Pierwszy raz został ojcem w wieku 33 lat. – Kiedy urodził się Piotrek, wydawało mi się, że inaczej pokieruję swoim życiem, relacjami z synem. Życie to zweryfikowało. Rozwiodłem się, ale nie zwalniało mnie to z obowiązków. Starałem się, tyle że byłem "niedzielnym ojcem" – wspomina w rozmowie z naTemat.pl Konrad Lenkiewicz, filmoznawca i krytyk filmowy. Wiele lat później ponownie został tatą. Marysia przyszła na świat, kiedy on był już po pięćdziesiątce. Czy był inny jako ojciec?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tekst jest częścią akcji redakcyjnej portalu naTemat pt. "Tato, nie wstydź się". Chcemy nią zwrócić uwagę na kwestię zdrowia psychicznego ojców. Stosunek mężczyzn do okazywania uczuć, szczerej rozmowy o problemach, może mieć ogromny wpływ na rozwój oraz samopoczucie ich dzieci. Publikujemy serię materiałów, w których dotykamy tego zagadnienia z wielu stron. W ramach akcji wspólnie z Wellbee uruchomiliśmy również bezpłatną anonimową infolinię dla osób potrzebujących wsparcia. Będzie aktywna przez miesiąc.
Mateusz Przyborowski: Zaskoczył mnie pan.
Konrad Lenkiewicz: Czym?
Kiedy zadzwoniłem do pana i powiedziałem o naszej akcji "Tato, nie wstydź się", od razu się pan zgodził na rozmowę. Wielu mężczyzn nie chce mówić publicznie o swoich relacjach z dziećmi.
Doskonale to rozumiem, ponieważ to są sprawy bardzo osobiste. A relacje w rodzinach bywają różne i wynika to z rozmaitych przyczyn. I nie wszyscy chcą o tym mówić otwarcie. Ja mogę powiedzieć jedno: 70 lat żyję na tym świecie, wiele widziałem, wiele przeżyłem, wielu moich przyjaciół, znajomych miało rozmaite, czasami bardzo skomplikowane relacje rodzinne. Ja również miałem niestandardowe. Ale jakoś przeżyłem i na dziś jestem z nich bardzo zadowolony.
Ile miał pan lat, kiedy pierwszy raz został ojcem?
33 lata, Piotrek urodził się w 1985 roku.
Widział pan, jak się odnaleźć w tej roli?
(Chwila ciszy). Nie do końca. Musiałem się odnaleźć i tyle.
Zmierzam do tego, że synowie uczą się od swoich ojców, jak być ojcem i w ogóle mężczyzną.
Poruszył pan temat dla mnie może nie tyle bolesny, co trudny. Mój ojciec był lekarzem, postawił na karierę naukową. Zrobił doktorat, potem habilitację. I w zasadzie całe swoje życie poświęcił nie dzieciom, tylko pracy zawodowej.
Pamiętam, jak poszliśmy z ojcem do kina na film "Garbus", ale w kinie Polonia nie było już biletów. I ojciec, żeby nie sprawić mi zawodu, kupił te bilety od konika, który stał przy kinie. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, bardzo niekomfortowo, ale pamiętam to do dzisiaj, bo takie sytuacje były nieliczne. Pamiętam wspólne wczasy, biwaki. Były to sytuacje dosyć wyjątkowe.
Poza tym ojciec ciągle pracował, do mnie nie mogli przychodzić koledzy, telewizor gasiło się o godzinie 20:00. Wszystko było podporządkowane jego karierze zawodowej.
Miał pan żal do ojca?
Tak. Być może dlatego bardzo szybko wyszedłem z domu i się usamodzielniłem. Moje relacje z ojcem poprawiły się dopiero wiele lat później – kiedy po studiach w Krakowie wróciłem do Olsztyna. Zobaczyłem ojca w innym zupełnie świetle – że jest naprawdę wybitnym lekarzem, naukowcem, który spotykał się z wielkim szacunkiem otoczenia, pacjentów, pracowników. Wykształcił całą kadrę doktorantów, cała okulistyka na Warmii i Mazurach wyszła spod ręki mojego ojca.
Mój żal zamienił się w szacunek i pewne zrozumienie. Jego celem życia było zupełnie coś innego. Dom był, ale on pozostawał w jego cieniu. Pomyślałem sobie wtedy, że moje życie będzie wyglądać inaczej. Już wtedy pracowałem na uczelni, w redakcji "Warmia i Mazury", prowadziłem dyskusyjny klub filmowy, myślałem o doktoracie. To wszystko było, ale nie musiało być.
Kiedy urodził się Piotrek, wydawało mi się, że trochę inaczej pokieruję swoim życiem, relacjami z synem. Życie to zweryfikowało.
Rozwiódł się pan z pierwszą żoną.
Nie zwalniało mnie to jednak z obowiązku bycia ojcem i moich postanowień. Starałem się, tyle że byłem "niedzielnym ojcem". Wielkim plusem było natomiast to, że rozwiodłem się z żoną w wielkiej zgodzie i do dziś się przyjaźnimy. Zostawiłem im mieszkanie, potroiłem alimenty uzgodnione w sądzie, nie było między nami żadnego konfliktu. Po prostu nie dogadaliśmy się w życiu.
