– Procedury były robione, ale głupio, źle, nie na czas. Są ludzie, którzy nie mają żadnych emocji, lodowce, urzędnicy z lat 80. – dodaje enigmatycznie osoba zaangażowana w sprawę.
Śmierdziało moczem i ropą, kiedy Artur Topól, biologiczny ojciec Kamila, wszedł do mieszkania przy Kosynierskiej 7. Był 3 kwietnia 2023 roku. Chłopiec leżał w kącie zwinięty jak śmieć.
– Krzyczał: "tata pomóż, ciocia pomóż, Mateusz pomóż". Płakał. Ta jego twarz, oblana benzyną albo jakąś inną substancją. Nie mogę tego z głowy wyrzucić – mówił mi w maju 2023 roku Topól.
Pięć dni wcześniej – 29 marca – ojczym Kamila Dawid B. siłą zaciągnął go pod prysznic. Polewał wrzątkiem, rzucał o podłogę, uderzał słuchawką. Potem przeniósł go do kuchni. Rzucał na rozgrzany węglowy piec.
Nikt nie słyszał jego krzyku. Nikt nie słyszał jego wołania o pomoc.
Śledczy ustalili, że przez 120 godzin nikt nie pomógł chłopcu. Na jego krzywdę patrzyło rodzeństwo i kuzynostwo. W dwupokojowym, przechodnim mieszkaniu, oprócz pięciu dorosłych, było ośmioro dzieci: Anety i Wojciecha; Magdy i Wojciecha; Magdy i Artura; Magdy i Dawida.
Nad nimi też znęcał się Dawid.
Krzywdził, molestował
Pod koniec listopada 2020 roku Magda i Dawid biorą ślub cywilny. Na zdjęciu, które wrzucili do sieci, nie patrzą sobie w oczy. Ale wszyscy wiedzą, że ona straciła dla niego głowę.
To jej drugi mąż – z pierwszym, Arturem (ojcem Kamila i Fabiana), rozwiodła się w 2017 roku. On się wyprowadził, ona z dwójką jego dzieci (dwa lata i rok) została w mieszkaniu na częstochowskim Stradomiu, które wynajmowała jej siostra Aneta z mężem – Wojciechem.
27 listopada 2020 roku wraz z Dawidem, który rok wcześniej wyszedł z więzienia, przy Kosynierskiej zamieszkała przemoc. Był wiele razy karany za kradzieże, pobicia.
To wniosek Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, która prowadzi dwa śledztwa: w sprawie zabójstwa Kamila i podejrzenia niedopełnienia obowiązków służbowych w działaniach instytucji, które nadzorowały rodzinę. Prokurator Monika Ryszkiewicz-Jakubowska zasłania się dobrem prowadzonego śledztwa i odmawia nam wglądu do akt sprawy.
Mariusz Marciniak z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku zapamiętał, że Dawid B. w sposób szczególnie sadystyczny traktował Kamila i Fabiana: – Nie wiem, dlaczego akurat nad nimi dwoma tak bardzo się znęcał. Ich matka zachowywała się egoistycznie. Pozwalała na katowanie synów. Trochę na zasadzie: "niech się dzieje, co chce, ważne, że mi jest dobrze". Jej też rozszerzono zarzuty.
Dawid bił Kamila i Fabiana po całym ciele. Przypalał ich papierosami. Poniżał. Znęcał się psychicznie i fizycznie.
To samo robił pozostałym dzieciom (celowo nie wymieniamy ich imion – red.). Jak podaje prokuratura: trójkę pasierbów "znieważał słowami, wzbudzał poczucie zagrożenia, niepokoju o ich los poprzez demonstrowanie i używanie przemocy w stosunku do innych dzieci". Rzucał w nich różnymi przedmiotami. Naruszał nietykalność cielesną. `
Krzywdził też swojego syna. Potrząsał nim, szarpał, uderzał po całym ciele. Rzucał na łóżko z wysokości. Chłopiec miał wtedy najwyżej trzy lata.
