Co się stało z samolotem malezyjskich linii lotniczych MH370? Spadł do morza? Rozbił się? A może został porwany? Tego jeszcze nie wiedzą nawet śledczy i ekipy poszukiwawcze z całego świata. Dziwi natomiast fakt, że samolot, który w dzisiejszych czasach jest śledzony przez najnowsze technologie, tak nagle znika z radarów, a mimo to w telefonach komórkowych jego pasażerów cały czas słychać sygnał. Halo?! Czy wszystko w tej sprawie gra?
Nic nie znaleziono. Nie ma śladów na morzu, które świadczyłyby o tym, że samolot na pewno się tu rozbił. Nie widać znaków na lądzie. Ot tak, zniknęła wielka maszyna. Sprawa nie jest analogiczna do tej głośnej z 2009 roku z katastrofą samolotu Air France, który zaginął gdzieś nad oceanem. W tamtym przypadku maszyna była poza zasięgiem radarów, kiedy doszło do tragedii. Tu mamy do czynienia ze zniknięciem samolotu, który był w zasięgu radarów, można go było śledzić nawet na stronie „Flightradar24”. Po prostu nagle punkcik oznaczający ten samolot przestał się pojawiać na ekranie.
Najciekawsze w całej sprawie jest to, że mimo wszystko nie wiadomo, gdzie dokładnie zniknął samolot. Mówi się, że było to gdzieś w połowie drogi pomiędzy Malezją a Wietnamem, gdzieś nad zatoką tajską. Pojawiają się jednak opinie, według których mógł on zobaczyć z kursu i ostateczne zniknąć w okolicach Morza Andamańskiego, kilkaset kilometrów od swojego właściwego kursu. Najnowsze, choć nadal nieoficjalne, doniesienia mówią, że został on namierzony przez malezyjskie wojsko w Cieśninie Malakka.
#mh370 World's first 16 ctries' 13 warships, 300yds apart 20knts, searching every inch of big ocean till it's found pic.twitter.com/J97X15miUe
Druga zagadka. Krewni i znajomi pasażerów odkryli, że mogli znaleźć swoich bliskich online za pomocą chińskiego komunikatora „QQ”. Natomiast inni, kiedy dzwonili, słyszeli sygnał, choć telefony nie zostały odebrane. Te doniesienia potwierdziły rodziny ponad stu pasażerów oraz przedstawiciele linii lotniczych, którzy próbowali kontaktować się z załogą. Zdaniem ekspertów nie musi to oznaczać jednak, że właściciele żyją.
– To jest jedna z najsmutniejszych rzeczy związanych z technologią. Ludzie dzwonią i słysząc sygnał myślą, że łączą się z ukochaną osobą. Tymczasem po drugiej stronie nic nie dzwoni. Sygnał jest wysyłany przez sieć komórkową i jest jakby oznaką, że „poszukuje” telefonu, na który ktoś dzwoni – mówił ekspert ds. technologii CNN, Jeff Kagan
Co się stało z samolotem MH370? Najczęściej pojawiające się tezy
Wybuch w powietrzu: brak śladów wraku może być spowodowany tym, że samolot spadł do malezyjskiej dżungli Atak terrorystyczny: Szef CIA nie wykluczył takiej ewentualności. Do tego dwóch pasażerów weszło na pokład z fałszywymi paszportami Kłopoty z zasilaniem: Sabotażysta mógł odciąć wszystkie źródła prądu w samolocie. W końcu na pokładzie było 20 ekspertów od elektroniki Porwanie: tę tezę potwierdziłyby domysły o tym, że samolot zawrócił. Można to połączyć z tezą o porwaniu terrorystycznym Błąd pilota: Kapitan samolotu był znany z tego, że zapraszał pasażerki do kokpitu, i regularnie palił przy nich cygara. Czyżby coś przeoczył? Samobójstwo pilota: Ostatnie słowa pilota podobno brzmiały „No dobra, dobranoc”
Szef CIA John Brennan nie wykluczył, że samolot mógł zostać uprowadzony. Dodał, że agenci wcześniej donosili, że do porwania może dojść.
Sid McGuirk, specjalista od kontroli lotów z Uniwersytetu Aeronatycznego z Embry-Riddle, uważa że taki scenariusz nie wchodzi w grę. Porwany samolot nie mógł po prostu wyparować. Zdaniem eksperta zamachowcy musieliby wyłączyć wszystkie nadajniki, a także zniżyć się na pułap poniżej radarów. McGuirk uważa, że to niemożliwe, aby samolot o rozmiarach Boeinga 777 mógł przelecieć niezauważony, a co dopiero wylądować. – Zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że przed zniknięciem nie było żadnych komunikatów ze strony pilotów – mówił McGuirk w rozmowie z portalem „ScientificAmerican.com”.
Niejasności jest więcej. Bo poszukiwania trwają na obszarze kilku tysięcy kilometrów kwadratowych. Na lądzie i na dwóch morzach. Komentatorzy zwracają też uwagę, że na pograniczu strefy kontroli powietrznej z Wietnamem pilot lotu MH370 powiedział „No dobra, dobranoc”.
Do tego dotarła informacja o tym, że ośmiu mężczyzn z Marangu, wioski rybackiej na wschodnim wybrzeżu Malezji usłyszało potężny wybuch. W zeznaniu powiedzieli, że siedząc na ławce jakieś 400 metrów od plaży, po północy usłyszeli potężny wybuch. Ich zdaniem mogło to mieć jakiś związek z zaginionym samolotem MH370, który leciał do Pekinu. Tak więc wracamy nad zatokę tajską.
Skoro tak, to jak wyjaśnić kolejne doniesienie, że 10 mil od zachodniego wybrzeża Malezji natrafiono na niezwykle istotny ślad samolotu. Rybacy z Port Dickson przekazali do Malezyjskiego Urzędu Morskiego tratwę ratunkową, która ich zdaniem mogła należeć do samolotu linii Malaysia. Na boku nadmuchiwanej szalupy jest napis „Boarding”, który zdaniem ekspertów potwierdza tę hipotezę. Obecnie w region popłynęło kilka okrętów poszukiwawczych, które sprawdzą, czy tam doszło do wypadku.
I choć niektóre wątpliwości udaje się rozwiać, to zniknięcie tego samolotu pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych spraw lotniczych w historii. Przynajmniej na razie. Po odnalezieniu czarnych skrzynek może się okazać, że jej przyczyny były zupełnie inne (i mniej wymyślne) niż wszystkim się wydawało.