Zabierałem Piotrka do mojego mieszkania w niemalże każdy weekend, wspólnie spędzaliśmy wakacje, naszą tradycją były coroczne spływy Krutynią i wspinaczki po górach. Uważam, że wywiązywałem się z ojcostwa dokładnie, z tym że nie byłem dla niego ojcem na co dzień.
Nasze relacje stały się najbliższe, kiedy syn był już studentem. Ne było dnia, byśmy nie rozmawiali przez telefon. Bardzo mi pomógł w prowadzeniu kina Awangarda 2 w Olsztynie zwłaszcza w zdobywaniu funduszy unijnych. Syn już ma swoje dzieci, a ja czekam, żeby jeszcze trochę podrosły, żebyśmy mogli wspólnie ruszyć na spływ kajakowy.
Czy myśli pan, że syn miał jakieś poczucie żalu?
Nie spotkałem się z taką sytuacją. Jak wspomniałem, rozwiodłem się z pierwszą żoną w zgodzie, więc syn nie musiał stać w rozkroku. W moim mieszkaniu miał swój pokój, który sobie sam urządził. Urodziny czy imieniny spędzaliśmy wspólnie z byłą żoną. Piotrek nie musiał wybierać między matką a ojcem.
Chociaż nigdy nie zapomnę jego twarzy, kiedy już wiedziałem, że wyprowadzę się ze wspólnego mieszkania. Byliśmy na fajnym wypadzie, przyjechaliśmy pod blok i powiedziałem, że już nie idę na górę. Tamtą chwilę zapamiętam do końca życia.
Po latach ponownie został pan ojcem.
Najpierw się ożeniłem. Moja żona jest ode mnie młodsza o 20 lat. I teraz się pan zdziwi: kto najbardziej namawiał mnie do tego małżeństwa?
Była żona?
Żeby było jasne: to nie było przyczyną naszego rozstania, ponieważ moją obecną żonę poznałem wiele lat po rozwodzie. Obie się znały, nawet razem pracują w kinie przy programie edukacji filmowej. Kiedyś byliśmy na kawie z byłą żoną i powiedziała mi, że jeśli się nie ożenię, to będę idiotą. Miałem obawy, bo byłem tzw. kawalerem z odzysku, w dodatku po pięćdziesiątce. Marysia urodziła się, kiedy miałem 53 lata.
Od początku wiedziałem, że to będzie dziewczynka. Byłem pierwszą osobą, która po narodzinach trzymała ją na rękach i je wykąpała. Chyba każdy ojciec rozumie dumę, kiedy na świat przychodzi córka. Byłem aktywny w życiu publicznym Olsztyna, zabierałem Marysię na każde możliwe wydarzenie.
Piotrka zaraziłem dobrą muzyką, królowali Deep Purple, Black Sabbath, Led Zeppelin. Marysia również od małego słuchała dobrej muzyki, a jej ulubionym zespołem jest olsztyński Czerwony Tulipan. Kiedy poszła do szkoły muzycznej, powiedziała, że chce grać na gitarze, "bo Stefan Brzozowski z Czerwonego Tulipana gra na gitarze". Marysia i Piotrek mają również dobre relacje.
Kiedy córka przyszła na świat, był pan już doświadczonym facetem. Na nowo musiał uczyć się pan ojcostwa?
Nie. Widziałem, że ojcostwo w tym wieku opiera się na kompletnie innych filarach niż kiedyś. Młodzi dziś gonią: za pracą, za zarabianiem pieniędzy, za dorabianiem się, za mieszkaniem, za samochodem i tak dalej. Mają swoje ambicje, ale też chcą żyć wygodnie. Natomiast ja to wszystko miałem i nie musiałem o to wszystko walczyć.
Ja ze swoim ojcem nigdy nie potrafiłem rozmawiać o moich miłościach szkolnych czy problemach. Marysia mówi mi o wszystkim. Nie ma tematu, którego nie moglibyśmy poruszyć.
Wie pan, mam też świadomość, że prędzej czy później odejdę z tego świata, ale mam nadzieję, że Marysia będzie postępowała ze swoimi dziećmi tak samo.
"Dziś moja Marysia kończy 19 lat. W dniu jej urodzin posadziłem tradycyjnie lipę. 'Lipa Marysia' wygląda teraz tak okazale. Córeczko z całego serca życzę Ci: rośnij piękna, zdrowa i szczęśliwa jak ta lipa. Spełniaj wszystkie swoje najskrytsze marzenia i plany. I pamiętaj, kocham Cię i jestem z Ciebie bardzo dumny" – takie życzenia kilka dni temu złożył pan córce na Facebooku.