W październiku do tych zarzutów prokuratura dodała: molestowanie seksualne dziecka, które dotykał w miejsca intymne. Robił to przez dwa lata.
Przyrodnia siostra Kamila i Fabiana Magdalena Mazurek: – Załamałam się tym, co on wyczyniał w tym domu. Nie sądziłam, że tam było aż tak źle. Słyszałam wcześniej od innych osób, że Dawid maltretował swoje dziecko. Ale dotąd byłam przekonana, że pastwił się tylko nad moimi braćmi.
Dzieci dalej giną
Od śmierci Kamila minęło prawie półtora roku. Podejrzani o jego zabójstwo ojczym Dawid B. i matka Magdalena B. dalej siedzą w areszcie. Jego ciotka Aneta J., wuj Wojciech J. i kuzyn Artur J. usłyszeli zarzut nieudzielenia mu pomocy. Odpowiadają z wolnej stopy.
W Arturze Topolu, ojcu Kamila i Fabiana, wzbiera złość: – Akt oskarżenia miał być w listopadzie, przerzucili na 23 grudnia. Sądy bardzo z tym zwlekają. Powinni już dawno ukarać winnych, wujostwo też. Oni przyjeżdżają do swoich dzieci. Chodzą zadowoleni, jakby nic się nie stało.
Piotr Kucharczyk, który stworzył "Społeczność Kamilka z Częstochowy", a później Fundację "To ja – Dziecko im. Kamila Mrozka": – Ci ludzie po śmierci Kamila nie zostali nawet zawieszeni w swoich obowiązkach do czasu wyjaśnienia sprawy.
Ojciec Kamila ma poczucie niesprawiedliwości i wryty w głowę obraz: wchodzi do mieszkania przy Kosynierskiej, na łóżku przy piecu leży Kamil, zwinięty jak śmieć. – Bardzo poparzony na twarzy. Ręce i nogi miał połamane – mówi.
Dzwoni po pogotowie, przylatuje helikopter. Lekarze w Górnośląskim Centrum Zdrowia w Katowicach przez 35 dni walczą o życie chłopca. Cała Polska wstrzymuje oddech. Kamil umiera 8 maja 2023 roku. Sekcja zwłok wykazuje, że przyczyną śmierci były rozległe oparzenia ciała, w przebiegu których ostatecznie doszło do niewydolności wielonarządowej.
Wtedy w maju, po śmierci Kamila, zaczynają się dyskusje, apele, krzyki. Wszystko sprowadza się do wniosku: nigdy więcej nie pozwolimy na śmierć dziecka. Musimy usprawnić współpracę na linii MOPS-szkoła-kurator-sąd-ochona zdrowia. Znaleźć, załatać, posklejać dziury w systemie. Trwale. Żeby więcej żadne dziecko nie umarło.
Z sejmowej zamrażarki wyciągnięto ustawę o przeciwdziałaniu przemocy, nazwano ją imieniem zmarłego ośmiolatka. Wprowadzono m.in. szkolenia dla sędziów sądów rodzinnych. Przy Ministerstwie Sprawiedliwości powstał zespół, który wyjaśnia śmiertelne przypadki.
– Na razie nie widzę, żeby coś się miało zmieniać. Niech pani zobaczy, ile dzieci poginęło po śmierci Kamilka. I co? – pyta Magdalena Mazurek, przyrodnia siostra zmarłego chłopca.
Wiemy przynajmniej o kilkunastu dzieciach, które od tego czasu zginęły w wyniku przemocy ze strony opiekunów, rodziców. Według szacunków Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, około 30 dzieci rocznie umiera z tego powodu. Nikt inny w Polsce nie gromadzi danych, które pokazałyby, jaka jest skala przemocy, tej najbardziej drastycznej.
Pusta kamienica
Wrzesień 2024 roku. Kamienica przy Kosynierskiej, gdzie krzywdzono Kamila i jego rodzeństwo, pusta. W oknach zwiędnięte kwiaty. Na zardzewiałej poręczy pajęczyny. Nie czuć już swądu fajek i wódy. Został zapach starych ścian, w które przez lata wsiąkał smród codzienności. Wilgoć, stęchlizna, pustka.
