Zdarzało się, że polscy paparazzi robili zdjęcia z lotni albo z helikoptera. Ale na co dzień to zdecydowanie mniej ekscytujący zawód, niż się wydaje. Czatowanie po kilka godzin na zimnie, spory z celebrytami, niskie stawki – taka jest rzeczywistość. - Fantastyczne opowieści o chowaniu się w piasku na plaży albo robieniu zdjęć z dachów wieżowców należy wsadzić między bajki – opowiada nam jeden z nich.
Pierwotnie miał to być tekst z serii "dzień z życia". Niestety, paparazzi nie chcieli się zgodzić na to, by ktoś im cały dzień towarzyszył. Nie chcą bowiem być celebrytami, tylko celebrytów fotografować i rozgłos jest dla nich szkodliwy. A na dodatek, jak powiedział mi jeden z dwóch moich rozmówców, taka relacja mogłaby być straszliwie nudna. - Musiałbyś napisać, że pół dnia marzł ci tyłek pod płotem, a drugie pół spędziliśmy przed komputerem wybierając najlepsze fotki – wyjaśniał M.
Ostatecznie jednak dwóch z nich, M i P, nazwijmy ich roboczo Marcin i Piotr, zgodzili się co nieco opowiedzieć o pracy paparazzi. O tym jak wygląda ona na co dzień, a nie w stereotypach, bo historie o tym, że ktoś ukrył się w piasku i leżał tam dobę czekając na celebrytkę, to zwykłe kłamstwa.
***
- Mój dzień wygląda jak każdego innego człowieka. Wstaję rano, śniadanie, kawa, przeglądam prasę. Dobry paparazzi musi być na bieżąco, a nawet myśleć z wyprzedzeniem o tym, kto będzie teraz na topie albo gdzie wyniuchać aferę – opowiada M, profesjonalista.
- Kiedy pojawiają się plotki o tym, że ktoś ma kryzys w małżeństwie, to warto od razu się zainteresować. Trochę pośledzić jego lub ją, żeby zobaczyć czy np. nie ma kochanki. W ten sposób na jaw wyszło już kilka skandali. Dobry paparazzi musi nie tylko wiedzieć, co w branży piszczy, ale jeszcze umieć to wykorzystać. Inaczej czeka go tylko czatowanie na celebrytki wychodzące na spacer z dziećmi – wyjaśnia.
Marcin czasem pracuje, czasem nie. Nie robi zdjęć codziennie, bo nie musi. Piotr patrzy na to trochę inaczej. - Często bywa tak, że w danym miesiącu trzeba nastrzelać sporo fotek, nawet najgorszych, żeby jakoś pensję wyrobić. Bo żadnych hitów nie ma, a za coś żyć trzeba – podkreśla. Jego plan dnia jest bardzo różny – jeśli trzeba zrobić zdjęcia, to albo na ustawce, albo z cynku albo trzeba szybko poszukać jakiejś okazji.
To ostatnie rzadko się zdarza dobrym paparazzi, żeby na gwałt czegoś szukać. Zazwyczaj wiedzą, mają informatorów albo dowiadują się ciężką pracą, więc działają z cynku. Dają im go albo redakcje albo ich informatorzy na wyłączność. Czasem nawet wśród znajomych można coś wynaleźć. Ktoś wspomni, że np. wprowadził się obok niego celebryta, ktoś inny widział znanego aktora z młodą dziewczyną i już jest trop – wskazuje M. Jak mówi, każdą osobę można wykorzystać to pozyskania informacji: kelnerkę w modnej knajpie, sprzedawcę w sklepie, kierowcę, nianię czy kogokolwiek innego, kto może mieć kontakt z celebrytami.
***
Piotr już się nauczył tego wszystkiego, ale w zawodzie pracuje tylko od kilku lat. Siłą rzeczy, ma mniej kontaktów i mniejszą renomę. Zarabia mniej. W zależności od tego, jakie zdjęcia będzie robić, wychodzi z domu i idzie czatować. Marcin robi podobnie - czeka w samochodzie, całkiem luksusowym. Stać go, bo zarabiał na fotkach jeszcze w czasach, kiedy aparaty w komórce i cyfrówki nie były powszechne. - Gdybym zaczynał dzisiaj, to na wiele rzeczy nie byłoby mnie stać – zaznacza. Piotrek też ma samochód, ale stary i zdecydowanie mniej luksusowy.
Na miejscu czeka na daną osobę. W zależności od tego, kto to jest i z jakiej okazji ma się tam pojawić, czaty wyglądają różnie. Profesjonalista raczej nie robi zdjęć ot tak, celebrytce z dzieckiem, bo to może zrobić każdy Polak na spacerze. Ale już przyłapać znanego show-mana na randce albo polityka z młodą dziewczyną – to łakomy kąsek, bo można sporo zarobić. Ustawki są najsłabiej płatne i najmniej ciekawe.
