Projektuje prywatne sex roomy, głównie dla zamożnych 40+. "Klient chciał rozwiązanie jak w garażach"

Aneta Olender
10 marca 2024, 18:11 • 1 minuta czytania
– Seks zaczyna się w głowie. Przede wszystkim musisz czuć się dobrze w pomieszczeniu, do którego wchodzisz, a dopiero w drugiej kolejności możesz poczuć ochotę na seks – podkreśla Iga Bednarz, architektka i ekspertka projektowania domowych sex roomów oraz założycielka Love space. Iga zajmuje się także seks edukacją, za co została doceniona przez fundację Ani Rubik Sexedpl i redakcję Forbes Women.
Iga Bednarz, architektka i założycielka Love space Fot. archiwum prywatne

Sex room, czyli czerwień, czerń, lateks, pejcze? 

Nie, to bardziej BDSM, ale z nim właśnie wielu osobom kojarzy się sex room. Myślę, że pokutuje również to, że gdy wchodzimy na strony seks shopów, właśnie takie gadżety widzimy, bo są bardzo popularne.


Części osób rzeczywiście podoba się taka stylistyka. Jeśli chodzi o kwestię czysto biznesową, to taki klient jest fajny, bo wyedukowany i zwykle wie, czego chce, więc można mu takiego Grey’a zrobić.

Ale tak naprawdę osób, które lubią ten koncept, gdzie jedna strona jest uległa, nie ma wcale tak dużo. Nie ma dużo osób, które kupią dojarkę do człowieka. 

Chyba nie chcę wiedzieć, czym jest taka dojarka...

Podobnie jest z upodobaniem do wiązania, co jest blisko BDSM-u – możesz użyć metalowych kajdanek, ale możesz też sięgnąć po różową wstążeczkę. To jest ta różnica.

Moja wizja i misja jest taka: chciałabym ludzi edukować i przekonać, żeby znaleźli w domu miejsce na seks, nawet jeśli nie mają wystarczającej przestrzeni na osobny pokój. Chcę ich uświadamiać, że to może być każda fantazja. Każda.

Czyli taki sex room w naszym mieszkaniu może być po prostu przytulnym, kojącym miejscem? Niektórych to, co kojarzy się z BDSM-em, może zwyczajnie odstręczać.

Zdecydowanie tak. Są różne rozwiązania. Wszystko zależy od człowieka i jego preferencji. Od tego, co kto woli, ile ma zabawek, gadżetów i czy w ogóle gadżety wchodzą w grę. 

Jest dużo osób, które są podjarane już tym, że są w pokoju hotelowym, a przecież pokoje hotelowe są ultrademokratyczne, dobrze ma się w nich czuć każdy.

Dlaczego więc twoja sypialnia, choćby nawet były tam łóżko z sieciówki, szafka z sieciówki, a nawet pościel z sieciówki, nie miałaby być sanktuarium miłości? Dlaczego nie masz tam się czuć dobrze, zmysłowo? Dlaczego masz nie mieć ochoty na seks w takim miejscu?

Czyli sypialnia i sex room to może być to samo? Dwa w jednym?

Może być dwa w jednym. Oczywiście fajnie, jeśli osobno jest sypialnia, osobno sex room, ale zdecydowanie można to łączyć. Przecież zawsze uprawialiśmy seks w sypialni, czy w innych przestrzeniach w mieszkaniu. Dlatego ważne jest to, żeby przy projektowaniu mieszkania, jego aranżacji, pamiętać o tej warstwie seksu. 

Weźmy pod uwagę np. łazienkę, która też jest idealnym miejscem do uprawiania seksu. Można wstawić tam lustro, które odpowiednio wykadruje ciało.

Wiem, że w tym przypadku mamy w głowie obrazy z lat siedemdziesiątych, pokój Hugh Hefnera z okrągłym lustrem na suficie, a przecież to jest najgorszy kadr z możliwych. Człowiek wygląda w nim, w większości pozycji, jak rozjechana żaba. To nie jest dobry pomysł.

Gdzie w takim razie powinno być lustro?

Powinno być gdzieś z boku albo z przodu. Ale nie ograniczajmy się z seksem tylko do łazienki i sypialni.

Salon?

Salon to zazwyczaj pokój z najpiękniejszym widokiem, dlaczego więc nie uprawiamy tam seksu? Przecież to jest super stymulujące. Wystarczy wstawić właściwy mebel i gotowe.