Głucho. W mieszkaniach są ślady życia: niedopita herbata, do połowy pełna puszka piwa, popielniczka z wypalonymi fajkami. Rzeczy, których nie udało się zabrać: wieszaki, literatki, dokumenty, książki, weki.
W śmietniku odpady, na klatce pali się światło, mimo że słońce dopiero wstało.
Na podwórku też resztki poprzedniego życia: meble, biurka, drzwi, wykładziny, dziecięce buciki. Sąsiedzi podobno donoszą swoje śmieci. I urósł stos.
Na parterze drzwi zabite wiórową płytą, w środek wciśnięta sztuczna biała róża i kartka z napisem: "Kamilek 8 V 2023, 7:01. Pamiętamy".
Przy Kosynierskiej 7 nikt już nie mieszka. Krążą legendy, że to nawiedzone miejsce. Że ludzie stąd pouciekali, bo obawiali się, że znów ktoś ostrzela budynek. Będzie próbował wymierzyć sprawiedliwość. Ukarać ich za bierność.
Pani z warzywniaka: – Wszystkich stąd wymietli. Podobno budynek ma być rozebrany. Nikt się tu już nie pojawia. Nie ma meliny, nie ma tego towarzystwa. Ja to dalej nie wierzę, że nikt nic nie słyszał.
Anna Wojtysiak z Zarządu Gospodarki Mieszkaniowej TBS mówi nam, że budynek nie ma właściciela. Został porzucony.
To Inspektor Nadzoru Budowlanego – po ocenie stanu kamienicy 17 marca 2023 roku – podjął decyzję o jej opróżnieniu i wyłączeniu z użytkowania.
Idziemy kawałek dalej. 500 metrów dalej staruszka z kokiem odrywa się od grządki: – Mój wnuk chodził z nim do przedszkola. Zawsze powtarzał: "Tu Kamilek mieszka". Teraz mnie pyta, czy winni ukarani. I nie wiem, co mam mu powiedzieć?! Najpierw zawsze jest głośno, głośno, a potem cisza, i wsio po wszystkim. Dlaczego uciekał? Bo mu źle było, takie trudne?
Wraca do jesiennych porządków, ale coś nie daje jej spokoju. Prostuje się, przeciera spocone czoło i wyrzuca: – Dlaczego tego nie dopilnowali? Na Barbary to dzieciątko chodziło do szkoły. Pięć osób w klasie i nikogo to nie interesowało. A to jeszcze szkoła specjalna była. Nie rozumiem.
Historia przemocy
Częstochowa. Kamil 1 września 2022 roku zaczyna naukę w szkole specjalnej przy Świętej Barbary (teraz szkołę przeniesiono do budynku przy ulicy Krótkiej w tym mieście). Mieszka w internacie. W klasie jest najmłodszym z pięciu uczniów.
Ale matka szybko go wypisuje: i ze szkoły, i z internatu. Tłumaczy, że ma nowego partnera i zaczyna nowy etap w życiu. Przeprowadzają się do Olkusza. Od 17 października Kamil uczy się w Zespole Szkół Specjalnych w tym mieście.
– Zanim wyjechali, to Dawid mówił, że sąd chce im zabrać dzieci i muszą się wyprowadzić – wspominała znajoma Dawida B.
Ojciec Kamila nie miał wątpliwości: – Uciekli do Olkusza, żeby nie stracić pieniędzy. Tylko dlatego ona trzymała dzieci.
– To wszystko – cała ta przemoc – musiała się zacząć w Olkuszu – gdyba znajoma Magdaleny i Dawida B.
Olkusz. Mieszkają tu przez sześć miesięcy, w tym czasie Kamil trzy razy ucieka z domu.
– Chłopiec wychodził np., kiedy matka karmiła lub usypiała niemowlę – mówił nam w maju 2023 roku mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
W sierpniu policja znajduje Kamila w centrum handlowym (po 14:00 spaceruje po sklepie), w listopadzie (po 8:00) zmarzniętego w piżamie przy przystanku autobusowym.