- Jeśli to osoba, którą znam i która mnie lubi, to czekam w aucie, wychodzę i robię zdjęcia. Znani czasem nawet pomachają, uśmiechną się, a jak ładnie poprosisz, to zapozują. Nie ma tu reguły, bo jak we wszystkich branżach, tak i tu zdarzają się kompletne chamy albo gbury, ale i ludzie mili, otwarci, sympatyczni – opowiada M. - Ale kiedyś jeden bardzo znany pan z telewizji, jak mnie zobaczył, rzucił we mnie butelką z piciem. Tragedii nie było, ale przyjemne to też nie jest - zaznacza.
Kiedy więc Marcin wie, że celebryta za nim nie przepada, to zostawia auto i gdzieś się chowa. Za winklem, na schodach, za płotem, ewentualnie w krzakach. Wchodzenia na drzewa, wchodzenia do mieszkań ludziom, którzy akurat mieszkają na przeciwko czy inne dziwne metody kamuflażu M radzi wsadzić między bajki. - To takie mity, które chyba sami paparazzi, żeby podnieść swój prestiż, wymyślili – śmieje się mój rozmówca.
Pstryk, pstryk, pstryk i do domu. Wybrać te najlepsze. A potem znaleźć redakcję, która to kupi albo odezwać się do agencji zajmującej się tabloidowymi fotkami. - A Ty chciałeś cały reportaż z tego robić, przecież to był nawet pół strony nie zajęło – kpi ze mnie M.
***
Nie brzmi zbyt ekscytująco? Bo i takie nie jest. Praca paparazzi to ciężki kawałek chleba, w którym robienie zdjęć to tylko jeden – i to ten łatwiejszy – z elementów. Zdecydowanie trudniejsze jest zorganizować sobie informacje, uprzedzić innych, złapać temat, który nie będzie trywialny i zbyt przerobiony, bo inaczej trudno liczyć na dobre pieniądze. - Zestaw zdjęć, w zależności od osoby i sytuacji, to od kilkuset do kilku tysięcy złotych – mówi mi M. Ale kilka tysięcy już zdarza się naprawdę rzadko, trzeba mieć mega hit. Coś, co zacytuje cała Polska, co trafi na portale, co inni będą skanować i sobie pokazywać.
- Do tego trzeba mieć wyczucie mediów. Wiedzieć, kto jest na topie, a kto na dnie. Kogo pokazywać pozytywnie, a kogo negatywnie. Megaskandale są dobre zawsze – dodaje Marcin.
Takich superzdjęć było trochę w polskiej historii prasy brukowej. Najsłynniejszy przykład to Jolanta Kwaśniewska topless, którą uwiecznił Grzybek, Piotr Grzybowski. Żeby to zrobić, leciał na lotni. Negatywy zbierał na Ziemi człowiek na skuterze. To on zrobił też zdjęcia Ludwikowi Dornowi z kochanką. Paparazzi, który robił zdjęcia na ślubie Roberta Lewandowskiego, robił to z helikoptera. Ale to są wyjątki. Zwykły dzień życia paparazzi jest zdecydowanie nudniejszy.
***
Obaj moi rozmówcy podkreślają, że każdy ma nieco inny system pracy. Są tacy, którzy na przykład wybierają znaną knajpę na Saskiej Kępie, bo mieszka tam sporo celebrytów. Istnieje spora szansa, że któryś z nich tam przyjdzie i np. porządnie się upije. - Pijaństwo i imprezy zawsze w miarę dobrze się sprzedają – podkreśla Piotr.
Inni wolą popatrzeć na to, co grzeje w prasie i internecie i iść łapać na żywo. Komunikują się ze sobą, mają swój slang – opisany, między innymi, przez "Politykę". Paparazzi wiedzą dokładnie, gdzie kto mieszka, gdzie są plany filmowe i seriali, gdzie celebryci bywają, jedzą, chodzą do spa, na imprezy, a nawet gdzie mają kochanki lub kochanków. - To w sumie smutne, ile o nich wiemy. O takiej Kasi Cichopek to chyba nawet wiem więcej, niż o swojej dziewczynie – śmieje się Marcin.
A co się dzieje, gdy na siebie wpadną na tych samych czatach albo spotka się kilku paparazzi? - Zazwyczaj staramy się sobie nie wchodzić w drogę – stwierdza krótko Piotr. Gdy jednak dopytuję obu moich rozmówców o relacje między fotografami, nie chcą zdradzać szczegółów. - Jak w każdym zawodzie, z niektórymi się przyjaźnisz, z innymi nie znosisz. Proste – wyjaśnia Marcin.
Obaj jednak przyznają, że ich zawód powoli bo powoli, ale odchodzi w zapomnienie. - Internet, smartfony, to wszystko sprawia, że pracy mamy coraz mniej, bo każdy może strzelić fotkę, wystarczy że się napatoczy na celebrytę. Redakcje coraz częściej zachęcają do tego, by donosić. Bo wbrew pozorom, zapotrzebowanie na skandale nie jest wcale mniejsze. Ba, nawet większe, bo dzisiaj więcej wolno i więcej prasa może opublikować. A ludzi nic bardziej nie cieszy, niż zobaczyć, że znanym i bogatym wiedzie się gorzej – gorzko rzuca na koniec naszego spotkania Marcin.