Walentynki to święto, które pod płaszczykiem najpiękniejszych emocji zachęca do rozbuchanego konsumpcjonizmu. "Zmusza" sporą część populacji do kompulsywnego kupowania ckliwych maskotek, kiczowatych pocztówek i nagłej eskalacji górnolotnych wyznań. Ale są też tacy, co Walentynki bojkotują. Nad wyraz skutecznie.
Samo święto ma historię starą jak cywilizacja. Niektórzy łączą Walentynki ze starożytnymi Luperkaliami, które odbywały się właśnie 14 i 15 lutego, natomiast sam dzień św. Walentego obchodzono od czasów średniowiecza. Zwyczaj wysyłania walentynkowych kartek wziął się stąd, że męczennik tuż przed śmiercią napisał do swojej ukochanej miłosny list, który podpisał "od twojego Walentego". Został skazany za to, że udzielał ślubów młodym legionistom, a w więzieniu zakochał się w niewidomej córce strażnika, która pod wpływem emocjonalnego listu odzyskała wzrok. Mimo wszystko na przyszłym świętym wykonano egzekucję właśnie14 lutego, stąd data święta.
Sama historia Walentynek jest więc bardzo piękna i w jej świetle nienawiść do święta brzmi nieco kuriozalnie. Ale czy na pewno? Od kilku lat głosy antywalentynkowe są częstsze niż te, które zachęcają do hucznego obchodzenia 14 lutego. Przede wszystkim dlatego, że Walentynki stały się doskonałą okazją do zachęcania klientów do wzmożonej konsumpcji. Dla handlowców to doskonałe zapełnienie martwego sezonu pomiędzy świętami Bożego Narodzenia a Wielkanocą.
Walentynki i zgniły Zachód
Święto miłości sprowadza się więc już tylko do kupowania: walentynkowych maskotek, lizaków, bombonierek, breloczków, skarpetek i bielizny. Producenci tego typu gadżetów mają ogromny rynek zbytu, ale dla wielu to tylko komercyjne święto, które nie ma żadnego głębszego przesłania. Oprócz przedmiotów ogromne żniwa zbierają również producenci niemalże zapomnianych kartek pocztowych i bardziej popularnych e-kartek. Ci bardzo szybko reagują na negatywnie nastawionych do walentynek konsumentów i często przygotowują antywalentynkowe pocztówki z hasłami w stylu "walentynki srentynki, po prostu daj mi czekoladę" lub wymowne "nienawidzę Cię" w czarnym serduszku.
Według kulturowych purystów, walentynki to amerykańskie święto, które "przyszło" do nas ze zgniłego Zachodu. Ponoć skutecznie wypiera rodzime tradycje, według których miłość eksploatowano przede wszystkim podczas Nocy Kupały i Andrzejek. Rzeczywiście, kolorowe serduszka i czekoladki są dalekie od prasłowiańskiej tradycji wolnego, rytualnego seksu – jednak czy to jedyny powód do tego, żeby nienawidzić zachodnie święto zakochanych?
Wiele osób nie jest w stanie wytrzymać przesłodzonej, ckliwej i sztucznie wzruszającej atmosfery święta – podstawowym argumentem o nieobchodzeniu Walentynek jest to, że "miłość powinno się celebrować codziennie, a nie od święta". Jednak miłość, z jaką mamy do czynienia na co dzień jest pozbawiona cukierkowej aury czekoladek i czerwonych róż przy blasku świec. Dla większości to motywy zarezerwowane na specjalne okazje, którymi – w tym wypadku – mogą być właśnie walentynki.
"Forever alone"
Jednak kolejnym, i chyba najważniejszym powodem bojkotu walentynek, jest fakt, że nie każdy ma je z kim spędzać. Kulturowy przymus jedzenia kolacji przy świecach z ukochanym/ukochaną i obdarowywania go/jej puchatym, czerwonym sercem z pozytywką i napisem "I love you" może być dla samotnych po prostu odrażający. W momencie, gdy do popkulturowej, konsumpcjonistycznej szopki dołączy się bardzo silne emocje, całość zamienia się w całkiem poważny protest.
Nienawidzę walentynek, bo nie mam chłopaka, w dodatku jestem na diecie, więc nie mam nawet pizzy na pocieszenie :(
Samotność w święto zakochanych dla wielu może być zdecydowanie bardziej dotkliwa. Już kilka dni przed 14 lutego media, handlowcy i wredni znajomi przekonują, że spędzenie Walentynek w samotności jest emocjonalnym samobójstwem, a brak partnera akurat tego dnia doprowadzi ich do skrajnej rozpaczy. Nic dziwnego, że doprowadza to ich do skrajnej, ale wściekłości.
Antywalentynki
Niechęć do cukierkowego, przesłodzonego święta jest w pełni zrozumiała. Dwa lata temu powstał blog Nienawidzę Walentynek, którego facebookowy fanpage "lubi" blisko 80 tys. użytkowników.
Jawna nienawiść do Walentynek stała się fantastyczną pożywką dla marketingowców wielu firm: często organizowane są "Antywalentynki", które swoją stylistyką znacząco odchodzą od żenującej estetyki święta, popadając często w odmienny rodzaj kiczu. W jednej z sieci kin pod tym hasłem organizowany jest ENEMEF Noc Grozy, podczas którego zostaną zaprezentowane krwawe horrory. W tym samym czasie pod szyldem "antywalentynek" organizowane są koncerty metalowe, imprezy klubowe i zwykłe domowe posiadówki. 14 lutego można przetrwać.
Dla wielu Walantynki łączą się z przykrymi wspomnieniami związanymi z zakończonym związkiem. O burzliwych rozstaniach i wielkim, przytłaczającym smutku często przypominają przedmioty, należące do byłego partnera / partnerki lub takie, które zostały zdobyte wspólnie. Wiele osób nie potrafi się z nimi po prostu rozstać, ale nie chce ich również dłużej trzymać w swoim mieszkaniu. Właśnie dla takich osób w Chorwacji powstało Muzeum Zerwanych Związków, w którym znajduje się ogromna ilość z pozoru zwykłych przedmiotów.
Z każdym z nich łączy się konkretna historia, często tragiczna, jak np. z siekierą, którą były chłopak porąbał wszystkie meble należące do jego ukochanej. Oprócz tego można znaleźć tam min. aerozol do nosa, nakręcanego zajączka, męskie slipy, białe lakierki i niezliczoną ilość pierścionków, kartek i maskotek, również tych ofiarowywanych w ramach walentynkowego prezentu (więcej o Muzeum Zerwanych Związków można przeczytać tutaj). Do każdego przedmiotu dołączony jest krótki opis, który tłumaczy jego kontekst.
W Polsce podobną akcję można znaleźć w popularnym, internetowym serwisie sprzedażowym – tablica.pl, gdzie specjalnie przed 14 lutego można wystawić niechciane przedmioty należące do byłego partnera lub partnerki. według organizatorów akcji, sprzedaż niechcianych przedmiotów może stanowić rodzaj psychoterapii.