Wtedy wychłodzony trafia do szpitala. Trzeci raz – w lutym – Kamil spaceruje po Olkuszu. Policjanci próbują z nim rozmawiać, ale chłopiec nie odpowiada na ich pytania. Magda powie im później, że Kamil ma afazję.
Po każdej ucieczce dziecko trafia pod opiekę matki, chociaż w listopadzie sąd przyznaje rodzinie kuratora.
I podkreślał: – Nic nie wskazywało, aby w rodzinie dochodziło do przemocy, czy znęcania się nad dziećmi.
Później lekarz z katowickiego szpitala stwierdzi, że najstarsze złamania kości Kamila są sprzed miesiąca, czyli z czasu, kiedy rodzina mieszkała jeszcze w Olkuszu. To tutaj zakładają im Niebieską Kartę. Wnioskuje OPS. Powód: zaniedbywanie dzieci. Akta sprawy zabezpieczyła prokuratura. Wcześniej pracownicy OPS z Olkusza zapewniali, że aż pięć razy zawiadamiali sąd rodzinny w sprawie rodziny B. Powód: zaniedbywane dzieci.
Przed Sądem Rejonowym w Olkuszu toczy się postępowanie o umieszczenie dzieci w rodzinie zastępczej. 14 marca 2023 roku tamtejszy sąd wydaje postanowienie o ograniczenie władzy rodzicielskiej Magdalenie B. i Dawidowi B. Ale już wtedy rodzina B. znów mieszka u Anety i Wojtka przy Kosynierskiej w Częstochowie.
3 kwietnia sąd w Olkuszu stwierdzi niewłaściwość miejscową. Przekaże sprawę Sądowi Rejonowemu w Częstochowie. Tego dnia skatowany Kamil trafi do szpitala.
Jedno zdarzenie
Cofnijmy się jeszcze do marca 2023 roku. Rodzina B. wraca z Olkusza do Częstochowy, a Kamil do dawnej szkoły. Ale matka nie zgadza się, by znów zamieszkał – jak poprzednio – w internacie.
W raporcie z kontroli kuratorium, którą przeprowadzono w szkole po śmierci chłopca, czytamy, że wychowawca klasy nie zauważył żadnej różnicy w zachowaniu ośmiolatka.
– Wy mówicie "nowa ustawa", my mamy przed oczami Kamila. Wy dziś mówicie, że w tym domu była przemoc, my mieliśmy jedno zdarzenie od momentu powrotu rodziny z Olkusza – mówi dyrektorka szkoły Agnieszka Cupiał.
To było 8 marca. Kamil przyszedł do szkoły z rozciętą wargą, urazem ręki i zasinionym policzkiem. Matka tłumaczyła, że przed wyjściem potknął się o próg i przewrócił.
– Kamila bolała ręka. Powiedzieliśmy jego matce, że albo dzwonimy po karetkę, albo zabiera dziecko do lekarza. Wybrała lekarza, wrócił z gipsem. Powiadomiliśmy kuratora i opiekę społeczną – dodaje Agnieszka Ciupał.
Następnego dnia chłopiec nie poszedł z klasą na basen. 30 marca, kiedy były kolejne zajęcia pływania, już nie było go w szkole. Tego dnia jego matka przez telefon powiedziała wychowawcy, że syn wylał na siebie gorącą herbatę i oparzył buzię. Wysłał ją na pilną wizytę do lekarza.
Kiedy 1 kwietnia wychowawca klasy Kamila zapytał w SMS-ie jego matkę, jak się czuje chłopiec, odpowiedziała, że nie chce jeść. A biologiczny ojciec ma z nim jechać do lekarza.
– Nie wiedzieliśmy, co działo się z Kamilem w Olkuszu, że tam była założona Niebieska Karta. Nie wiedzieliśmy, że tam Kamil uciekał z domu, był w szpitalu. Ważne, by był jakikolwiek przepływ informacji – dodaje dyrektor szkoły.
Teraz m.in. wiceministra sprawiedliwości Zuzanna Rudzińska-Bluszcz mówi o znaczeniu interdyscyplinarnej współpracy, by chronić dzieci przed przemocą oraz zapowiada nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu przemocy. Powstała także Komisja Dzieci i Młodzieży, a przewodniczy jej posłanka Monika Rosa.
Sprawdzić sądy
Kiedy Magda, jej siostra Aneta z mężem Wojtkiem, żyją w mieszkaniu przy Kosynierskiej we troje, w domu jest biednie, ale spokojnie.
Wszyscy na Stradomiu wiedzą, że to Wojciecha jest czwórka dzieci – po dwoje ma z każdą z sióstr. Kobiety nie miały łatwego startu. Skończyły szkołę specjalną, obie mają niepełnosprawność intelektualną. Starsza zawsze opiekowała się młodszą. Dzieliły się wszystkim.
– Nie rywalizowały o faceta. Dla nich takie życie było zupełnie normalne. Wojtek był za Madzią, był w niej do szaleństwa zakochany – opowiada sąsiad.
Gdy na horyzoncie pojawia się Artur, sąsiedzi zauważają, że Wojtek jest zazdrosny: – Ona nie wiedziała, którego wziąć. Nawet ślub z Arturem wzięli po cichu. Wojtek był zakochany w Magdalenie, ona miała pieniądze. Po rodzicach wysoką rentę i dużo na koncie – z ponad 10 tysięcy.
Artur jest o 15 lat starszy od Magdy. Znają się ze szkoły specjalnej, on uczył się na ogrodnika, ona na krawcową. Magda szybko zachodzi w ciążę z trzecim dzieckiem, a pierwszym Artura. 18 lutego 2015 roku rodzi się Kamil. Biorą ślub. Artur wprowadza się na Kosynierską.
– W stosunku do Magdy zachowywał się w porządku. Prał, chodził na spacery. Nie można powiedzieć, że był jakimś alkoholikiem. Śpiewał latem, wesoły był – przypomina sobie sąsiad.
W 2015 roku Sąd Rejonowy w Częstochowie po raz pierwszy przyznaje rodzinie kuratora. Sędzia Dominik Bogacz, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Częstochowie, w maju 2023 roku tłumaczył nam, że postępowanie zostało wszczęte z urzędu. A w sądzie nie ma pisemnego uzasadnienia tej decyzji. Wiadomo tylko, że nie chodziło o przemoc.
Rok później rodzi się Fabian. A w 2017 roku Magda i Artur rozwodzą się.
Sąd dzieci pod opiekę przekazuje matce, a ojca pozbawia praw rodzicielskich. Od teraz nie może decydować o tym, gdzie jego była żona zabierze chłopców, ale może ich widywać.
Artur będzie próbował odzyskać synów. W 2020 roku złoży wniosek do sądu rodzinnego (z przyczyn formalnych go nie rozpatrzą). O przywrócenie władzy rodzicielskiej zacznie walczyć w 2022 roku, kiedy Magda z jego synami zamieszka w Olkuszu.
Zauważy wtedy, że dzieci są zaniedbane, na nogach mają ślady po przypaleniach.
– Jak ich odwoziłem do domu, to byli smutni, płakali. Fabianek raz w majtki zrobił ze stresu. Mówiłem: "Nie bój się, tata nie da ci zrobić krzywdy". Zgłaszałem, że Kamilek był przypalany i bity. Ani w Olkuszu, ani w Częstochowie nikt nie chciał słuchać, ani mnie, ani Kamilka – opowiada Artur.
Osoba zaangażowana w sprawę mówi: – Gdyby dzieci odebrano, jak należało w 2017-2018 roku, nie doszłoby do tej tragedii. Wiecie może 10 proc. tego, co się tam działo. Aż dziwne, że tylko Kamil nie żyje.
Sprawę bada Prokuratura Regionalna w Gdańsku. Po śmierci Kamila przeprowadzono też kontrolę w Sądzie Rejonowym w Olkuszu i Sądzie Rejonowym w Częstochowie. Członkowie zespołu Krajowej Rady Sądownictwa (w składzie: sędzia Maciej Nawacki, sędzia Katarzyna Chmura i poseł Zjednoczonej Prawicy Bartosz Kownacki) uznali, że sądy podejmowały czynności sprawnie i niezwłocznie.
