Myślisz: Szwajcaria, mówisz: scyzoryki, zegarki, Alpy, pyszne sery i wino. To wszystko prawda, ale jest coś jeszcze. Bo choć odwiedzasz jeden kraj, tak naprawdę czujesz, że jesteś… w czterech – Szwajcarii właśnie, ale też w Niemczech, we Włoszech i Francji. Mentalnie, językowo, kulturowo i pogodowo. A gdyby tak zwiedzić ten kraj pociągami panoramicznymi na trasie Grand Train Tour? My wybraliśmy się w taką podróż i... nie mogliśmy oderwać oczu od okien!
Francuska kultura, niemiecka precyzja, włoskie dolce vita. Z tej mieszkanki wyjdzie nam Szwajcaria, czyli miks tego, co Europa ma najlepsze, a do tego w solidnym szwajcarskim wydaniu.
Ośnieżone szczyty, malownicze miasteczka, liczne jeziora i pyszne jedzenie – w tym niewielkim kraju, który charakteryzuje się wielokulturowością i różnorodnością językową (aż cztery urzędowe!), można się zakochać. A my, dzięki uprzejmości
Switzerland Tourism, mogliśmy zwiedzić go zza okien pociągów – równie urokliwych, jak trasy, którymi podążaliśmy.
I ani razu nie przyszło nam do głowy, żeby w trakcie tej podróży wyciągnąć książkę z plecaka...
Grand Train Tour, czyli niezapomniana podróż koleją po Szwajcarii
W Szwajcarii spędziliśmy kilkudniowy city break: w piątek dotarliśmy do Zurychu, we wtorek wróciliśmy do Warszawy. Po drodze zwiedziliśmy Lucernę, Montreux z zamkiem Chillon, Lugano i Chur. Do każdego z tych miast dojechaliśmy pociągami – w sumie pokonaliśmy ponad 800-kilometrową trasę.
I to zarówno "zwykłymi" składami (rozkłady jazdy można na bieżąco sprawdzać w intuicyjnej aplikacji SBB), jak i tymi, z których słynie Szwajcaria, czyli na trasie
Grand Train Tour.
Cała trasa, licząca aż 1280 km, wiedzie przez miejsca światowego dziedzictwa UNESCO – od lodowców do jezior, od wznoszących się ku niebu szczytów gór do klimatycznych miast. A to wszystko na pokładzie pociągów panoramicznych kursujących ze znaną wszędzie szwajcarską precyzją i punktualnością.
O tym jednak za chwilę, bo część naszej uwagi należy się także wspomnianym już "zwykłym" pociągom. Są one: punktualne, ciche, czyste i przestronne, co sprawia, że podróżowanie nimi to czysta przyjemność. W dodatku sieć kolejowa w Szwajcarii jest tak dobrze rozwinięta, że czuliśmy się, jakbyśmy poruszali się komunikacją miejską w jednym mieście, a nie na długich, czasami kilkusetkilometrowych trasach.
Dzięki Swiss Travel Pass mogliśmy swobodnie przemieszczać się pomiędzy miastami, nie martwiąc się o kolejne bilety. Pomocny był dla nas także specjalny
przewodnik Grand Train Tour of Switzerland, w którym opisane są nie tylko najpiękniejsze zakątki Szwajcarii, ale także znajdziemy w nim opis wszystkich tras czy rodzaje pociągów, które same w sobie są już atrakcją.
Chodząc po klimatycznych mostach
Pierwszy punkt naszej podróży to zwiedzanie Lucerny – bramy do Centralnej Szwajcarii, znanej szczególnie ze swoich drewnianych mostów. Z Zurychu dojechaliśmy tam oczywiście pociągiem. I pierwsze zaskoczenie: wcale nie trzeba wcześniej rezerwować miejsc. Pociągi jeżdżą tak często, że nie ma takiej potrzeby, bo każdy i tak znajdzie miejsce siedzące.
82-tysięczne miasto, położone nad Jeziorem Czterech Kantonów, otoczone jest panoramą gór ze szczytem Pilatus, rozległym masywem w Alpach Urneńskich. Tuż po wyjściu z dworca kolejowego Lucerna zachwyca swoim urokiem i atmosferą, w której nowoczesność harmonijnie łączy się z historią.
Pierwszym punktem naszego wieczornego zwiedzania był zadaszony Most Kapliczny z XIV wieku, symbol miasta, a zarazem najstarszy drewniany most w Europie. Spacerując po nim, naszym oczom ukazały się malowane panele przedstawiające wydarzenia z historii Lucerny i samej Szwajcarii, w tym m.in. biografie patrona miasta św. Leodegara i patrona kraju św. Maurycego.
