Być może właśnie jest pora obiadu. Siadacie przy stole, stawiacie na nim parujący talerz. Do waszych nozdrzy dociera przyjemnie znajomy zapach pieczonego schabu i ziemniaczków polanych klarowanym masłem, posypanych koperkiem. Do tego – a jakże! Mizeria. Nie ma przecież dodatku, który lepiej komponowałby się z ciepłym mięsnym sosem, niż ogórki wymieszane z gęstą kwaśną śmietaną. Pycha? No to uregulujmy rachunek.
Zaraz, zaraz, jaki rachunek? Przecież to typowo domowy obiad, a nie wystawna restauracja. Za produkty zapłaciliśmy w sklepie, za prąd, gaz i wodę, potrzebne do przygotowania zapłacimy pod koniec miesiąca. O jakim rachunku więc mowa?
Okazuje się, niestety, że koszty środowiskowe naszych obiadów, ale też kolacji, śniadań i przekąsek, zaczynają rosnąć w zastraszającym tempie. I choć jeszcze chwilę temu nikt z nas nie zastanawiałby się, ile litrów wody potrzeba, aby wyhodować kilogram “ziemniaczków”, a o ile więcej – aby wyprodukować tyle samo wieprzowiny, tak dziś takie rozważania są nawet nie tyle na miejscu – są naszym obowiązkiem.
Najnowsze raporty nie pozostawiają bowiem złudzeń: jeśli na przestrzeni nadchodzących lat kraje bogatego zachodu nie opamiętają się i nie przejdą na specjalną dietę, w niedalekiej przyszłości może czekać nas kryzys żywnościowy.
Podczas tegorocznego kongresu Europejskie Forum Idei w Sopocie eksperci apelowali: podjęcie natychmiastowych działań wspierających transformację systemu rolno-spożywczego jest koniecznością.
Żywność to wyzwanie, z roku na rok większe
Zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego staje się coraz większym wyzwaniem. Jak prognozuje ONZ, do 2050 roku liczba mieszkańców Ziemi przekroczy 9,7 mld. Pięć dekad później może nas już być ponad 11 mld.
– Zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego nie jest problemem odległym. Dotyczy także Polski – mówi dr hab. inż. Zbigniew Karaczun, profesor w Katedrze Ochrony Środowiska i Dendrologii SGGW w Warszawie oraz ekspert think tanku Żywność dla Przyszłości.
– Rosnąca populacja oznacza rosnące zapotrzebowanie na żywność. Już teraz rolnictwo intensywne degraduje bazę przyrodniczą, która jest podstawą produkcji żywności. Jednocześnie różne źródła wskazują, że 25-37 proc. emisji gazów cieplarnianych pochodzi z sektora rolno-spożywczego – komentuje Martyna Węgrzyn, kierowniczka Działu Komunikacji Zewnętrznej, grupa spółek DANONE.
Z wyliczeń ekspertów wynika, że jeśli nie zmienimy naszych nawyków żywieniowych, czyli nie ograniczymy spożywania mięsa oraz produktów zwierzęcych, będziemy potrzebować… jeszcze jednej Ziemi. Aby zaspokoić rosnące potrzeby coraz większej populacji, trzeba będzie bowiem przeznaczyć na produkcję rolną 1,75 planety.
Jeśli nie zaczniemy działać, czeka nas szereg kryzysów, na przykład ten związany z dostępem do wody pitnej.
Coraz większe wymagania rolnictwa sprawią, że woda stanie się towarem deficytowym, a co za tym idzie: rozpocznie się o nią walka:
“Jeśli nie zmienimy naszej diety ani podejścia do rolnictwa na bardziej prośrodowiskowe i tym samym nie powstrzymamy zmiany klimatu, to w 2050 r. bez dostępu do wystarczającej ilości wody pitnej będzie żyło około 5 miliardów ludzi” - alarmują autorzy raportu.
Aby uświadomić sobie jednak, jak wielkim wyzwaniem jest ograniczenie zużycia wody w produkcji, wystarczy spojrzeć na tabelę dołączoną do raportu. Kilogram ziemniaków “kosztuje” nas 287 litrów wody, a kilogram mięsa wieprzowego - 5988 litrów.
– Jeśli w systemie produkcji rolno-spożywczej nie dokonamy natychmiastowych zmian, nie będziemy w stanie zapewnić bezpieczeństwa żywnościowego obecnemu i przyszłym pokoleniom, a zasoby przyrodnicze wyczerpią się. Produkcja rolna będzie zagrożona, a koszty poniesie społeczeństwo. Nie tylko w wymiarze finansowym, obejmującym wzrost cen produktów spożywczych, ale także w wymiarze środowiskowym oraz zdrowotnym – komentuje dr hab. inż. Zbigniew Karaczun.
