
Dziś okazuje się, że w kolejce po przywileje ustawiają się kolejne matki. Tym razem są to matki czwartego kwartału, a więc z końca 2012 roku. Bo skoro premier przesunął granicę zmian do początku 2013 roku, to dlaczego nie mógłbym przesunąć jej jeszcze bardziej? "Moje dziecko jest dzieckiem gorszego roku!" – takie hasła pojawiają się już w internecie.
Moje dziecko jest DZIECKIEM GORSZEGO ROKU!!! To prawda jest gorsze od swoich kokegów i koleżanek urodzonych 5 miesięcy później. Nie spędzi całego roku z mamą, która otrzyma 80% pensji i nie będzie martwiła się o domowe finanse. NIE!!! Na dzień dobry dostało gorszy start w życie i nie ukrywam, że mi jako matce jest przykro, żałuję (bo chciałabym dla niego jak najlepiej), że nie dostało od naszego kochanego państwa tego samego, co jego "rówieśnicy". Prawda, zazdroszczę rocznego urlopu moim kolezankom. Nie mniej jednak temat matek I, IV czy III kwartału doprowadza mnie do szału. Już poróżnił dzieci, a teraz poróżnia rodziców.
Okazuje się jednak, że skrzywdzone przez premiera matki pierwszego kwartału nie są dziś tak niewinne, jak jeszcze przed dwoma tygodniami. Skoro wywalczyły swoje, nie będą wspierać kolejnych matek, które także chcą zostać objęte zmianami. – Dlaczego mamy IV kwartału odezwały się dopiero teraz, kiedy my odniosłyśmy sukces? Trudno mówić o naszym poparciu – mówiła Aneta Siejka z ruchu Matek I kwartału w rozmowie z dziennikiem "Metro". Te, przyznają zaś, że nie wierzyły w powodzenie swoich odpowiedniczek z pierwszego kwartału. Nauczone jednak ich sukcesem również udały się pod kancelarię premiera i złożyły petycję w swojej sprawie. Czy efekt będzie ten sam?
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że każda zmiana w przepisach musi mieć moment wejścia w życie i zawsze znajdą się osoby, które nie zostaną przez nią objęte. Publicysta Jacek Żakowski rozumie matki, które chcą walczyć o dłuższe urlopy. Przyznaje jednak, że "szantaż dzieckiem" w egzekwowaniu swoich roszczeń istnieje i odnosi skutki.
Aby udowodnić słuszność swoich racji, wystarczy przyjąć, że występuje się w interesie dobra dzieci. Wówczas nikt nie ma prawa reprezentować innego punktu widzenia w danej sprawie, bo przecież nie będzie występował przeciwko tym, którzy chcą bronić dzieci. Taką też strategię działania przyjęli organizatorzy akcji "Ratuj maluchy", którzy stoją na stanowisku, że sześciolatki są za małe, aby iść do szkoły.
W polskim społeczeństwie możemy zaobserwować pewnego rodzaju "uświęcanie macierzyństwa". – W kulturze polskiej macierzyństwo postrzegane jest przez tradycję kato-familiarną, a z drugiej strony przez pewne nurty pop-feminizmu. To paradoksalne, ale nurt ten sprowadza rolę kobiety do rodzenia dzieci i opieki nad nim. Ma to być równoważnik wszelkich obowiązków wobec społeczeństwa – twierdzi Zbigniew Mikołejko.