– Wszyscy są zbulwersowani tym, jakim sposobem się tu znalazł. Po trzech latach całkowitej ciszy? Dlatego dyskutujemy o tym, czy to możliwe, żeby w takiej małej pipidówce jak nasza gmina, w której mieści się tak maleńka wioska, jak Borowce, można było przeżyć tyle czasu i nie być przez nikogo zauważonym – mówi nam mieszkaniec Dąbrowy Zielonej.
– To jest raczej niemożliwe. Niemożliwe jest, żeby ktoś tu na miejscu mu pomagał. To taka mała wieś, że domy na palcach by policzył, wszyscy się znają. Wszystko raczej wskazuje na to, że został tu przez kogoś przywieziony. Chyba większość ludzi uważa, że to raczej nie mogło być samobójstwo – mówi mężczyzna.
Czyli że co się mogło stać?
– Niektórzy mówią, że mógł być powiązany z jakąś mafią. Może czerpali z niego jakieś profity, ale np. z jakiegoś powodu skończyła się ich cierpliwość i postanowili zakończyć tę zabawę. Trudno powiedzieć – odpowiada.
– Nie mam pojęcia. A jeżeli to było samobójstwo, to przecież też nie wziął się tu z kosmosu. Ktoś musiał go tu przywieźć, to niemożliwe, że dotarł tu sam. Cały czas są też pytania, z czego przez te trzy lata żył. Jeżeli ktoś mu pomagał, to chyba nie za nic. Wiedząc o tym, że jakby to się wykryło, jakie konsekwencje by ponosił – spekuluje.
Od teorii wokół Jacka Jaworka tu, w okolicy, aż wrze. Ale trzeba przyznać, mnóstwo osób nie chce już o tym rozmawiać.
Przypomnijmy, ciało miało ranę postrzałową głowy. Leżało przy boisku w Dąbrowie Zielonej, niedaleko cmentarza parafialnego, ośrodka zdrowia i szkoły, w pobliżu drogi na Borowce. 19 lipca rano odkryli je pracownicy, którzy porządkowali ten teren. Obok leżała broń.
Mieszkaniec Dąbrowy: – Były też takie plotki, że dzień wcześniej był na cmentarzu, złożył kwiaty na grobie brata, bratowej i bratanka i zaświecił świeczkę. Stamtąd jest już rzut beretem do miejsca, gdzie skończył życie. Z tego miejsca nawet jest widoczny cmentarz. Mógł stać tam i widzieć cmentarz. Ale to wszystko tylko domniemanie.
– Były u nas chyba wszystkie możliwe stacje telewizje. Wszyscy jesteśmy już tym umęczeni. I co mam pani powiedzieć? Wszystkie teorie są prawdopodobne. Która najbardziej? Tego nikt nie wie i nikt prawdy się nie dowie, jeżeli nasza polska cudowna policja nic nie wskaże. Do tego czasu każda z teorii, o której mówią ludzie, jest możliwa i realna – kwituje inny z mieszkańców.
Kolejny: – Zdania są podzielone. Nie wiadomo, czy coś nim kierowało, czy ktoś nim kierował. I czy ktoś mógł go ukrywać. Takie są rozmowy między ludźmi, ale my naprawdę nic nie wiemy. Tyle, co z mediów.
Ale wysyp hipotez jest niemały i jeszcze bardziej nakręca emocje. – Jest ich sporo. Ludzie ciągle o tym rozmawiają – słyszę.
– że na nagraniu z monitoringu miało być widać, jak mężczyzna kilkanaście godzin przed znalezieniem zwłok odbiera sobie życie – oddaje dwa strzały, drugi miał być śmiertelnym.
– że prawdopodobnie został przywieziony na ten teren samochodem, co miałoby wskazywać, że mógł mieć pomocnika.
– że mieszkańcy nie słyszeli żadnego strzału i nie wierzą w samobójstwo.
– że był za granicą, ale miał wrócić, by odwiedzić grób rodziny. I targany wyrzutami sumienia, odebrał sobie życie.
– że w ciągu ostatnich lat nie zmienił swojego wyglądu.
Wśród teoretycznych spekulacji pojawiła się też taka, że mogła ukrywać go kobieta.
"To mogła być zakochana w nim kobieta, która najpierw widziała w nim skrzywdzonego mężczyznę, ale potem uznała, że z tej relacji nic nie będzie" – taką teorię dorzuciła w rozmowie z Onetem prof. Ewa Gruza z Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
– Kobieta? Pierwsze słyszę. To dla mnie nowość. Ja myślę, że mieszkał za granicą, bo tam wcześniej pracował, więc pewnie miał jakieś kontakty. To najbardziej prawdopodobny scenariusz. Załóżmy, że pracował pod jakąś przykrywką, żeby mieć pieniądze. I tak sobie żył do czasu aż sumienie mu pozwalało. Ale przyszła trzecia rocznica morderstwa i pewnie organizm i głowa nie wytrzymały. Ktoś jednak musiał to wyreżyserować – uważa mieszkaniec gminy.
