Kilkadziesiąt tysięcy Rosjan przeszło dziś ulicami Moskwy w marszu sprzeciwu wobec rosyjskiej interwencji na Ukrainie. W tym samym czasie rosyjskie wojska podjęły próbę zajęcia kolejnych obszarów, już poza Krymem. Tym razem ukraińskie wojska miały jednak zmusić Rosjan do odwrotu.
O tym, że Rosji przestał wystarczać już tylko Krym doniósł w sobotnie popołudnie korespondent CNN, Ivan Watson. Z jego relacji wynika, że gubernator graniczącego z Krymem obwodu chersońskiego poinformował, iż w jego regionie próbowały operować trzy rosyjskie śmigłowce z kilkudziesięcioma żołnierzami na pokładach. Rozszerzenie okupacji Ukrainy poza Krym tym razem uniemożliwiły im jednak działania wojsk ukraińskich.
Na Krymie trwają tymczasem przygotowania do referendum w sprawie przyłączenia republiki do Federacji Rosyjskiej, które ma odbyć się już w niedzielę. Dziś Rada Najwyższa Ukrainy postanowiła tymczasem o rozwiązaniu parlamentu Autonomicznej Republiki Krymu z powodu prorosyjskich rozstrzygnięć, które w nim zapadały. W tym szczególnie decyzję o przyłączeniu do Rosji, którą w piątek ukraiński Trybunał Konstytucyjny uznał za podjętą z pogwałceniem prawa.
Na ulice Moskwy w sobotę wyszedł tymczasem wielotysięczny tłum sprzeciwiający się interwencji rosyjskiej armii na Krymie i mieszaniu się Władimira Putina w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Według niektórych szacunków, w proteście wzięło udział nawet 50 tys. Rosjan. "Za Rosję i Ukrainę bez Putina!", "Okupacja Krymu - hańbą Rosji!" i "Ręce precz od Ukrainy" - skandowano.
W tym samym czasie prokremlowska demonstracja zgromadziła zaledwie około 10 tys. mieszkańców Moskwy. Wyznawców Władimira Putina nie brakowało też na demonstracjach na wschodzie Ukrainy. Co najmniej kilkutysięczny tłum wymachujący rosyjskimi flagami zgromadził się przede wszystkim w Doniecku.