Dwie zdrapeczki do trumny
Nowotwór zżera Mariankę po kawałeczku. Bywało lepiej, bywało gorzej. Ostatnio jest tylko gorzej. Siostra Ewa idzie do niej z wizytą. Nie niesie kwiatów. Nie niesie owoców. Niesie dwie zdrapki.
Wchodzi do pokoju, wymachuje kolorowymi kartonikami. Marianka, 75 lat, podrywa się z łóżka. Staje na chudych nogach. Podchodzi do ławy, chwyta za nożyk. Zapada się w fotelu. Drapie. Oczy jej błyszczą. Jest! Pięć złotych!
Po pogrzebie Ewa dowie się, że Marianna miała większą słabość do hazardu, niż myślała. Zostawiła po sobie piękne wspomnienia i wysokie długi.
– Jej dzieci się ich zrzekły. Teraz ja muszę. Później moje dzieci, wnuki i prawnuki. Kłopot – marudzi Ewa.
Pytam, czy jest zła. – Nie jestem. Życia Marianka nie miała lekkiego. Dużo dzieci, mało pieniędzy. Z pracą też bywało różnie. A ta gra dawała jej szczęście.
Ewa ma 78 lat, od 25 lat też szuka szczęścia w kolekturze. Wiele razy w głowie meblowała życie na nowo. Spełniała niespełnione dotąd marzenia. Wydawała pieniądze, których nie wygrała.
Zdrapki ją pogrążyły
O ciągotkach Marianki do hazardu wiedzieli wszyscy w rodzinie. Ale nikt nie wiedział, że długi w kolekturach spłaca chwilówkami. Że dziennie potrafiła stracić 200 zł. I wydrapać nawet 15 zdrapek. Przed dziećmi zacierała ślady. Chowała kartoniki i kupony. Dopiero po śmierci bliscy znaleźli umowy z parabankami.
– Sprytna była. Dzwoniła i chwaliła się wygraną. Nigdy przegraną – przypomina sobie Ewa.
Chociaż były znaki, że coś jest nie tak. Kiedyś zostawiła w domu Ewy portfel. Ta zajrzała do środka. Tam kwitek, rata do spłaty, firma krzak. Innym razem sklepowa w kolekturze zatrzymała Ewę: "Jak pani spotka siostrę, to proszę powiedzieć, żeby dług spłaciła. 350 zł".
– W jeden dzień potrafiła przelecieć wszystkie kolektury. A gdy w jednej miała dług, szła do następnej. A jak w każdej, to brała chwilówki. Jak nie mogła brać na siebie, to jak się później okazało, brała na drugą siostrę. I tak to ona długi spłacała. Te zdrapki ją pogrążyły – zamyśla się.
Kilkadziesiąt lat gry, 40 tysięcy złotych długu. I rosnące w szalonym tempie odsetki. Ewa się boi, że może już ze 100 tysięcy być.
Seniorzy drapią z braku
Gdy jest się seniorką na prowincji, lepiej się z uzależnieniem nie obnosić. Kto ma wiedzieć, ten wie. Solidarne milczenie. Tajemnica graczy. Dzieci i wnuków lepiej do tego świata nie wpuszczać.
Inaczej jest w sieci. Tu hamulce puszczają. Emerytki dzielą się zdjęciami zdrapek. Mnożą szczęście. Ale gdy na facebookowych grupach z hazardem w tytule szukam uzależnionych, zapada cisza. Nie odpowiadają nawet na wiadomości prywatne. Zgłaszają się tylko młodzi mężczyźni.
dr Bernadeta Lelonek-Kuleta z Katedry Psychoprofilaktyki Społecznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, terapeutka zaburzeń uprawiania gier hazardowych
Uzależnienia seniorek nie są widoczne w statystykach. Widzą je za to sprzedawcy z kolektur, kiosków.
– Emeryci najczęściej kupują zdrapki. Widywałem ciągle te same twarze kobiet – opowiada Daniel Tumanowicz, aktywista, opiekun seniorów, który przez kilka miesięcy pracował w kiosku.