Sam most łączący oba brzegi rzeki Reuss również ma unikalny klimat, szczególnie w towarzystwie wieży Wasserturm, dawniej pełniącej m.in. funkcję wieży strażniczej, skarbca, więzienia, a nawet... miejsca tortur.
Po kilkunastominutowym spacerze starówką dotarliśmy do niewielkiego parku, w którym znajduje się wykuty w kamieniu pomnik umierającego lwa Lucerny. Poświęcony jest on gwardzistom, którzy zginęli w obronie króla Francji Ludwika XVI podczas ataku rewolucjonistów francuskich na Pałac Tuileries w Paryżu (10 sierpnia 1792).
Uderzająca jest nie tylko sama rzeźba (odsłonięta w 1821 roku), ale także... cisza. Turystów w tym miejscu naprawdę spotkaliśmy niewielu. Utrwalony w skale umierający lew to symbol tragizmu i bohaterstwa i nie bez powodu Mark Twain określił go mianem "najsmutniejszego i najbardziej wzruszającego kawałka kamienia na świecie".
W pobliżu znajduje się także ogród lodowcowy, a w nim podziwiać można przeróżne formy skalne i piaskowe powstałe w wyniku cofania lodowca oraz skamieniałości muszli i drzew palmowych, które były tutaj 20 mln lat temu, gdy na tym terenie było jedynie... morze.
Warto odwiedzić też Muzeum Transportu. To miejsce pełne interaktywnych eksponatów, gdzie można zobaczyć różnorodne pojazdy – od zabytkowych pociągów po nowoczesne samochody i samoloty. Dla miłośników technologii i historii transportu to prawdziwy raj.
Lucerna zachwyca także starym miastem z malowniczymi kamienicami, zdobionymi freskami. Przechadzając się wąskimi, brukowanymi uliczkami, można poczuć się jak w średniowiecznym miasteczku.
Pociągiem, a później kolejką, która istnieje od ponad 100 lat
Pierwszą noc spędziliśmy w Sarnen, klimatycznym miasteczku oddalonym około 20 km od Lucerny. Pociągi na tej trasie kursują codziennie – ostatni rusza przed godz. 1:00 w nocy, a pierwszy po godz. 5:00 rano, z częstotliwością 20-30 minut!
W sobotę po godz. 9:00 pojechaliśmy do Interlaken Ost. Pociągiem oznaczonym jako IR (InterRegio), który był... panoramiczny. Rezerwacja miejsc: niekonieczna. Podczas około 1,5-godzinnej podróży podziwialiśmy z okien nie tylko strome ściany skalne, ale też krystalicznie czyste jeziora górskie.
Być w Szwajcarii i nie zaliczyć żadnego górskiego szczytu? To taki sam grzech, jak nie spróbować pysznych serów czy przynajmniej nie obejrzeć (ale warto też kupić) słynnych scyzoryków. Po przyjeździe na stację Interlaken Ost już po kilkuminutowym spacerze czekaliśmy przed wejściem do panoramicznej kolejki, która zabrała nas na szczyt Harder Kulm (1322 m n.p.m.).
Już sam około 10-minutowy wjazd kolejką linową, która działa od przeszło stu lat, robi wrażenie – przez las i obok parku dzikich zwierząt. Na szczycie zapierające dech w piersiach przeżycia, dzięki Kładce Dwóch Jezior, czyli dosłownie zawieszonej w powietrzu platformy z widokiem na Eiger, Mönch i Jungfrau oraz na jeziora Brienz i Thun.
Na szczycie znajduje się także stylowa restauracja z klimatyczną wieżyczką i dachem pokrytym czerwonymi dachówkami. My na przystawkę wybraliśmy przepyszne serowe fondue z pieczonym ziemniakiem, a na danie główne krewetki zatopione w pysznej sałatce. I obsługiwał nas kelner, który mówił... po polsku! Czy można wyobrazić sobie lepszy lunch, w dodatku w takich okolicznościach przyrody?
"Perła Jeziora Genewskiego", pomnik Freddiego Mercury'ego i zamek w jeziorze
Podróż na trasie Lucerna – Interlaken jest częścią linii GoldenPass, która prowadzi do francuskojęzycznego i pełnego kontrastów Montreux na południu kraju. To był kolejny punkt naszego city break po Szwajcarii.
Jedną z najbardziej malowniczych tras kolejowych w Szwajcarii pokonaliśmy wspomnianym już GoldenPass Express. W środku: eleganckie i wygodne fotele oraz nieprzerywane niczym widoki z okien. Ten panoramiczny pociąg oferuje zresztą wszystko, czego można oczekiwać od podróży koleją: prywatność, maksymalny komfort i wyjątkową ofertę kulinarną. Podróż rozpoczyna się w Interlaken i wiedzie przez Gstaad, Château-d'Oex i Montbovon aż do Montreux, ostatniego przystanku podróży.
W Montreux od razu poczuliśmy klimat iście śródziemnomorski (a to tylko niecałe 3,5 godziny podróży z Interlaken Ost), mimo że kraj dostępu do morza nie ma. Ale jest za to Jezioro Genewskie, wspaniały alpejski krajobraz, światowej sławy Montreux Jazz Festival i pomnik Freddiego Mercury'ego przy promenadzie, który spogląda na fale jeziora. Do tego palmy i egzotyczna roślinność. To tylko kilka powodów, dla których miasto nazywane jest "Perłą Jeziora Genewskiego".
Dla tych, którzy może nie wiedzą: legendarny wokalista Queen wiele czasu spędzał w Montreux, a pod koniec lat 70. zespół został właścicielem Mountain Recording Studio. I to właśnie w nim Freddie nagrał swój ostatni album z Queen – "Made in Heaven".
Warto też oddalić się nieco od promenady i wspiąć się na zbocze wzgórza. Stare miasto jest oddalone o około 15 minut spacerem od brzegu jeziora i dzięki brukowanym uliczkom i domom winiarzy jest idealne na wycieczkę lub jako punkt wypadowy na wędrówki, w tym do słynnego wąwozu Chauderon. Praktycznie na każdym rogu otwiera się także przed nami panorama Jeziora Genewskiego i Alp.
W niedzielę rano, przed wyjazdem z Montreux, pojechaliśmy autobusem miejskim (można też łodzią) do oddalonego o kilka kilometrów średniowiecznego Zamku Chillon, który zbudowany został w wodach Jeziora Genewskiego.
"Wodny zamek" w Chillon jest najczęściej odwiedzanym zabytkiem w Szwajcarii. Prawie przez cztery stulecia był siedzibą i oficjalnym posterunkiem celnym Sabaudczyków. We wnętrzach zachwycają malowidła ścienne z XIV wieku, sklepienia w piwnicy oraz sale reprezentacyjne z oryginalnie zachowaną sypialnią z czasów Berneńczyków.
Kompleks składa się z 25 budynków i trzech dziedzińców, które otoczone są dwoma szeregami murów. Szczególnie zapadła mi w pamięci winiarnia i podziemny loch, który stał się inspiracją dla "Więźnia Chillonu" Byrona.
Warto dodać, że niedaleko Montreux znajduje się też miejscowość Vevey, w której mieszkał aż do śmierci Charlie Chaplin (jego pomnik naturalnej wielkości znajduje się na nadbrzeżnym bulwarze).
To w Szwajcarii mówi się po włosku?
A mówi! Zanim jednak o tym, musimy wspomnieć, czym do Lugano można dojechać. Cała podróż przez Alpy pociągiem, zwanym najwolniejszym ekspresem świata, trwa prawie 8 godzin. W tym czasie przejeżdża on przez 91 tuneli i po 291 mostach.
Ekspres Lodowcowy (Glacier Express) zapewnia podróż odczuwaną przez wszystkie zmysły – z Doliny Engadyny bezpośrednio do stóp Matterhornu. I oczarowuje pasażerów malowniczymi widokami oraz fascynuje technologicznymi osiągnięciami. A olbrzymie panoramiczne okna prezentują niezakłócone niczym widoki na niepowtarzalne alpejskie krajobrazy.
Naszym kolejnym punktem podróży było wspomniane już Lugano. Ekspresem Lodowcowym dojechaliśmy więc do Andermatt, a tam przesiedliśmy się do pociągu Gotthard Panorama Express i przejechaliśmy fragment historycznego szlaku.
Podróż przebiega m.in. zbudowanym w 1882 roku tunelem przez Alpy, a z trzech różnych kątów można podziwiać kościół w Wassen. Pociąg pokonuje także liczne tunele i zakręty – ta malownicza trasa znana jest na całym świecie.
Kiedy dotarliśmy do Lugano, od razu poczuliśmy śródziemnomorskie dolce vita! To włoskojęzyczne miasto w regionie wypoczynkowym Ticino jest trzecim pod względem wielkości centrum finansowym kraju (banki można tu spotkać na każdym kroku), ale także miastem parków i kwiatów.
