strażacy byli na miejscu po 11 minutach od otrzymania zgłoszenia i już wtedy stwierdzili, że ogień obejmuje około 2/3 ogromnego obiektu.
Ruszyła lawina podejrzeń po pożarze Marywilskiej
Wyjaśnijmy, że spółka Marywilska 44 należy Grupy Kapitałowej Mirbud. Zarządza wieloma nieruchomościami, w tym halą, która spłonęła w niedzielę nad ranem. W centrum handlowym mieściło 1400 lokali, a jeszcze cztery lata temu odwiedziło je 5,5 mln klientów.
Cały czas niejasne są okoliczności, w jakich doszło do pożaru. Jak pisaliśmy w naTemat, w niedzielę mówił o tym komendant główny Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Mariusz Feltynowski.
Nie chciał wdawać się w spekulacje na temat tego, czy doszło do podpalenia, przyznał jednak, że "sytuacja była dziwna". – Z naszego doświadczenia wynika, że jednocześnie ogień był w kilku miejscach albo na dużej powierzchni. Być może nagromadzenie materiałów, przede wszystkim ubrań, powodowało, że ten pożar bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Z reguły po 11 minutach nie jest taka wielka powierzchnia objęta pożarem – stwierdził.
W mediach społecznościowych wrze jednak od podejrzeń na temat tego, co lub kto mógł doprowadzić do pożaru. Wiceministra klimatu i środowiska Urszula Zielińska zwróciła się do służb z pytaniem, czy pogorzelisko właściwie zabezpieczono na potrzeby śledztwa.
"Wielka hala spłonęła w tempie, które wzbudziło podejrzenia wśród samej Straży Pożarnej. Hala była monitorowana i musiała mieć system ochrony przeciwpożarowej, który ewidentnie nie zadziałał. Nie wiadomo nic o zabezpieczeniu monitoringu podczas ewakuacji pracowników ochrony" – zauważyła.
"Dla mnie ten pożar to nie przypadek. Raczej to sprawdzian wiadomych grup dywersyjnych" – napisał Maciej Lisowski, komentator i analityk, zajmujący się m.in. białym wywiadem.
"Niestety mam podobne obawy i mam nadzieję, że się mylę. Marywilska to jeden z symboli pomocy Ukrainie" – skomentowała analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Anna Dyner.
"Pożar na Białołęce i wszelkie takie tragiczne przypadki muszą być szczegółowo analizowane przez służby specjalne. Każdy duży pożar, każda katastrofa może być elementem działań dywersyjnych kierowanych ze wschodu" – napisał poseł Koalicji Obywatelskiej, Witold Zembaczyński.
Ruch Miasto Jest Nasze sugeruje z kolei, że za sprawą mogą stać deweloperzy, którzy mogliby chcieć zagospodarować ten teren. "Czy ogromny pożar hali Marywilska 44 to kolejny w Warszawie pożar deweloperski?" – pytają.
Wiceprezydent Warszawy Tomasz Bratek już się do tego odniósł i stwierdził, że teren przy Marywilskiej 44 jest własnością miasta, ale dzierżawi go spółka, która poddzierżawia boksy handlowe indywidualnym przedsiębiorcom. Jak dodał, "miasto nigdy nie miało w planach sprzedaży tej działki".
– Nie ma tutaj planu miejscowego. Umowa była celowa pod halę handlową i w związku z tym, że jest to umowa terminowa, to i cel dzierżawy nie może ulec zmianie – powiedział Tomasz Bratek w rozmowie z PAP, cytowany za serwisem forsal.pl.
"Jak to możliwe, że w tak szybkim tempie pożar strawił tak olbrzymią powierzchnię?? Tam nie były składowane materiały łatwopalne, to była hala kupiecka" – skomentował radny Warszawy Jan Mencwel.
Z kolei ekspert ds. pożarnictwa nadbryg. Ryszard Grosset w rozmowie z Onetem powiedział: – Nie chcę oczywiście niczego przesądzać, bo od tego są sądy i biegli, ale moje doświadczenie podpowiada mi, że mogło dojść do celowego podłożenia ognia.
Warto podkreślić, że władze spółki Marywilska 44 publicznie obiecują pomoc najemcom i deklarują, że obiekt zostanie odbudowany.