Przez pięć lat ta lipa nie chciała się przyjąć, więc chwyciłem siekierę i powiedziałem, że ją zetnę. Chyba posłuchała, bo dziś jest pięknym drzewem. Na prezent wręczyłem córce piękny obraz tej lipy, a żona sprezentowała jej tatuaż, który bardzo chciała mieć. Proszę sobie wyobrazić, że przedstawia on dwa serca, a w nich dwie litery: L, czyli mama Lidia, w drugim K, czyli tata Konrad.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oczywiście Marysia z mamą również się dogadują, ale te relacje są zupełnie inne. Mocno to obserwuję i wiadomo, że czasami pokłócą się o coś, co ja nazywam duperelami, bo wieczorem jest sprzeczka, a rano jest wielka miłość. Ja tego unikam, bo po co?
Z żoną jesteśmy też otwarci na wszystkich przyjaciół i znajomych córki. Marysia jest dla nas ważna, więc wszyscy jej przyjaciele są również naszymi przyjaciółmi. Wiadomo natomiast, że chyba jak każdy ojciec jestem o nią zazdrosny.
Przygotowując się do naszej rozmowy, znalazłem w sieci taki opis: "Ojciec, który zalewa córkę swoimi uczuciami, może spowodować, że będzie ona później miała problemy w związkach. Jeżeli jest na każde 'zawołanie' córki, spełnia wszystkie zachcianki, usuwa przeszkody, traktuje jak księżniczkę – daje jej nieświadomy przekaz, że wszyscy mężczyźni są ulegli, słabi i pokorni. Dorosła kobieta, którą jego córka się stanie, wchodząc w związki, samoistnie przyjmie postawę dominującą i wymagać będzie od mężczyzn bezwarunkowego podporządkowania i traktowania jej z przywilejami. Z drugiej strony ojciec, który ogranicza się tylko do dopilnowania i wykarmienia dziecka, jest chłodny uczuciowo i będzie w relacji z córką utrzymywał dystans".
Wie pan, jest w tym sporo racji. Marysia jest studentką pierwszego roku, miała do wyboru studia w innym mieście, ale została w Olsztynie, bo chciała być przy nas. Mam świadomość, że w którymś momencie wyfrunie z rodzinnego miasta. Czasami myślę sobie, że jestem zbyt nadopiekuńczy, ale…
Skończyłem 70 lat, ale czuję się bardzo dobrze, jestem aktywny zawodowo i wszystko jest w porządku. Nie ma jednak dnia, żebym nie przeczytał, że ktoś z moich znajomych odszedł z tego świata. Moja mama ma 98 lat i liczę, że odziedziczyłem po niej geny, ale życie pisze różne scenariusze. Cieszę się, że mogę spędzać z córką każdy dzień, że mogę jej pomóc i opiekować się nią.
Zawstydzało pana kiedykolwiek okazywanie czułości dzieciom? Mężczyźni często mają problem z publicznym wypowiedzeniem słów "Kocham cię".
Nigdy. Nie mamy żadnego problemu z tym, żeby przy kolegach czy koleżankach Marysi powiedzieć sobie nawzajem "Kocham cię".
Bardzo otwarcie mówi pan o swoim tacierzyństwie.
Uważam, że o roli ojca nie mówi się w Polsce wystarczająco dużo. W ogóle czasy są zupełnie inne, ja wchodziłem w dorosłość bez telefonu, internetu i social mediów. A teraz nastąpiła taka druga rzeczywistość. Nie okazujemy sobie bliskości, prawdziwych uczuć, często żyjemy w świecie wirtualnym. Okazywanie uczuć bliskim stało się czymś nienormalnym, nieoczywistym, a dzieci żyją same sobie.
Czy czegoś pan żałuje jako ojciec?
Tego, że nie jestem o 20 lat młodszy. I tego, że w przeszłości nie miałem tej wiedzy, jaką mam obecnie.
A czego nauczył się pan od swoich dzieci?
Dziecko musi mieć poczucie, że matka i ojciec są nie tylko jego rodzicami, ale także przyjaciółmi. Każdy rodzic powinien się tego nauczyć, bo dziecko samo nigdy tego nam nie powie. W trudnych momentach do kogo ma przyjść? Do koleżanki, do konfesjonału?
Uważa pan, że jest dobrym ojcem?
O to musiałby pan już zapytać Piotrka i Marysię.
To inaczej: czuje się pan spełniony w roli ojca?
Zawsze może być lepiej, ale bardzo mocno się staram.
Czy ja to przeżywałem? Kiedyś tak, bo nie miałem ojca na co dzień. Był pochłonięty pracą, rzadkością były wspólne zabawy, gra w piłkę, wychodzenie do kina, a nawet jeżeli takie momenty były, to naprawdę od święta i ja do dzisiaj je pamiętam.
Moje ojcostwo opierało się – i nadal się opiera – na trzech filarach. Po pierwsze cierpliwość, czego młodym kompletnie brakuje. Po drugie tolerancja i wyrozumiałość. Uważam, że nie ma sensu robić problemów z jakichś małych rzeczy. Życie jest za krótkie. A trzecia sprawa to rozmowa – trzeba z dzieckiem rozmawiać.