"Stara panna rezerwująca w restauracji jednoosobowy stolik"? "Gość, który chodzi sam do kina"? Choć możemy twierdzić, że samotne wyjście na miasto to dla nas nic strasznego, cień obawy, że tak właśnie o nas pomyślą inni, pozostaje.
“Jedyną czynnością, która dobrze wychodzi samotnym, jest samogwałt” – pisał przed laty Andrzej Sapkowski w “Chrzcie ognia”, trzeciej części słynnej wiedźmińskiej sagi. Dziś o Wiedźminie wciąż jest głośno, a to głównie za sprawą rewelacyjnych gier komputerowych opartych na tej serii.
Zagrywają się w nie nastolatki nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, spędzając przed monitorem długie godziny w wirtualnej, fantastycznej rzeczywistości. Samotnie.
Wśród tej lepiej zsocjalizowanej, lepiej ubranej, bardziej uśmiechniętej i wyluzowanej części rówieśników ci samotni gracze to często “nerdy”, “nołlajfy” i żałosne życiowe niedorajdy. W naszej kulturze tę wzbudzającą pożałowanie figurę “komputerowego geeka” uzupełniają jeszcze “stara panna rezerwująca jednoosobowy stolik” i “gość, który chodzi sam do kina”. Te z lekka pogardliwie traktowane postaci łączy jedno – rzekoma samotność.
Stolik dla jednej osoby
Holenderska artystka Marina van Goor pod koniec czerwca otworzyła w Amsterdamie lokal, w którym znajdują się tylko jednoosobowe stoliki. Ta pop-upowa restauracja, której żywot trwał tylko dwa dni, miała m.in. w przekorny sposób zwrócić uwagę na liczne negatywne konotacje, jakie nadajemy samotnemu spożywaniu posiłków.
O tym, że samotne jedzenie u wielu osób wzbudza poczucie dyskomfortu, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. “Czy jest cokolwiek bardziej żałosnego, niż rezerwacja pojedynczego stolika?” – pytała dziennikarka “Forbesa” opisując sytuację, gdy pewna kobieta tak bardzo wstydziła się, że siedząc w restauracji sama wychodzi na “starą pannę”, że prowadziła przez komórkę udawaną konwersację. Niestety, zdradził ją dzwonek telefonu, który niespodziewanie zadzwonił.
Sam w kinie
“Czy to dziwne, że chodzę sam do kina?”, “Byłam sama w kinie, czy to smutne?” – takie pytania wychwycić można na przeróżnych internetowych forach, gdzie przeżywające trudny czas nastolatki starają się dyskretnie wybadać reguły gry w swoim towarzyskim uniwersum.
Niech jednak pierwszy rzuci kamieniem ten, kto twierdzi, że to tylko nieistotny problem wieku dorastania. Czy wybierając się sami do kina nie macie choćby minimalnego poczucia jakiejś niestosowności? Czy nie przebiega was dreszcz niepokoju, że spotkacie kogoś znajomego, przed kim trzeba się będzie tłumaczyć, co samotnie robicie na tej komedii romantycznej?
Jak zauważył pewien amerykański bloger, samotnie wyjście do kina nigdy nie jest niewinne i “ot tak po prostu”. Czy tego chcemy czy nie, nasza samotna obecność jest sygnałem dla świata: “oto ja, porażkowiec, którego nikt nie lubi” albo też “oto ja, dzielnie konfrontujący się z waszym głupim przekonaniem, że do kina nie można chodzić samemu”.
W tym stwierdzeniu jest chyba sporo prawdy, bo rzeczywiście żyjemy w czasach, gdy samotność bywa okrutnie piętnowana i po prostu dziwna. Lansowana w popkulturze nieustanna zabawa i imprezowanie “w gronie znajomych”, wirtualna rywalizacja na liczbę “facebookowych pokemonów” (bo przecież nie prawdziwych przyjaciół) i wywodzące się z USA uwielbienie dla społecznej “popularności” stawiają urodzonych samotników w ciężkiej sytuacji. Jak z niej wybrnąć?
Samotność jest cool
Jeśli ktoś nie ma na tyle siły, by po prostu nie przejmować się opinią innych i robić to, na co się ma ochotę – samotnie albo w towarzystwie, oto kilka konkretnych powodów, dla których czasem warto bez cienia żalu oddać się samotności.
Bardzo filozoficznie temat ujęła podróżniczka Beata Pawlikowska, odpowiadając w wywiadzie dla portalu naszemiasto.pl na pytanie o to, dlaczego podróżuje sama.
Wspaniale o samotnym doświadczaniu rzeczywistości pisał też dziennikarz “Tygodnika Powszechnego” Michał Okoński w swojej książce “Futbol jest okrutny”. Jako piłkarski maniak podkreślał, że mecze swojego ukochanego Tottenhamu stara się oglądać sam, bo tylko wtedy może w pełni oddać się temu quasi-religijnemu wydarzeniu.
Trudno też wyliczyć wszelkie przewagi samotnego stołowania się na mieście. Pisała o nich m.in. Oprah Winfrey, wspominając, jak “wolna od wszelkich innych bodźców, może skupiać się na subtelnych trawiastych nutach koziego sera i czuć, jak powoli roztapia się on na języku”.
Czyż nie jest to zachęcająca perspektywa? Ale jeśli ten argument kogoś nie przekonuje, może warto wziąć pod uwagę inny fakt, który przytacza Oprah: naukowo dowiedziono, że jedząc w samotności, szybciej się najadamy i w efekcie konsumujemy mniej kalorii.
To wspaniałe miejsce, by zjeść posiłek w przyjemnej samotności, ekscytujący eksperyment dla tych, którzy nigdy nie jedzą na mieście samotnie i dobre miejsce dla tych, którzy robią to regularnie. CZYTAJ WIĘCEJ
Beata Pawlikowska
Bo wtedy człowiek koncentruje się na tym, co jest w nim w środku, a mniej na tym, co jest na zewnątrz. Poza tym, kiedy jesteś z innymi ludźmi, zawsze starasz się ich zadowolić, utrzymać kontakt, rozmowę, więc ciągle z kimś rozmawiasz, zadajesz pytania, dzielisz się swoimi myślami, wrażeniami. A kiedy człowiek jest sam to zaczyna rozmawiać sam ze sobą. Nie ma potrzeby, żeby ciągle coś mówić. Wtedy zaczynasz słyszeć swoje własne myśli. I to jest najbardziej zdumiewająca rzecz, jakiej można doświadczyć. CZYTAJ WIĘCEJ