W tym roku Unia i rząd dopłacą ponad 1000 złotych do hektara. Inne korzyści? Brak podatku Belki, ubezpieczenie medyczne i emerytura w KRUS za niecałe 126 zł miesięcznie. Polska wieś to raj podatkowy lepszy niż Cypr. Wysyp patentów na wiejskie przekręty finansowe.
- Czemu tu stoisz Stachu. Trzeba się dogadać - zagaił do sąsiada Dariusz Marchlik, uprawiający kalafiory i brokuły rolnik z Błot (woj. kujawsko-pomorskie). Żeby taniej kupić ziemię na przetargu Agencji Nieruchomości Rolnej, zaproponował konkurentom układ. W zamian za odstąpienie od licytowania Stachu Nerowski z Bruków miał dostać 10 tys. zł, a Robert Szwebs 5 hektarów pola.
Dzięki temu za ziemię wartą ponad pół miliona rolnik zapłacił 190 tys. zł. Zabawna zmowa cenowa trzech rolników opisywana w styczniu przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ukazała nowe zjawisko. Wraz ze wzrostem stawek dopłat bezpośrednich, rolnicy stają na głowie, aby tanio kupić hektary.
Bo dziś skrawek ziemi 100 na 100 metrów jest jak lokata w banku. Po kolejnej podwyżce dopłat bezpośrednich w tym roku przyniesie minimum 1012 złotych profitu. I to bez podatku Belki. Przy średniej cenie ziemi 22 tys. za hektar zysk jest lepszy niż na lokacie bankowej wynoszącej średnio średnio 3 proc. Według ANR najtańsza ziemia, 10 tys. zł za hektar, jest w w Małopolsce. Przy obecnej skali dopłat inwestycja tam przynosi 10 proc. zysku rocznie.
Podatek Belki?
Podatek od dochodów kapitałowych (potocznie nazywany podatkiem Belki) – rodzaj zryczałtowanego podatku dochodowego od osób fizycznych. Został wprowadzony w 2002 r. przez ówczesnego ministra finansów w rządzie Leszka Millera, Marka Belkę. CZYTAJ WIĘCEJ
za Wikipedią
Za ubiegły rok Polska na dopłaty bezpośrednie wyda kwotę ok. 3,53 mld euro, czyli 14,91 mld złotych. Trudno się dziwić, że tysiące rolników rzuciło się do koszenia łąk i orania leżących odłogiem nieużytków. Nawet nie swoich, bo aby dostać dopłaty należy wykazać się jedynie uprawą ziemi, a nie jej własnością. Biznes jest właściwie pozbawiony ryzyka, bo coraz większe dopłaty gwarantuje - i to do 2020 roku - Bruksela ze swoją Wspólną Polityką Rolną.
PGR ma się świetnie
Na dopłatach do ziemi zarabiają nie tylko zwykli rolnicy, ale też księża, ojcowie zakonni, gminy, a nawet domy maklerskie, giełdowe spółki i kilku biznesmenów z listy najbogatszych Polaków. Prawie 20 mln złotych zgarnęły dwie spółki Top Farm, za którymi stoi brytyjski fundusz inwestycyjny. Ostatni polski PGR, czyli państwowy Kombinat Rolny Kietrz zainkasował 10,3 mln, a 3 mln pozyskała firma rolnicza Wojciecha Mroza, jednego z najbogatszych Polaków z rankingu "Forbes". To dane Ministerstwa Rolnictwa o największych beneficjentach dopłat bezpośrednich.
Przy okazji upada lansowana przez PSL teoria, że dopłaty pozwalają na wyrównanie rynkowych szans pomiędzy naszymi a unijnymi rolnikami. Według serwisu Farmsubsidy.org monitorującego wydatki polityki rolnej. Aż 20 proc. polskich eurodotacji kasuje garstka - mniej niż jeden procent największych firm. Zestawienie największych kosiarzy dotacji ostatnich lat otwiera Krajowa Spółka Cukrowa z monstrualną dotacją 138 mln euro. Za nią trzej zagraniczni producenci cukru: Sudzucker 66 mln euro, Pfeifer&Langen 53 mln i British Sugar Overseas z 39 mln euro. Pamapol, notowany na giełdzie producent pasztetów, pulpetów i dań z królika, zainkasował w sumie 9 mln euro eurodotacji. Niewiele mniej Sokołów i Animex. Rolnicy indywidualni są na końcu listy.
Rolnik to ma klawe życie
Kogo przerażają klęski nieurodzaju lub urodzaju, kiedy ci najbardziej leniwi mogą po prostu „uprawiać dopłaty” - jak mówi się w rolniczym żargonie. Aby otrzymać dopłatę wystarczy raz w roku zaorać pole czy skosić łąkę. - Z jednego hektara sadu jabłoni wyciągam nawet 2,5 tys. rocznie - chwali się na GoldenLine Marcin W.. Przyznaje, że dla zarabiania na roli rzucił nieźle płatną pracę w mieście. Z 30 hektarów wyciąga ponad 6 tys. miesięcznej pensji.
Wprawdzie wcześniej musiał zainwestować w zakup, dzierżawę ziemi, sadzonki - 4 zł sztuka i płot, ale gdy skończy się manna z Brukseli bez problemu pozbędzie się gospodarstwa. Dziś tylko kosi trawę pomiędzy drzewkami, no i pieniądze też kosi. Jego eko-jabłek i tak nikt nie zbiera. Bez oprysków wyrastają przecież karłowate i robaczywe psiary, a za takie przetwórnia płaci grosze.
Przed ekojabłkami Marcin W. inwestował w plantacje orzecha włoskiego, bo przy kumulacji kilku dopłat można było wyciągnąć prawie 3 tys. zł. z hektara. Przez orzechowych kombinatorów, to w Polsce, nie we Włoszech czy Turcji, posadzono największe plantacje orzechów. Przekręty ukrócono w 2010 roku po raporcie Najwyższej Izby Kontroli, w którym inspektorzy pokazali wymrożone, karłowate drzewka pośród chwastów, do których Bruksela i polski podatnik tak słono dopłacali. Teraz w modzie są dobrze płatne użytki ekologiczne.
Raj fiskalny Polska wieś to raj podatkowy lepszy niż Cypr. Dopłaty to czysty zysk nieobjęty podatkiem. Rolnicy są zwolnieni z podatku dochodowego PIT, płacą jedynie zryczałtowany podatek gruntowy. Według zapowiedzi rządu dopiero w 2015 lub 2016 roku mają go zapłacić ci najbogatsi farmerzy o dochodach powyżej 200 tys. rocznie. Przycichła też sprawa objęcia rolników wyższymi składkami ubezpieczeń społecznych. Za 375 zł (kwartalnie) przysługuje zarówno ubezpieczenie medyczne, jak i emerytura z KRUS. Tymczasem miastowy zarabiający płacę minimalną 1680 zł zapłaci w składkach wielokrotnie więcej - 557 zł miesięcznie.
To, że na wsi żyje się całkiem nieźle pokazują też dane Eurostatu. W latach 2005-2011 dochody polskich farmerów poszły w górę o 74 procent. Jedna trzecia gospodarstw domowych rozporządza dochodem 2-4 tys zł miesięcznie. To dlatego rolnicy zaraz po politykach są w badaniach opinii Instytut Spraw Publicznych wymieniani jako grupa, która najbardziej skorzystała na wejściu polski do UE.