Tak naprawdę trzeba pamiętać, że seks zaczyna się w głowie. Przede wszystkim musisz czuć się dobrze w pomieszczeniu, do którego wchodzisz, a dopiero w drugiej kolejności możesz poczuć ochotę na seks. Jeśli tak jest, wtedy dokładaj kolejne warstwy.

Są ludzie, którzy uprawiają dużo seksu. Seks jest dla nich ważny i są w tym wyspecjalizowani, wyedukowani. Mają tyle zabawek, że potrzebują szufladę, która otwiera się przez aplikację, żeby dziecko czegoś nie wyciągnęło. 

Ale są osoby, którym to w ogóle nie jest potrzebne. Wystarczą wstążka, wibrator i to też jest ok. Chodzi tylko o to, by utrzymać atmosferę i mieć przestrzeń w głowie na seks. Zapominamy o tym, że to ważne.

Co bierzesz pod uwagę, projektując taki pokój?

To jest trochę tak jak z projektowaniem każdego innego wnętrza. W salonie musisz poczuć się otulona, zrelaksowana. W kuchni musisz mieć wszystko usystematyzowane, żeby praca szybko i przyjemnie przebiegała.

Natomiast w sypialni nic nie może cię przytłaczać. Nie powinno być takich rozpraszaczy jak telewizor – a przecież niektórzy mają tam nawet Playstation.

Szalenie ważne są materiały. Wyjątkowe chwile doświadczasz zmysłami. Dotyk, na co wskazują badania, jest szczególnie ważny dla kobiet. Z kolei bodźce wzrokowe są istotne dla mężczyzn, więc jeśli będziesz miała swój akt na ścianie, to go to nakręci.

Ale pamiętajmy, że może to być bodziec subtelny, bo akt może być totalnie roznegliżowany, ale możesz na nim być tylko z w rozchylonej koszuli. Chodzi o smaczek.

Nasze sypialnie to miejsca, których nie projektujemy. Projektujemy kuchnię, łazienkę, może przedpokój, salon, ale sypialnia zostaje. 

No tak, bo na początek wystarczą łóżko i lampka nocna, a czasami nawet i sam materac, bo na więcej nie wystarczyło pieniędzy.

Materac też może być totalnie fajny i seksi, ale trzeba to mieć dobrze przemyślane. Rozwiązania są proste. Wystarczy powiesić lampki i już jest inaczej. Chodzi o to, żeby o tym myśleć, żeby to zaplanować. 

Jak sex roomy pojawiły się w twoim życiu zawodowym?

Jako młoda architekt, lat dwadzieścia pięć albo sześć, przyjechałam do Warszawy i zaczęłam pracę w dużej pracowni. Oprócz tego, jak każdy młody architekt, robiłam fuchy.

Miałam klienta z polecenia, który chciał ukryty pokój – play room. Na początku w ogóle nie wpadłam na to, że to może być to, do głowy mi nie przyszło. Byłam niewinnym dziecięciem. Sądziłam, że chodzi o pokój do gier.

Ale pokój ten miał mieć ukryte drzwi, miał być schowany tak, że gdy wchodzisz do mieszkania, to w ogóle nie wiesz, że ten dodatkowy pokój istnieje. I tak to zaprojektowałam. 

Moim zadaniem było zaprojektowanie wnętrza tak, żeby było zmywalne, żeby wstawić tam prysznic i toaletę ze stali nierdzewnej. Natomiast podłoga miała być elastyczna, odporna na uderzenia. Są to rozwiązania stosowane w garażach, na basenach itp., a że pracowałam w dużej pracowni, miałam nieograniczony dostęp do wiedzy.

Co to znaczy? 

Usiadłam wieczorem z kolegami i powiedziałam, jaki mam temat. Oni z przyjemnością mi pomagali. Dzięki temu zgromadziłam duży know-how, ale jeszcze nie zaczęłam projektować w tym kierunku.

Pięć lat później na Netflixie pojawił się program "How to Build a Sex Room". I wtedy pomyślałam: Boże, chcę to robić! Koledzy śmiali się ze mnie i mówili, że zaraz mi to minie. Nie minęło.