"Brak podstaw do przypisania obu sądom bezczynności" – napisali w sprawozdaniu, zaznaczając, że potrzebne są zmiany systemowe.
O ponowną lustrację sądów, które na różnych etapach zajmowały się sprawą rodziny Kamila, apelowała Monika Horna-Cieślak, Rzecznik Praw Dziecka i Piotr Kucharczyk z Fundacji "To ja – Dziecko".
Dzieci, które zostały
Po tragedii dzieci z mieszkania przy Kosynierskiej trafiły do ośrodka w Częstochowie (celowo nie podajemy nazwy – red.) pod skrzydła pani Marianny (imię celowo zmienione – red.). Kobieta nie zgadza się na rozmowę. Nie chce burzyć ich spokoju.
On sam robi, co może, żeby pomagać. W zeszłym roku odświeżył dom: wymalował ściany, wymienił podłogi, kabiny prysznicowe. Razem z Fundacją "Niosę Pomoc" kupili ogrodowy basen i trampolinę. Teraz Kucharczyk prowadzi zbiórkę na wymianę drzwi w tej placówce.
W lecie przywozi lody, jeździ z nimi do McDonalda, zabiera do pobliskiej Żabki. – Żeby dać namiastkę tego, co mają inne dzieci w zwykłych rodzinach – dodaje. I cieszy się, kiedy widzi, jakie postępy robi Fabian.
– Pamiętam go z 12 maja 2023 roku, kiedy pojechałem pożegnać się z Kamilem. I to jest przepaść. Nadrabia zaległości i to widać. Ma zapewnionego logopedę, neurologa i innych specjalistów, którzy działają nad tym, żeby zaczął się prawidłowo rozwijać – uśmiecha się Kucharczyk.
Przyrodnia siostra Fabiana też z radością i dumą w głosie: – On zrobił naprawdę duże postępy. Jeszcze ma problemy z mową, ale coraz lepiej nam idzie. Kiedy próbuje mi coś powiedzieć, a ja nie rozumiem, to proszę: "Fabianku, powiedz wolniej. Albo pokaż rączkami".
I dodaje: – Dla mnie chore jest to, że Wojtek odwiedza dzieci. Bo on ma odpowiadać za nieudzielenie pomocy Kamilowi, a chodzi sobie po wolności, jakby nic się nie działo.
Wojciech J., wujek Kamila i Fabiana, 19 kwietnia usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy Kamilowi. Podobnie jak jego żona – Aneta J. i najstarszy syn – Artur J.
– Sąd mógł wykazać się większą rozwagą. Ale z drugiej strony trzeba też zauważyć, że te dzieci przez cały czas były razem. Nie ma idealnego rozwiązania. Rozdzielenie ich byłoby dla nich niekorzystne. Zabronienie im kontaktu z ojcem – do tego nie ma podstaw. Więź ma być podtrzymywana i budowana – mówi osoba zaangażowana w sprawę.
– Mnie skręca. Nie rozmawiam z nimi w ogóle. Jeszcze sobie z tym wszystkim nie poradziłem. Chciałbym odzyskać Fabianka – mówi łamiącym się głosem Artur Topól.
Wymienia, że przeprowadził się do większego domu, ma pracę na myjni, zaraz bierze ślub z narzeczoną Ewą.
– Chciałem Fabianka na weekendy, to sąd się nie zgodził. Bardzo chciałbym go odzyskać – płacze.
– Często z nim spędzam czas. Chodzimy razem do Kamilka. On jeszcze nie zapomniał. Jak przyjeżdżam, to mówi: "tata, bra". Jak do KFC jedziemy, to też: "tata bra". Jak byliśmy na wesołym miasteczku, to mówi: "tata, bra". To znaczy, że chciałby, żeby Kamilek, jego brat, wszędzie z nami był.