Must have tutaj to wizyta w Parco Ciani i zdjęcie "bramy donikąd" lub inaczej: bramy do bajecznego jeziora Lago di Lugano. Samo miasto otoczone jest licznymi szczytami, z których roztaczają się wspaniałe widoki. Plus wolne od ruchu samochodowego historyczne centrum, budynki w stylu lombardzkim, muzea, góry, łagodny klimat – Lugano przyciąga wielu turystów i chyba nie można się temu dziwić.
Niesamowity Ekspres Bernina i najstarsze miasto Szwajcarii
W Szwajcarii spędziliśmy (tylko!) pięć dni i opisy, które można przeczytać w sieci, nie kłamią: Grand Train Tour to idealna opcja dla tych, którzy chcą poznać ten kraj w komfortowy i relaksujący sposób, ciesząc się jednocześnie spektakularnymi widokami z okien. Ośmioetapowa trasa wiedzie niemal przez całą Szwajcarię, a jednym z najbardziej spektakularnych sposobów na tę podróż jest pokonanie Alp pociągiem Ekspres Bernina.
Co dostajemy w zamian? Przejazd przez wiadukt Landwasser o wysokości 65 m rodem z Hollywood, ale także przez 55 tuneli i 196 mostów, do tego zakręt Montebello z widokiem na masyw Bernina, lodowiec Morteratsch, zwiedzanie z okien trzech jezior – Lej Pitschen, Lej Nair i Lago Bianco, wreszcie Alp Grüm z hotelem położonym na 2091 m n.p.m.(!) czy słynny okrężny wiadukt Brusio.
Zanim jednak wsiedliśmy w panoramiczny pociąg Kolei Retyckich, z Lugano do Tirano we Włoszech dotarliśmy autobusem Ekspres Bernina. Są one pospieszne, kursują sezonowo i co najważniejsze – są w pełni skomunikowane z pociągami Ekspres Bernina. Okazuje się, że nawet podróż autobusem może być fascynująca (np. przejazd wzdłuż włoskiego jeziora Como). A tylu winnic na zboczach gór nie widziałem jeszcze nigdy.
Trasa, którą kursują pociągi Ekspres Bernina, wiedzie przez Przełęcz Bernina, która została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, oraz przez linię kolejową Albula. I w naszym wagonie (ale pewnie tak samo było w innych) nie spotkaliśmy ani jednego pasażera, który czytałby książkę albo (o zgrozo!) spał w trakcie tej 4-godzinnej podróży. Wszyscy trzymali głowy przy oknach lub telefony w rękach i robili zdjęcia lub nagrywali filmiki. A po dojechaniu do końcowej stacji w mojej głowie grzmiało jedno pytanie: "To już koniec?!".
Niedosyt wynagrodziło nam jednak najstarsze miasto w Szwajcarii i jednocześnie serce największego kantonu, Gryzonii. Chur jest bramą do ważnych dróg handlowych przez alpejskie przełęcze. Miasto szczyci się historią liczącą 5000 lat, a przed laty rządzili tu Celtowie, Rzymianie, Ostrogoci i Frankowie (brzmi znajomo, prawda?).
Chur słynie ponadto z doskonale zachowanego Starego Miasta, które urzeka atmosferą średniowiecznych kamienic i wąskich zaułków. To prawdziwy labirynt małych uliczek pełnych kolorowych budynków, malowniczych placów i tradycyjnych sklepików.
Jednym z miejsc, które warto odwiedzić, jest katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – imponujący gotycki kościół, którego początki sięgają XII wieku. Spacerując dalej, trafiliśmy na Arcas Platz – piękny plac otoczony kolorowymi kamienicami, gdzie mieszkańcy i turyści przysiadają w kawiarnianych ogródkach, ciesząc się słońcem i lokalnymi specjałami.
Chur to także idealna baza wypadowa do odkrywania piękna szwajcarskich Alp. Z miasta można wyruszyć na niesamowite wycieczki górskie, zarówno pieszo, jak i pociągiem. A w ciągu godziny można dojechać do aż 26 miejscowości wypoczynkowych i kurortów.
Co istotne, wcale nie trzeba przejechać od razu całej trasy Grand Train Tour. Można wsiąść i wysiąść w każdym momencie i odkrywać Szwajcarię fragmentami. I po tej podróży powiemy jedno: naprawdę warto!
Artykuł powstał we współpracy z MySwitzerland.
Wideo i montaż: Aleksandra Wolińska-Chromy