Sama postawiłam stronę i gromadzę kontakty, bo tak naprawdę ten biznes działa na zasadzie sieci poleceń. Nie ma innej opcji.

Kim są klienci?

Ciężko jest do nich dotrzeć. Trzeba zachować dużą dyskrecję. Zazwyczaj są to osoby zamożne. No i są też inni architekci sex roomów.

To nie jest tak, że jestem tylko ja, ale do tej pory wszystko to działało w podziemiu. Ja trochę z niego wyszłam – zajęłam się seks edukacją.

Rozumiem, że architekt zawsze musi poznać klientów, żeby wiedzieć, co lubią, w jakim otoczeniu czują się dobrze, ale w przypadku sex roomów to chyba trochę inny poziom poznania?

Bardzo otwarcie rozmawiam o seksie – dla mnie jest to rozmowa, jak o wszystkim innym, o kuchni, o patelniach – a niektórych może to peszyć. Dlatego najlepiej wypada zbieranie informacji w ankiecie. Człowiek może usiąść, spokojnie zastanowić się nad odpowiedziami.

Najpierw jednak muszę porozmawiać z daną osobą, żeby wiedzieć, jakie pytania zadać w ankiecie – każda jest inna, indywidualna. Jeśli ktoś jest zdecydowany i zawsze miał takie pomieszczenie do miłości, to raczej wie, czego chce. Ale są osoby, które zupełnie nie mają pojęcia. 

O co pytasz w tych ankietach?

Są pytania czysto techniczne, ile jest miejsca, jaki jest budżet, jaką interwencję planujesz, czy będziesz zmieniać wykończenia itd. Później przechodzę do pytań o ulubiony styl we wnętrzach, co okazuje się trudną dla wielu osób kwestią.

Dla mnie styl klasyczny to co innego niż dla reszty świata, tak samo minimalizm. Rozmawiam językiem architektów, a klienci nie, więc czasami nie widzą różnicy w tym, co im prezentuję. Wtedy musimy cofnąć się o krok i zacząć rozmawiać o estetyce.

Trzeba zrozumieć, że jeżeli chcesz mieć dobrze zrobiony jakikolwiek projekt, to też musisz wykonać pracę, poświęcić temu czas.

Dopiero kolejne pytania dotyczą tego, co ma być w sex roomie. Czy zabawki wchodzą w grę, czy tylko gramy z atmosferą? Jaka to ma być atmosfera? Czy chcemy zmieniać fantazję w zależności od nastroju? Tych zmiennych jest dużo.

Później przedstawiam rozwiązania. Mówię, że możemy zrobić to i to, wstawić taki i taki mebel, np. huśtawkę lub tantra chair. Gdy klient już coś wybierze, to mogę podpowiedzieć dalej, bo już jestem w stanie sobie wyobrazić, w którą stronę idziemy.

Niektórzy lubią też korzystać z porad sex coachów właśnie w ramach tego projektowania. To też jest rozwojowe, bo można się czegoś o sobie nauczyć.

To też jest w twojej ofercie?

Często tak, choć to zależy od klienta. Ustalamy to na początku. Można się spotkać z takim sex coachem, ale nawet nie chodzi o rozwiązywanie jakichś problemów, tylko po prostu o otwartą rozmowę.

Atmosfera jest jak u psychologa, więc człowiek czuje się bezpieczniej, a co za tym idzie, może i więcej zdradzi. Później ten sex coach pomaga mi w doborze gadżetów.

Wydaje mi się, że już sama rozmowa o sex roomie może zbliżać.

Tak, bo ludzie muszą przedyskutować, co lubią, a czego nie. A to już bardzo dużo. Nie wspominam już o osobach z niepełnosprawnościami, które mają wiele ograniczeń, z których my nie zdajemy sobie sprawy, a przecież te osoby też są seksualne. 

Bo chyba bywa i tak, że ludzie nie zawsze są świadomi co na nich działa? Chcą poprawić życie seksualne, ale nie wiedzą jak.

Zdecydowanie tak jest. Dlatego trochę edukujemy. Mam dużo takich edukatorek, które organizują krąg kobiet i tam pokazują gadżety, jak one działają. Wtedy można sobie coś kupić i po prostu próbować. 

I to też jest bezpieczne, bo gdy widzisz, jak reagują inne osoby, to nie czujesz, że jesteś jakaś dziwna, że to jest zboczone. U nas seks to nadal jeszcze duże tabu, jeszcze nie są przekazywane techniki miłosne. Ale wierzę, że to się zmienia.

Wszystko idzie w dobrą stronę, jednak jest to zadanie na lata. A to utrudnia mi biznes, bo muszę wyedukować ludzi, zanim oni coś ode mnie zamówią.

Nie mam jednak jakiś wielkich ambicji, żeby robić bóg wie ile tych sex roomów. Dla mnie ok są dwa, trzy na rok.

Podchodzę do tego może nie hobbystycznie, bo jesteśmy super wyspecjalizowani, ale jest to taka moja pasja. Chcę robić coś, co czuję, że jest dobre, fajne i zwyczajnie mi leży. 

Czy jakieś oczekiwania klientów cię zaskoczyły?

Te zmywalne ściany były zaskakujące. Zaskakujący był pomysł, żeby stworzyć chmurę w pokoju.

W jakim sensie?

Klientka chciała po wejściu do pomieszczenia czuć się tak, jakby wchodziła w chmurę. Były pomysły, żeby zrobić to na zasadzie sauny parowej albo dymiarki. W końcu tego nie zrobiliśmy, bo było to skomplikowane technicznie.

Jeśli natomiast w pomieszczeniu znajduje się dużo lateksu, czy skóry, to pomieszczenie powinno być dobrze wentylowane. Te zapachy są bardzo intensywne i po spędzeniu godziny w takim miejscu, bez wentylacji, można się nabawić zawrotów głowy. Tak samo jest ze zbyt intensywnym oświetleniem led.

Ludzie lubią również shibari, czyli takie podwieszanie. Wielu osobom wydaje się, że można do sufitu przytwierdzić hak ot tak, jak się podoba. No akurat nie można. Takie rzeczy konsultuje się z konstruktorem. Najlepsze są jakieś kotwy chemiczne, ale to są już zaawansowane sprawy, techniczne kwestie.

Niektórzy chcą huśtawki albo wiszące meble, na których mogą usiąść dwie osoby i jeszcze się na tym huśtać, ale to też nie zawsze da się tak po prostu przywiesić do sufitu.

Nie każdego jednak stać na tego typu rozwiązania, nie mówiąc już o dodatkowym pokoju przeznaczonym na seks. Dlatego wymyśliłaś nową usługę? Czym jest "One night"?

Wymyśliłam nową usługę, która będzie dostępna dla szerszej grupy ludzi. Pomysł jest taki, żeby organizować noce poślubne, randki, w jakimś wybranym miejscu, w hotelu, w górskiej chatce, gdziekolwiek.

Będziemy to miejsce wynajmować dla tej osoby, aranżować, tworzyć klimat. Będziemy tam tworzyć też tę warstwę erotyczną. Przywieziemy gadżety, kosmetyki, opiszemy wszystko mniej więcej, żeby ktoś wiedział, co do czego służy i jakich doznań można się spodziewać. Jak używać różnych akcesoriów w bezpieczny sposób.

To wszystko nie nie na zasadzie scenariusza, tylko drogi, którą możesz przebyć, ale nie musisz.

Wszystko, co do tego potrzebne, będzie pod ręką. Dodatkowo jeszcze jakiś catering, więc jeśli dobrze pójdzie, nie musisz w ogóle tego pokoju opuszczać.

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że ponoć najlepszy seks jest między 29 a 35 rokiem życia. Nie wiem, czy w to wierzyć, bo rozmawiałam z kobietami, które opowiadały, że pierwszy orgazm miały po pięćdziesiątce, a wszystko dzięki świadomości ciała i samej siebie.

Żeby dodać ci otuchy, zdradzę, że większość moich klientów ma więcej lat niż 40. To jest czas, kiedy ludzie mogą pomyśleć o sobie, przypomnieć albo w ogóle odkryć seksualność. 

Dbanie o życie intymne, seksualność, pożądanie jest niezwykle ważne. Seksualność człowieka całe życie się zmienia i tyle też trwa seks edukacja. Według krzywej pożądania na początku jest ono wielkie, a później pikuje w dół, więc by je utrzymać, musi być zaufanie, ale i powinna pojawiać się nowość. To jest część bycia w relacji. 

Czytaj także: https://natemat.pl/539051,20-pytan-o-zwiazkach-i-seksie-quiz