Historia lubi się powtarzać. Kiedy wygrywają 5,10 czy 20 zł, to bez skrępowania biorą kolejne zdrapki. I tak dalej.
Historia lubi się powtarzać. Kiedy wygrywają 5,10 czy 20 zł, to bez skrępowania biorą kolejne zdrapki. I tak dalej.
– To osoby, po których widać, że się nie przelewa. Czasami wydawało mi się, że wydają na to ostatnie pieniądze. Zero procent ludzi z klasy średniej, zamożnych – dopowiada Tumanowicz.
– Seniorzy drapią z braku. Oni marzą o wielkiej wygranej. Chcą pomóc wnukom. Stoją za tym szlachetne intencje. Tylko często nie zdają sobie sprawy, że przekroczyli próg zdrowego zachowania. I kończy się długami – dorzuca Damian Zdrada, psychoterapeuta uzależnień.
Choć historia zdrapek w Polsce sięga 1999 roku, to boom na kolorowe kartoniki zaczął się kilka lat temu. Wtedy też do terapeutów uzależnień zaczęli zgłaszać się pierwsi pacjenci. Chociaż seniorzy trafiają bardzo rzadko.

Fot. Maciej Stanik
– Ciężko jest im się przyznać do tego, że stary człowiek, doświadczony, który swoje w życiu przeszedł, nie radzi sobie, traci kontrolę. Tym bardziej że terapeutami często są ludzie dużo od nich młodsi – w wieku ich dzieci czy wnuków – tłumaczy dr Bernadeta Lelonek-Kuleta.
Damian Zdrada na palcach u jednej ręki jest w stanie policzyć seniorów, którzy z uzależnieniem przyszli na terapię. Najczęściej przyprowadzają ich dzieci, kiedy dowiadują się o pustych kontach, komornikach. Pytają wtedy zdziwieni: "Kiedy to się stało? Przecież ona tylko niewinnie drapała drapaczki".
W małych miasteczkach problem ma większe rozmiary. – Tam jest największy odsetek osób uzależnionych od hazardu. Na drugim biegunie są właśnie seniorzy. Środek się trzyma: bo praca, dzieci, obowiązki – mówi Zdrada.
Psy dupami szczekają
Senne miasteczko na południu Polski nie budzi się do życia nawet w godzinach szczytu. Ulice puste, rynek w centrum zapełnia się przy sobocie. Kwiaty, ciuchy, owoce, warzywa, starocie.
Seniorka w siwych lokach: – Na tygodniu pusto. Psy dupami szczekają. Nic się nie dzieje. Sami emeryci i renciści. A nic tu dla nas nie ma. Nie ma kina, nie ma teatru, nie ma klubu seniora.
Ale są trzy kolektury. Życie kwitnie nie tylko od święta. Jest z kim porozmawiać. Jest na kogo popatrzeć. – Tu ludzie zawsze są. Drapią, bo co tu robić? – pyta kobieta.
– Nie bardzo jest gdzie wyjść, to człowiek idzie do kolektury. Bo co mam robić? Gdzie pójdę? Do ogródka? Już zakopany, sezon się skończył – wyrzuca z siebie szybkie zdania Marzena, lat 70, od 30 lat w grze, największa wygrana: 7,5 tys. zł. To koleżanka Ewy.
Zaczęło się niewinnie. W miasteczku nie było punktu, więc jak tylko Marzena gdzieś wyjeżdżała, to zahaczała o kolekturę. Kiedy w rodzinnym mieście otworzył się "lotek", to już "poszło". Rozkręciło się na emeryturze. Jest więcej czasu do zabicia.
Dzień do dnia podobny jak bułki kajzerki, po które co rano chodzi. Rutyna trzyma ją mocno: wstaje, kawa, śniadanie, odpala komputer, gra, idzie na miasto, kupuje, drapie, słówko z kimś zamieni. Wraca do domu, sprząta, obiad gotuje, znów siada do gry. Schodzi jej tak do 1:00 w nocy. Mówi, że to dla satysfakcji. Złotówek nie wydaje i nie wyciąga.
– Tam ludzie z całego świata się spotykają. Mało rozmawiamy. Bo trzeba grać, a nie pisać – rzuca.
– Ile godzin dziennie? – dociekam.
– Zdarza się i tak, że osiem – liczy.
Marzena, blond gracja, o miłym usposobieniu i donośnym śmiechu, staje w prawdzie: – Jestem hazardzistką. Widzę to po sobie.
– Po czym? – pytam.
– Kochana, bo codziennie mnie ciągnie do kolektury. Ze zdrapką nie czekam. Bawię się od razu. Gram też w gierki bez pieniędzy na komputerze. Ale w głowie mi już świta: "A może bym tam weszła i zobaczyła, jak to jest za pieniądze grać?"
– Codziennie musi pani puścić lotka albo kupić zdrapkę?
– Muszę, nie muszę. Jak mam pieniądze, to puszczę. Jak nie mam, biorę na zeszyt. Ale rzadko, bo wstyd.
– Kochana, bo codziennie mnie ciągnie do kolektury. Ze zdrapką nie czekam. Bawię się od razu. Gram też w gierki bez pieniędzy na komputerze. Ale w głowie mi już świta: "A może bym tam weszła i zobaczyła, jak to jest za pieniądze grać?"
– Codziennie musi pani puścić lotka albo kupić zdrapkę?
– Muszę, nie muszę. Jak mam pieniądze, to puszczę. Jak nie mam, biorę na zeszyt. Ale rzadko, bo wstyd.
Proszę najcięższą zdrapkę
Niebo wygląda dziś, jakby ktoś zawiesił na nim szarą szmatę. Siąpi, wieje. Pogoda czy niepogoda, Ewa, siostra Marianki, rusza w "miasto". – Po porannej kawce idę po bułeczki, więc od razu sobie zagram – mówi. Od śmierci jej siostry minęło raptem pół roku.
Nogi bolą, ale dzielnie prowadzą do kolektury. Od 25 lat tymi samymi chodnikami kroczy do małego punktu w centrum miasteczka. Zmieniali się sprzedawcy, ale ona dzielnie trwa po drugiej stronie lady. Najpierw ręce wyciągała po lotki, teraz – przeważnie zdrapki. Tańsze. Najpierw dla siebie i męża, teraz została sama. Z emeryturą 2,6 tys. zł i długą listą leków.
Nie ma jeszcze 9. Witają ją tu jak swoją: "O, pani Ewa już jest". Prosi o dwie "zdrapeczki". Nie odkłada przyjemności na później. Drapie na miejscu. W pierwszej pusto. W drugiej 10 zł. Wymienia na następną.
Wąskie usta układają się w delikatny uśmiech. Jest, 50 zł! Od razu humor lepszy, apetyt na grę większy.
Szybkie decyzje: jeszcze jedna zdrapka za 10 zł, pobiera 40 zł w gotówce. Zbiera się do wyjścia. Ale niespodziewanie odwraca się na pięcie i jeszcze prosi o multi za 5 złotych.
Ewa wszystko liczy i zapisuje. W notatniku w kratkę ma cały porządek swojego świata. Z marnej emerytury musi odłożyć: 350 zł na mieszkanie, 250 zł na światło, jeszcze na leki, telewizor, telefon, jakieś rajtuzy, ciuchy.
Szuka oszczędności, nie sięga po jakość. Wie, gdzie w mieście jest najtańsze mięso, gdzie masło w promocji. Wie, ile może wydać na zdrapki, żeby nie zatonąć. W kieszeni po dziś zostaje jej 35 zł. Będzie na granie jutro.
Ewa
– To chyba jest hazard – rozkłada ręce, gdy pytam. Ale nie zamierza nic z tym robić. Niedzielę, dzień święty, uczyniła wolną od drapania.
Czasem ukradkiem zagląda w kąt sklepu-blaszaka, gdzie stoi maszyna do gry. Ale tego to by się bardzo wstydziła. – Co by w mieście powiedzieli? Stara-baba hazardzistka? – pyta.
Ewa nastawia w dużym garnku zupę ogórkową. Siada na krześle przy oknie. Na parapecie stawia kawę, w ręku ma nożyk. Pół godziny zabawy. Szuka liter: K, A, P. Jest: "kapusta". Lubi krzyżówki i gry, które można długo drapać.
Raz wygrała 10 tysięcy: 1,5 tys. zł od razu na opał, 6 tys. zł odłożyła na czarną godzinę, tysiąc złotych podatku. Marzy jej się sto tysięcy. Remont by zrobiła, może na jakąś wycieczkę pojechała?
Mało w życiu widziała. Chociaż mąż po Europie jeździł, ambasady budował. Ona pilnowała ogniska domowego. Na emeryturze razem grali. Wysyłała go do kolektury, czasem i pół godziny czekał, aż otworzą. Prosił o "najcięższą zdrapkę". Ewa się śmieje: –On to był dopiero uzależniony.
Pustkę po nim od lat próbuje zasypać: kryminałami, romansami, zdrapkami i teleturniejami. Kakofonia: telefon, telewizor, rozpędzone myśli.
Przez trzy godziny dziennie patrzy na "Familiadę", "Jeden z dziesięciu", "The Floor" i inne. Odpowiada, zanim zgadnie głos z telewizji. Przez 1,5 godziny dziennie przewija YouTube.
Dopamina, dopamina
Zdrapka ma serduszka. Ma błyszczące gwiazdki. Wisienki. Kolorowa, przyciągająca. Najtańsza za złotówkę, najdroższa – trzydzieści złotych. Obiecuje: "szybką kasę, ekstra pensję, deszcz pieniędzy". Wystarczy potrzeć. I wiadomo, czy szczęście dopisało.
Damian Zdrada: – Uzależniony doświadcza oderwania od rzeczywistości. Przez kilka minut żyje w marzeniach. Ma poczucie, że jest o krok od ich spełnienia. Dla kogoś w trudnej sytuacji kilka minut "ze swoimi marzeniami" to ogromnie silne doświadczenie. Wtedy uzależnienie może rozwinąć się w kilka miesięcy.
Mózg traci hamulce. Znika trzeźwy osąd. Zostaje impuls.
dr hab. n. med. Grzegorz Opielak, psychiatra, psychogeriatra, psychoterapeuta
– Zdrapki to łatwy sposób, dostępny na wyciągnięcie ręki, na to, by dostarczyć sobie stymulacji, pozytywnych emocji, poczuć ekscytację, adrenalinę. Każdy z nas potrzebuje tego, by czuć, że żyje – mówi dr Bernadeta Lelonek-Kuleta.
I dodaje: – Badania, które prowadziliśmy na KUL-u, pokazały, że właśnie te emocje i przyjemne doznania, to była wśród osób starszych jedna z najczęściej pojawiających się motywacji do tego, żeby uprawiać gry hazardowe, między innymi zdrapki. A w przypadku poważniejszego hazardu, seniorzy porównywali granie nawet do orgazmu! Widać, że to są naprawdę bardzo potężne emocje!
Mąż Ewy też kochał grać. Krzyczał: "Przyjdzie na mnie czas, to wygram!". Nie wygrał. 10 lat będzie, jak nie żyje. Rak zjadł mu płuca, potem kości.
Do trumny wsadziła mu dwie zdrapki i lotka. Była wrakiem człowieka, ale pamiętała, żeby spisać numery. Nawet trójki nie było.
Imiona bohaterek zostały zmienione.
Daria Różańska-Danisz, Agnieszka Sztyler-Turovsky
Maciej Stanik
Autorzy artykułu:
Podobają Ci się nasze artykuły?
Możesz zostawić napiwek.
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Sprawdź, jak to działaKwota napiwku