– No właśnie tu też są różne rozmowy, że nie zrobił tego sam. No i mieszkańcy mówili, że nic nie słyszeli. Jeszcze na drugi dzień policja wszędzie rozpytywała. Naprzeciwko jest duży ośrodek zdrowia, dużo osób tam mieszka. Wszyscy byli rozpytywani i raczej nikt nic nie słyszał – mówi.
W rozmowie z "Faktem" jedna z mieszkanek relacjonowała: "Z tyłu plebanii padły strzały i ksiądz by nic nie usłyszał? To mi trochę śmierdzi. Znałam go, z moich z obserwacji, dla mnie to była osoba, która mogłaby popełnić samobójstwo tylko w jednym wypadku: gdyby był osaczony i nie miałby wyjścia, wtedy by to zrobił… A może miał już dosyć ukrywania się".
Ale to nie koniec domysłów.
Mieszkaniec Dąbrowy: – Niektórzy mówią, że może ukrywał się w swoim domu. Dom stoi, jak stał. Nikt tam nie mieszka. Czasem widać było tylko, że okna są uchylone.
Czy w ogóle byłoby to możliwe? Pytanie czysto hipotetyczne.
– Nie, no przecież powietrzem nie żył. Oczywiście może ktoś mógłby przynosić mu jedzenie, ale to jest niemożliwe, że ktoś kiedyś by tego nie zauważył – odpowiada mężczyzna.
Jest jeszcze taka teoria, przedstawił ją psycholog policyjny i profiler Dariusz Piotrowicz w rozmowie z Polskim Radiem.
– Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna hipoteza jest taka, że ukrywał się doraźnie. Albo w lasach, albo u jakiegoś znajomego, albo w zabudowaniach, które dobrze znał – powiedział.
Mieszkaniec Dąbrowy: – Nie ma też szans, żeby ukrywał się w pobliskich lasach. To jest niemożliwe. Przy takim przeczesaniu lasu przez różne rodzaje wojska, policji, sprzętu, psów? Drony, nie drony, tu wszystko było. Znajdywali np. zakopane kości zwierząt. To jego by nie znaleźli? To niemożliwe. I raczej niemożliwe, żeby ktoś w okolicy go ukrywał – mówi.
W rozmowie z "Faktem" była sołtys Borowiec też stwierdziła, że wątpi, by ktoś blisko go ukrywał: "Wątpię, takich odważnych tutaj nie ma. W Borowcach owszem miał znajomych, ale przyjaciół w ościennych miejscowościach raczej nie".
Przypomnijmy. Zbrodnia, która wstrząsnęła Polską, miała miejsce w Borowcach w nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku. Zginął 44-letni Janusz, jego żona Justyna i ich syn Jakub. O potrójne zabójstwo od początku podejrzewany był brat zamordowanego – 52-letni wówczas Jacek Jaworek., który od tamtej pory był nieuchwytny.
Aż do 19 lipca. Od tego czasu praktycznie codziennie mamy do czynienia z serialem pod tytułem "Jacek Jaworek".
– Na podstawie wstępnych wyników sekcji zwłok mężczyzny stwierdzono, że przyczyną zgonu były obrażenia głowy, powstałe na skutek jednokrotnego postrzelenia z broni palnej. Na ciele denata nie ujawniono innych obrażeń" – przekazał rzecznik prasowy PO w Częstochowie prokurator Tomasz Ozimek.
Od dnia ujawnienia zwłok podejmowano też czynności zmierzające do wyjaśnienia okoliczności zdarzenia, a w szczególności ewentualnego udziału w nim osób trzecich.
Śledczy mają badać, gdzie ukrywał się mężczyzna. I czy odnaleziona broń jest tą, którą popełniono zbrodnię w Borowcach w 2021 roku.
– Skąd w ogóle on miał pistolet? Do tego trzeba mieć naboje. Trzeba za to zapłacić. O tym też rozmawiamy. To wszystko nie jest takie oczywiste – mówi jeden z rozmówców.
Jako podejrzany o zabójstwo Jacek Jaworek poszukiwany był listem gończym, europejskim nakazem aresztowania i czerwoną notą Interpolu.
– Na pewno czujemy ulgę, że to się kończy, bo jednak do tej pory istniało jakieś niebezpieczeństwo. Mamy nadzieję, że teraz śledztwo się zamknie – mówi jeden z mieszkańców.
Trzy lata temu przeżywali horror. – Najgorzej było przez pierwsze pół roku. Nie chodziło się do lasu, bo nie wiadomo było, gdzie on mógł być. Potem wszyscy myśleli, że albo nie żyje, albo wyjechał za granicę. Teraz jest ulga – mówi inny.
Kompromitacja policji? Dużo się o tym mówi w kontekście tej sprawy.
– To jakiś szczególny przypadek, że nie mogli sobie poradzić. Ale to się zdarza. Czasem słychać, że policja znalazła kogoś po wielu latach. Nie wiemy tylko, czy sam ich trochę wykiwał, czy ktoś mu pomógł – mówi.
Czytaj także: