Po swojej poniedziałkowej wypowiedzi na temat pociągów i klimatu, która zbulwersowała wielu komentatorów, minister Bieńkowska broni się mówiąc “nie jestem od tego, aby ładnie się PR-owsko prezentować, tylko żeby pracować”. Pytanie tylko, czy wyborcy tego właśnie oczekują od polityków?
Raz na jakiś czas w wielkim spektaklu, którym jest codzienna “medialna” polityka, zdarza się moment wyjątkowy: moment, w którym wydaje się, że zza zasłony PR-owych komunałów, okrągłych zdań i wizerunkowych masek, na krótką chwilę wyziera prawda. Czasem jest to nagranie tajnych politycznych negocjacji, czasem chwila nieuwagi podczas medialnej dyskusji. Tak czy inaczej, w świat idzie komunikat, którego polityk nie zaplanował. I często rozpętuje się burza. Niebezpieczna - jak pokazuje nawet najnowsza historia - dla tych, którzy znaleźli się w jej centrum.
Szczerość nie zawsze popłaca
I właśnie prawdziwa burza rozpętała się, kiedy 17 września 2006 roku węgierskie radio wyemitowało fragmenty zakulisowych nagrań, na których premier Węgier Ferenc Gyurcsány przyznawał się do tego, że jego rząd od dwóch lat okłamuje obywateli. Ten przypływ szczerości kosztował premiera urząd.
Gromy spadły też swego czasu na polskiego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, gdy w lipcu 1997 w obliczu ogromnej klęski powodziowej pod adresem poszkodowanych osób dość bezdusznie powiedział: “to jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać”.
Ogromne kontrowersje wzbudził też Waldemar Pawlak, gdy w 2012 roku jako urzędujący wicepremier otwarcie przyznał, że “nie za bardzo wierzy w państwowe emerytury”. – Staram się zabezpieczyć swoją przyszłość przez oszczędności i przez dobre relacje z moimi dziećmi. To będzie pewniejsze niż te różne państwowe chimeryczne rozwiązania – mówił w rozmowie z TVN 24.
Szyderstwa i oburzenie wzbudziła też w poniedziałek minister Elżbieta Bieńkowska, która pytana o ostatnie problemy i opóźnienia na polskiej kolei “chlapnęła”: “Sorry, taki mamy klimat”. Wielu oskarżyło ją o nieudolność i arogancję, ale nawet niezbyt życzliwi rządowi publicyści przyznawali, że… w dużej mierze Bieńkowska powiedziała po prostu prawdę. Czy ta prawda przekreśli wielką polityczną karierę pani wiceminister?
Wizerunkowa wpadka...
“Już raz Włodzimierz Cimoszewicz przegrał dla SLD wybory mówiąc powodzianom, że mogli się ubezpieczyć. Nie miał racji? Miał. Ale polityk ponosi odpowiedzialność za swoje słowa. Bo po powodzi też można powiedzieć, że taki mamy klimat” – zauważa na łamach “Rzeczpospolitej” Michał Szułdrzyński.
– Rasowy polityk powiedziałby: przepraszamy, usuniemy, to się nie powtórzy, trakcje nie będą oblodzone, to była anomalia pogodowa. A ona powiedziała, jak jest – broniła Elżbiety Bieńkowskiej w radiu Tok FM Renata Kim z “Newsweeka”. – Polityk nie powinien mówić prawdy, bo mu się oberwie – dodawała na Twitterze Agnieszka Rucińska.
Dla większości Polaków E. Bieńkowska byłaby fajna, gdyby osobiście biegała z termosami po pociągach i kroiła pasażerom szyneczkę do kanapek.
Z opinią Gozdyry zgadza się Tomasz Skupieński, bloger naTemat i ekspert marketingu politycznego: – Obywatele oczekują, żeby w takich sytuacjach rządzący pokazali, co zrobią, by takie problemy się nie powtórzyły i jak rozwiążą kryzys. Słowa Bieńkowskiej w oczach wielu mogły być dowodem bezradności i kapitulacji państwa – zauważa Skupieński.
Być może rzeczywiście z wizerunkowego punktu widzenia lepiej byłoby, gdyby pani minister z kanapkami i termosem ruszyła do pociągów, tak jak swego czasu Sławomir Nowak osobiście doglądał na Dworcu Centralnym wprowadzenia nowego rozkładu jazdy PKP, a premier Tusk w swojej słynnej kurtce składał wizyty powodzianom.
Ale czy otwarte przyznawanie się do tego, że rząd nie jest wszechmocny, nie jest w gruncie rzeczy uczciwsze niż czysto wizerunkowe i populistyczne zagrywki (bo przecież premier odwiedzinami w domu powodzian nie poprawił w żaden sposób ich losu)?
...czy budowa wizerunku "twardej babki"?
Dr Olgierd Annusewicz z Instytutu Nauk Politycznych UW podejrzewa, że wielu wyborców może już być zmęczonych standardowymi politycznymi frazesami i ciągłym owijaniem w bawełnę.
Dr Annusewicz stawia nawet tezę, że postawa Bieńkowskiej jako tej, która “mówi prosto z mostu”, może być wynikiem jej świadomej strategii wizerunkowej. Potwierdzać to mogą jej słowa z wtorkowej konferencji prasowej, gdy zapewniała “nie jestem od tego, aby ładnie się PR-owsko prezentować, tylko żeby pracować”.
– Mówienie, że nie gra się w PR samo w sobie też jest rodzajem PR-u – zauważa dr Annusewicz. Jego zdaniem całe zamieszanie wokół Bieńkowskiej tylko wzmocni jej wizerunek “twardej babki” czy też “Żelaznej Damy”. – Pokazuje, że robi swoje, nie przejmując się, co będą o niej mówić media – ocenia Annusewicz.
Czyżby Bieńkowska była więc aż tak wyrachowanym graczem? Tomasz Skupieński jest sceptyczny: jego zdaniem pani minister zaliczyła po prostu wizerunkową wpadkę. – Wcześniej w ograniczonym tylko zakresie stykała się z wizerunkową polityką. Stąd może jej niestosowna wypowiedź – ocenia.
Jak ostatecznie zostaną odebrane jej słowa? W najbliższych dniach okaże się, jak sprawę Bieńkowskiej rozegrają obie strony politycznego sporu. Jedni będą przedstawiać ją jako dowód szczerości, inni – bezradności i arogancji. Ostateczna decyzja należy jednak jak zawsze do wyborców.
Duża część obywateli może po słowach Bieńkowskiej pomyśleć, że oto w końcu znalazł się ktoś, kto jest gotów mówić rzeczy niepopularne, ale szczere. Być może pozwoli to pani minister wyróżnić się spośród dziesiątek innych polityków, którzy za pomocą okrągłych zdań prześlizgują się tylko po trudnych tematach.