"Moja rodzina to foliarze". Nawet o politykę nie ma takich awantur jak o koronawirusa (LIST)

List czytelnika
"Już nie wiem co robić. Straciłem nadzieję. Skończyły mi się pomysły. Moi bliscy mają w nosie koronawirusa, a zamiast lekarzy słuchają internetowych szamanów. Mam do wyboru: rodzina albo zdrowie" – pisze Łukasz, 24–letni czytelnik naTemat z okolic Krakowa.
Koronawirus i związane z nim obostrzenia to temat, który wywołuje kłótnie w rodzinie. fot. @stefanopollio/Unsplash
To się nie zaczęło od koronawirusa. Jeszcze przed epidemią moi rodzice i dwaj młodsi bracia mieli skłonność do tak zwanej medycyny alternatywnej.

Przed epidemią traktowałem to jako nieszkodliwe dziwactwo. Gdy wyrzucali kasę na bioenergoterapeutów i magików od fal theta, już nawet nie komentowałem. Kiedyś kilka razy solidnie się o to pokłóciliśmy. Dobrze znali moje zdanie, a ja ich, więc nie było o czym gadać. Ich pieniądze, ich wybór.

Lewoskrętna witamina C i chemitrailsy

Oni nie krytykowali mnie za racjonalne podejście, ja nie wybrzydzałem na to, co alternatywne. Gdy ich odwiedzałem nie przewracałem oczami widząc szafkę, którą całości wypełniała lewoskrętna witamina C.


Nie pukałem się w czoło, choć miałem wielką ochotę, gdy za kilka tysięcy kupili pręty, czyli "urządzenie" do neutralizowania chemitrailsów – śladów zostawianych na niebie przez samoloty, które ich zdaniem służą do trucia i kontrolowania ludzkości.

Czytaj też: Wicepremier Kaczyński przyłapany przed domem na Żoliborzu. Złamał kluczowy nakaz rządu

Ignorowałem cudowne homeopatyczne proszki na katar i butelki rzekomo jonizujące wodę srebrem. Uznawałem, że każdy ma jakieś hobby i że nie każde hobby musi być mądre. Kocham rodziców i braci, nie chcę im sprawiać przykrości.

Koronawirus i rodzina

Aż przyszedł koronawirus. Wtedy ich odpały zaczęły być groźne. Pół biedy teorie spiskowe o tym, że ktoś specjalnie wypuścił covida, by wybić połowę świata. Kilka razy mówiłem im, że nie ma na to żadnych dowodów, ale nie docierało. Moja dziewczyna próbowała mnie wesprzeć – skończyło się awanturą.
Wtedy uznaliśmy, że mogą nawet mówić, że wirus przyszedł z Marsa, a my nie będziemy się wypowiadać. I przez jakiś czas był spokój. Prawdziwa jazda zaczęła się razem z lockdownem i obowiązkiem noszenia maseczki. Wiosną jeszcze stosowali się do zaleceń, bo policja goniła wszystkich, którzy olewali zakazy. Ale teraz już kompletnie nic sobie z tego nie robią.

Czytaj też: 4-miesięczny chłopczyk zmarł przez koronawirusa. Jest oświadczenie szpitala

Szlag mnie trafia, bo zakażenia idą ostro w górę, codziennie na koronę umiera po kilkaset osób, a moja rodzina robi sobie jaja. Wychodzą do ludzi, na pocztę, do sklepu, z maseczką pod nosem lub na brodzie. I oczywiście nie trzymają dystansu. Tyle, że myją ręce, ale co z tego, jeśli nie przestrzegają pozostałych zasad?

Kontakt przez telefon

Stwierdziłem, że nie mogę milczeć. To już nie jest tylko kwestia wywalania kasy na głupoty, ale ryzyko dla zdrowia i życia, zarówno ich, jak i mojego. Kilka dni temu do nich zadzwoniłem. Powiedziałem, że nie będziemy się widywać do czasu, gdy zaczną się stosować do zaleceń bezpieczeństwa. Mam 24 lata i pewnie koronawirusa przeszedłbym lekko, ale nie będę ryzykować. Nie chcę też zarazić mojej dziewczyny, ani jej rodziców.

Zaproponowałem więc, że będziemy się kontaktować telefonicznie... i wtedy się zaczęło. Zareagowali furią. Jeden z braci wywalił mnie ze znajomych na Facebooku, bo gdy zamieszczał jakieś bzdury o koronawirusie, to komentowałem, że to bzdury. Drugi brat śmieje się, że noszę kaganiec (tak nazywa maseczkę), bo zostałem niewolnikiem big pharmy.

Czytaj też: Kaganiec, covidianie i plandemia. Pokażę Wam, jak wygląda świat oczami koronasceptyków

Konflikt w rodzinie

Rodzice robią mi wyrzuty, że do nich nie przychodzę, że przesadzam. Gdy mówię im, ile osób dziś umarło na koronawirusa, zaczynają wywody, że ci ludzie zmarli z powodu innych chorób, a lekarze mówią, że na koronawirusa, bo dostają za to kasę. A tak w ogóle to wiele z tych osób zabija personel medyczny – respiratorami.

Ręce opadają. Jak można dyskutować z czymś takim? Przecież tu nie ma wspólnego gruntu. Moja rodzina to foliarze, a ja nie wiem jak do nich dotrzeć. Kiedyś to nawet było śmieszne, dziś jest groźne. Już nie wiem co robić. Straciłem nadzieję. Skończyły mi się pomysły. Moi bliscy mają w nosie koronawirusa, a zamiast lekarzy słuchają internetowych szamanów. Mam do wyboru: rodzina albo zdrowie. I jestem wściekły, że w ogóle muszę wybierać.

(śródtytuły pochodzą od redakcji)

Czytaj też:

Zapytali Polaków, co sądzą na temat pandemii. Odpowiedzi części z nich jeżą włos na głowie
Byłam na oddziale dla chorych na COVID-19. To powinien zobaczyć i poczuć każdy koronasceptyk
"Kraków jak Lombardia". Lekarz z OIOM mówi, jak wygląda ratowanie chorych na COVID–19