W poniedziałek prorosyjscy separatyści powołali do życia Doniecką Republikę Ludową i Charkowską Republikę Ludową, domagając się przeprowadzenia referendum ws. przyłączenia wschodnich obwodów Ukrainy do Rosji. Tym razem rząd w Kijowie nie czekał ze stanowczą reakcją – we wschodnich obwodach kraju rozpoczęto akcję antyterrorystyczną, zatrzymując 70 separatystów i odbijając z ich rąk ważne budynki. Przeciwnicy Majdanu nie dają jednak za wygraną i przejęli siedzibę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Ługańsku, gdzie przetrzymują 60 zakładników.
"Separatyści, grożąc bronią i materiałami wybuchowymi, siłą przetrzymują około 60 obywateli, którym nie pozwalają opuścić budynku i wrócić do domów. Oznacza to, że stosują środki używane przez terrorystów" - poinformowała SBU w oficjalnym komunikacje opublikowanym we wtorkowy wieczór. Jak podkreśliły ukraińskie służby, porywacze zostali wezwani do natychmiastowego uwolnienia zakładników, złożenia broni. W związku z tym, iż budynek został zaminowany przez separatystów, ma istnieć poważne zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców Ługańska.
RU agents in #Lugansk are holding about 60ppl hostage,not allow to leave&threaten them with weapons&explosives,SBU|PR pic.twitter.com/S2Hp5aEkko
Kijów przestaje pobłażać
O rozpoczęciu operacji antyterrorystycznej w Charkowie poinformował minister spraw wewnętrznych Ukrainy Arsen Awakow. Podczas akcji, na potrzeby której wstrzymany został ruch w centrum miasta, zatrzymano 70 separatystów oraz odbito z ich rąk budynki należące do władz obwodowych.
Powodzeniem zakończył się także szturm ukraińskich sił specjalnych na regionalną siedzibę Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w Doniecku, która również była okupowana przez prorosyjskich demonstrantów. Rząd Arsenija Jaceniuka zapowiedział, że operacja antyterrorystyczna będzie kontynuowana.
Rosja zaniepokojona obecnością "amerykańskich najemników"
Na stanowczą reakcję Ukrainy szybko odpowiedziała Moskwa. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji wezwało władze w Kijowie do "wstrzymania wewnętrznych przygotowań militarnych", które mogą doprowadzić do wybuchu wojny domowej. Resort dodał, że w południowo-wschodnich częściach Ukrainy gromadzeni są żołnierze wojsk wewnętrznych Ukrainy oraz "bojownicy nielegalnej formacji Prawy Sektor".
Rosja jest "szczególnie zaniepokojona" tym, że w ukraińskiej operacji bierze udział około 150 "amerykańskich najemników z prywatnej firmy Greystone", których przebrano w mundury ukraińskiej jednostki specjalnej Sokół. Moskwa podkreśliła, że "podburzanie", jakie można obserwować we wschodniej Ukrainie, zagraża stabilności Ukrainy i prawom jej obywateli.
Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział natomiast, że Rosja jest gotowa na podjęcie rozmów ze Stanami Zjednoczonymi, Unią Europejską oraz stroną ukraińską. Ławrow zaznaczył, że w rozmowach powinni uczestniczyć przedstawiciele "wschodu i południa Ukrainy".
Naddniestrze chce do Rosji
Tymczasem prorosyjski prezydent Naddniestrza Jewgienij Szewczuk, autonomicznego regionu Mołdawii, który na początku lat 90. ogłosił własną niepodległość (uznają ją tylko Górski Karabach, Abchazja i Osetia Południowa), oświadczył w swoim orędziu, że "naszym marzeniem jest niepodległe Naddniestrze wspólnie z Rosją".
Szewczuk wezwał także rząd Mołdawii do prawnego uregulowania konfliktu. "Rzeczpospolita" przypomina, że po przyłączeniu Krymu do Rosji władze Naddniestrza poprosiły rosyjską Dumę o włączenie w skład Federacji Rosyjskiej także ich regionu.
Walka na pięści w parlamencie
Gorąco było również w trakcie wtorkowego posiedzenia Rady Najwyższej, które zostało przerwane po tym, jak na sali doszło do bójki. Awantura wybuchła, gdy politycy nacjonalistycznej Swobody przerwali wystąpienie komunisty Petra Symonenki. Ten bronił prorosyjskich separatystów. Przepychanka szybko przerodziła się w bójkę na pięści. W walce uczestniczyły nawet krewkie posłanki.