Jedz na zdrowie. Na pewno?
Koszty produkcji rolnej to jedno. Nasze nie najlepsze w wielu przypadkach, przyzwyczajenia żywieniowe generują inne koszty - te, ponoszone przez służbę zdrowia. Dzisiaj nieodpowiednia dieta jest wpisywana jako przyczyna w 11 milionach kart zgonów na całym świecie. Co więcej, złe nawyki żywieniowe prowadzą do utraty aż 255 milionów lat życia, które – według wskaźnika DAILY – mogłaby być przeżyte w pełnym zdrowiu.
– Jeżeli obecne tendencje się utrzymają, przewiduje się, że do 2060 roku negatywne, ekonomiczne skutki nadwagi i otyłości wzrosną do ponad 3 proc. PKB na całym świecie. Według szacunków Najwyżej Izby Kontroli, w 2022 roku w Polsce wydatki bezpośrednio związane z otyłością wyniosły około 9 miliardów złotych. Z danych OECD wynika, że leczenie tej choroby i jej powikłań pochłania jedną piątą budżetu przeznaczonego na ochronę zdrowia – komentuje.
Co możemy więc zrobić, aby jeść, a przede wszystkim żyć, lepiej? Odpowiedzią może być dieta planetarna.
Dieta planetarna: na ratunek Ziemi?
Opracowana przez międzynarodowy zespół naukowców “dieta cud” dla planety zakłada zmniejszenie o połowę spożycia czerwonego mięsa i cukru oraz podwojenie spożycia owoców, warzyw i nasion roślin strączkowych.
Jak czytamy w raporcie Talerz Przyszłości: “Zastosowanie tej diety może zapobiec nawet ok. 11 miliona przedwczesnych zgonów na świecie, gdyż zmniejsza ona ryzyko chorób układu krążenia, w tym zawałów, udarów, nadciśnienia tętniczego, miażdżycy oraz cukrzycy typu II, insulinooporności, a także niektórych nowotworów, przynosząc jednocześnie korzyści dla planety”.
– Z badań przeprowadzonych na próbie ponad 200 000 mężczyzn i kobiet, początkowo wolnych od poważnych chorób przewlekłych, w wieku 27 do 70 lat z USA, opublikowanych w American Journal of Clinical Nutrition wynika, że wysoka zgodność sposobu żywienia z zasadami diety planetarnej zmniejsza ryzyko przedwczesnej śmieci – komentuje dr Katarzyna Wolnicka, specjalistka dietetyki i konsultantka merytoryczna think tanku Żywność dla Przyszłości.
Pytanie, czy my, konsumenci, zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy zmienić dietę – dla siebie, ale i dla planety?
– Według zleconego przez Think Tank Żywnosć dla Przyszłości badania Zymetrii z 2023 roku, przy wyborze produktów żywnościowych Polacy przede wszystkim kierują się ceną, dopiero na drugim miejscu jest zdrowie – przyznaje Martyna Węgrzyn.
W dziedzinie edukacji żywnościowej jest więc wiele do zrobienia. Nie mniejszą pracę muszą jednak wykonać korporacje, które w największym stopniu bazują na produkcji zwierzęcej. Jak zauważa jednak Martyna Węgrzyn, Danone od ponad 50 lat realizuje tzw. podwójne zobowiązanie, co polega na tym, że rozwijając biznes, dba również o otoczenie.
– Dlatego czujemy się przygotowani na aktualne wyzwania, mamy wyśrubowane cele środowiskowe i odpowiednio opracowane plany działań. Ale faktem jest, że zmiany klimatyczne, ale też idące za nimi regulacje wymuszają na producentach konkretne zmiany. To powoduje efekt domina, ponieważ cele, jakie wyznacza organizacja, muszą uwzględniać działania w całym łańcuchu dostaw. Musimy uwzględnić wszystkie etapy życia produktu, od momentu powstania jego składników aż do zapewnienia recyklingu opakowaniowych odpadów pokonsumpcyjnych. Jako Danone, chcemy aktywnie partycypować w zmianach, które czekają w związku z tym rolnictwo – zapewnia.
– Z drugiej strony tak komponujemy ofertę produktową, by konsument na półce sklepowej mógł odnaleźć wartościowe dla zdrowia produkty mleczne, niskokaloryczne lub pozbawione kalorii napoje i wodę oraz wysokiej jakości żywność dla niemowląt i małych dzieci, które są najbardziej wrażliwą grupą konsumentów. Szeroko promujemy takie kategorie, które mają bezpośredni wpływ na zdrowie jak produkty fortyfikowane (YoPro, Minerals+, napoje roślinne Alpro). To nasza odpowiedzialność – dodaje Martyna Węgrzyn.
Artykuł powstał we współpracy z Danone